Niebezpieczne substancje zatrzymane przez służby latami czekają w naczepach w miejscach wyznaczonych przez marszałków województw. Na takie „parkingi” trafiają także pojazdy, które nigdy nie powinny się tam znaleźć

Jeżeli w trakcie kontroli transportu odpadów Krajowa Administracja Skarbowa, Straż Graniczna, Inspekcja Transportu Drogowego, Inspekcja Środowiska lub policja stwierdzą naruszenia przepisów, to zgodnie z ustawą o odpadach (t.j. Dz.U. z 2020 r. poz. 797 ze zm.) kierują pojazd razem z odpadami do najbliższego miejsca wyznaczonego w wojewódzkim planie gospodarki odpadami (WPGO). Zgodnie z art. 24a ustawy powinny być to miejsca „spełniające warunki magazynowania odpadów”. Obowiązek ich utworzenia i prowadzenia spoczywa na starostach (po wskazaniu przez marszałka województwa). I tu pojawiają się pierwsze koszty. Kolejne dołączają wtedy, gdy nikt nie przyznaje się do toksycznego ładunku, a ten należałoby w bezpieczny sposób zutylizować.
To nie moje!
Trzy takie naczepy od 2018 r. stoją w powiecie buskim. W dwóch jest niebezpieczny szlam, a w trzeciej beczki z trującymi farbami. – Każda naczepa to 20–25 ton ładunku, czyli ponad 20 tys. litrów trucizny – mówi przedstawiciel spółki, która na zlecenie marszałka województwa stworzyła miejsce, do którego trafiają nielegalnie przewożone odpady. Samorząd powiatowy nie sprzeciwił się decyzji marszałka, licząc, że to zadanie będzie przez niego finansowane. – Żadna forma dotacji na ten cel dla powiatów nie została jednak utworzona – mówi Jerzy Kolarz, starosta buski.
Zwraca uwagę, że miejsca wyznaczane przez marszałków województw nie zawsze są wykorzystywane zgodnie z przeznaczeniem. – Powinny tam trafiać pojazdy zatrzymane na drogach publicznych podczas kontroli transportu. W przypadku tych trzech naczep było inaczej. Policja zatrzymała je, gdy ktoś próbował się ich pozbyć na terenie dawnej cegielni – opowiada starosta.
– Artykuł 24a ustawy o odpadach dotyczy transportu odpadów. Jeżeli zostały one porzucone wraz z pojazdami, należy stosować jej art. 26, a więc rozpocząć od ustalenia właściciela nieruchomości, który jest uważany za posiadacza odpadów. Nie powinno się wówczas takiego pojazdu holować do miejsca wyznaczonego zgodnie z art. 24a ustawy o odpadach – tłumaczy dr Bartosz Draniewicz z Kancelarii Prawa Gospodarczego i Ekologicznego.
Naczepy stoją dziś na placu, który nie spełnia wymogów związanych z magazynowaniem odpadów. Obsługująca go firma chciała zaangażować okoliczne powiaty w sfinansowanie wyposażenia „parkingu”, ale nie było chętnych. – Koszty to 18 tys. zł netto miesięcznie. Nie mamy takich pieniędzy – mówi starosta buski.
Odpady bez właściciela
Związek Województw RP przyznaje, że wpływają do niego liczne sygnały od powiatów o problemach ze stosowaniem art. 24a ustawy o odpadach. Brakuje pieniędzy nie tylko na tworzenie i utrzymywanie w gotowości „parkingów”. – Istotne znaczenie ma także pozbywanie się odpadów zgromadzonych na zatrzymywanych naczepach, gdy właściwy podmiot nie jest zainteresowany odbiorem ani pojazdu, ani zgromadzonych w nim materiałów niewiadomego pochodzenia, w tym niebezpiecznych – zaznacza Olgierd Geblewicz, prezes zarządu związku.
