Podczas posiedzenia doradców politycznych premiera pojawił się pomysł, by pieniądze z unijnego funduszu odbudowy trafiły do samorządów poprzez rządowe dotacje celowe.

Rząd miałby wtedy wpływ na to, na co są wydawane pieniądze. – I wtedy na otwarciu inwestycji sfinansowanej z unijnych funduszy wstęgę przecinałby przedstawiciel rządu, a nie samorządu – mówi jeden z naszych rozmówców.
Środki zwane funduszem odbudowy to 750 mld euro dla wszystkich krajów UE w ramach unijnego Instrumentu na rzecz Odbudowy i Zwiększania Odporności, który Komisja Europejska sfinansuje zaciągniętym długiem. Jak podaje rząd, Polska będzie miała do dyspozycji ok. 58,1 mld euro, w tym 23,9 mld euro w formie dotacji, a 34,2 mld euro w pożyczkach. Pieniądze będą przez poszczególne kraje wydawane w ramach krajowych planów odbudowy i mają być przeznaczone na konkretne inwestycje, wpisujące się w kluczowe obszary dla UE, m.in. infrastrukturę, transport, energię i środowisko czy innowacje. Rząd zaprezentował już projekt planu, teraz znajduje się on w konsultacjach. Oficjalny termin na przesłanie ostatecznej wersji do KE to koniec kwietnia.
I właśnie o KPO rozmawiała w ostatnim tygodniu Rada Doradców Politycznych przy premierze Mateuszu Morawieckim. Powołanemu na początku marca gremium przewodniczy były minister energii Krzysztof Tchórzewski, a wśród członków są m.in. posłowie Marek Suski, Marek Ast czy Marek Kuchciński, Leonard Krasulski i Zbigniew Hoffman, którzy w latach 90. byli w Porozumieniu Centrum. Jest też m.in. były wiceszef resortu obrony Bartosz Kownacki i szef sejmowej komisji służb specjalnych Waldemar Andzel.
Jak się dowiedzieliśmy, na razie nie zapadły żadne wiążące decyzje dotyczące wydatkowania pieniędzy, które trafią do Polski z funduszu odbudowy. Polityczna wola jest taka, żeby część z nich była skierowana do samorządów związanych z Prawem i Sprawiedliwością. Rządowi trudno byłoby jednak wytłumaczyć np. odcięcie Warszawy od finansowania. Stąd pojawiła się koncepcja stworzenia swego rodzaju rządowego funduszu dotacji celowych, które byłyby przeznaczane na większe inwestycje, jak np. lokalne stadiony pod egidą rządu. Mieszkańcy takich miejsc rządzonych przez polityków związanych z opozycją widzieliby więc efekty, ale kojarzyliby je z rządem.
– W Krajowym Planie Odbudowy można takie pomysły zawrzeć, ale później trzeba obronić je przed Komisją Europejską i udowodnić, że to zwiększa odporność i konkurencyjność gospodarki – mówi nam europoseł Janusz Lewandowski z PO, który w latach 2010–2014 był unijnym komisarzem ds. budżetu. Jego zdaniem KE będzie bardzo wnikliwie badać te inwestycje i nie wszystko przejdzie przez jej sito. W takim duchu wypowiada się też szef frakcji EPL Manfred Weber w wywiadzie, który publikujemy powyżej. Lewandowski podkreśla też, że program wydatkowania funduszy pomocowych jest mocno scentralizowany, co na niektórych samorządach może się odbić negatywnie.
Sami samorządowcy obawiają się scenariusza omijania opozycyjnych wobec rządu miast. Ostatnio na naszych łamach mówił o tym prezydent Szczecina. – Może faktycznie KE przypilnuje wszystkiego, ale być może ktoś tam machnie ręką i uzna, że to tak ważny program dla całej Europy, że trzeba go szybko uruchomić według schematów zaproponowanych przez poszczególne rządy. Dlatego mówimy o naszych obawach z wyprzedzeniem, gdy jest jeszcze szansa ten KPO poprawić – podkreślał Piotr Krzystek.
Taki mechanizm dotacji celowych rządzący zastosowali już w Rządowym Funduszu Inwestycji Lokalnych, który został rozdysponowany w grudniu 2020 r. Z opracowania profesorów Jarosława Flisa i Pawła Swianiewicza dla Fundacji Batorego wynika, że „chociaż włodarze PiS rządzą w gminach obejmujących 9 proc. mieszkańców kraju, to trafiło tam 28 proc. dotacji udzielanych w ramach programu”. Z kolei „w przypadku gmin rządzonych przez samorządowców z bloku senackiego (KO, PSL, Lewica – przyp. red.), udziały te są idealnie odwrotne. Chociaż gminy, w których rządzą, stanowią prawie jedną trzecią kraju, to trafiło tam tylko 10 proc. dotacji”. „Średnia wysokość dotacji dla całego kraju to 83 zł na głowę mieszkańca. W gminach kierowanych przez włodarzy z PiS średnia dotacja wynosi ponad 250 zł na głowę, zaś w gminach kierowanych przez włodarzy z bloku senackiego jest dziesięciokrotnie niższa. W gminach kierowanych przez włodarzy PiS jest trzykrotnie większa od średniej, natomiast w gminach z włodarzami z bloku senackiego jest średnio trzykrotnie mniejsza od średniej” – pisali analitycy. W tekście wyjaśnili również, że choć zazwyczaj samorządy z tej samej opcji politycznej co rząd mogą liczyć na więcej dotacji niż te związane z opozycją, to tym razem skala tego zjawiska była znacznie większa.