Przedstawiciel firmy, która utworzyła „parking” w powiecie buskim, przypomina sobie tylko jedną sytuację, gdy odpady zostały odebrane. Było to podkłady kolejowe, a odebrał je przewoźnik białoruski, dla którego miały one wymierną wartość.
Pojazd i naczepa powinny być na kogoś zarejestrowane. Teoretycznie powinno więc dać się namierzyć tego, kto odpady przewoził, nawet jeśli naczepa została porzucona. Jednak nawet ustalenie posiadacza odpadów nie kończy sprawy, bo potem jeszcze należy odpowiedzialność wyegzekwować.
Przeprowadzenie procedury administracyjnej w sprawie zagospodarowania odpadów zgromadzonych na naczepach jest zadaniem niezwykle złożonym pod kątem prawnym – zaznaczają samorządowcy.
– Wymaga to ustalenia podmiotu obowiązanego do zagospodarowania odpadów, następnie wydania decyzji administracyjnej w tym zakresie oraz przeprowadzenia postępowania egzekucyjnego w administracji. Co do zasady zadania te powinien wykonywać starosta właściwy ze względu na miejsce, na które został skierowany zatrzymany transport odpadów – podkreśla Olgierd Geblewicz.
Wyjątkiem jest międzynarodowe przemieszczanie odpadów, gdzie właściwym do prowadzenia stosownych postępowań administracyjnych jest główny inspektor ochrony środowiska w Warszawie.
Starosta buski nie łudzi się, że uda się znaleźć właściciela odpadów, które stacjonują na terenie powiatu. Szacuje, że utylizacja niebezpiecznych substancji kosztowałaby około 400 tys. zł.
Niech płacą winni
W kłopocie jest także firma. – Nie ma możliwości uzyskania pieniędzy z samorządu, a rząd nie przyznał finansowania tych zadań – mówi jej przedstawiciel. – Nikt nie jest zainteresowany odbiorem odpadów. Policja zostawia naczepę, a odczepia ciągnik. Koszt utylizacji odpadów przewyższa wartość naczepy – dodaje.
Odpady w naczepach czekają więc, choć mogą stanowić zagrożenie dla zdrowia i życia okolicznych mieszkańców i środowiska. – Jeżeli na naczepie znajdują się substancje płynne, przy upałach może to grozić samozapłonem – dodaje przedstawiciel firmy.
Związek Województw RP proponuje przeniesienie obowiązków dotyczących utworzenia, prowadzenia i zagospodarowania odpadów wskazanych w art. 24a ustawy o odpadach ze starostów na organy administracji rządowej.
– Skoro do zatrzymania pojazdów z odpadami mają uprawnienia wskazane jednostki, to słuszne wydaje się dysponowanie przez te służby odpowiednimi parkingami. Procedurę administracyjną w zakresie zagospodarowania odpadów powinny także prowadzić organy administracji rządowej – czytamy w stanowisku związku.
Do czasu publikacji tekstu Ministerstwo Klimatu i Środowiska nie odniosło się do tej propozycji.
Bartosz Draniewicz uważa natomiast, że obowiązujący podział kompetencji między służby a inspekcje oraz samorząd jest uzasadniony. Problemem są pieniądze. Mecenas przyznaje, że samorządom należałoby przyznać środki na utylizację porzuconych odpadów, jeśli nie udaje się ustalić ich posiadacza lub gdy niemożliwa okazuje się egzekucja.
– Wpłaty mogłyby pochodzić z funduszu zasilanego pieniędzmi wpłacanymi przez przestępców środowiskowych w ramach zasądzanych kar. Takie powiązanie byłoby pomocne – dodaje Bartosz Draniewicz.
Zgodnie z art. 47 par. 2 kodeksu karnego (t.j. Dz.U. z 2020 r. poz. 1444 ze zm.) w razie skazania sprawcy za przestępstwo przeciwko środowisku sąd może orzec nawiązkę na rzecz Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. – Można wyobrazić sobie, aby w ramach NFOŚiGW był taki subfundusz na zagospodarowanie odpadów – dodaje Draniewicz. ©℗
Odpady w szarej strefie