Larum podnoszą mieszkańcy, którzy nie są podłączeni do sieci wodociągów, oraz ci, którzy z niezależnych od nich przyczyn zużywają spore ilości wody. Czekają ich spore podwyżki opłat za śmieci

Warszawa od 1 kwietnia zdecydowała się na metodę naliczania opłaty śmieciowej od zużycia wody, by system poboru należności objął możliwie wszystkich mieszkańców. Początkowo w stolicy opłata ta była zależna od liczby osób w gospodarstwie domowym (metoda według klasy gospodarstw), ale spowodowało to finansową dziurę w systemie. Dlaczego? Bo opłatę śmieciową uiszcza się na podstawie deklaracji właścicieli nieruchomości, którzy nie uwzględniali w nich np. najemców lub nowo narodzonych dzieci. Miasto z kolei ma ograniczone możliwości kontroli, ile osób faktycznie zamieszkuje nieruchomość. Do tego metodę tę zaczęły kwestionować sądy. Władze miasta zapowiedziały więc, że jest to rozwiązanie tymczasowe, a docelowo Warszawa zamierza wdrożyć metodę od zużycia wody. Ta zmiana właśnie nadchodzi.
Mieszkańcy odczują ją w wysokości opłaty śmieciowej. Nie jest jednak tak, że zmiana uderzy po kieszeni każdego. Jednoosobowe gospodarstwa domowe wręcz na niej zyskają. Ponieważ niemożliwe było różnicowanie stawek ze względu na liczbę osób, obecnie single płacą tyle samo co wieloosobowe rodziny, czyli 65 zł (w zabudowie wielorodzinnej). Zakładając, że miesięcznie jednak osoba zużywa ok. 2,5 m sześc., opłata śmieciowa dla jednoosobowego gospodarstwa wyniesie 31,82 zł (sposób jej obliczania pokazuje infografika).
Oczywiście w przypadku rodzin może ona wzrosnąć znacznie ponad obecne 65 zł, bo dziś czteroosobowa rodzina za odbiór i zagospodarowanie odpadów płaci co miesiąc jedynie ok. 16 zł za osobę. Na miejskich forach toczą się żywe dyskusje na ten temat. Żalą się rodziny z małymi dziećmi i te z dużymi. Pewna czteroosobowa rodzina z niezwykle wysokimi synami pisze: „Bluza i spodnie syna zajmują całą pralkę”. Na zniżki mogą co prawda liczyć posiadacze Karty Dużej Rodziny (każda osoba będzie mogła odliczyć od śmieciowego rachunku 25 zł przy kryterium dochodowym 1848 zł na osobę), ale w Warszawie przysługuje ona rodzinom z co najmniej trójką dzieci. Poszkodowane czują się też osoby z chorobami skórnymi wymagającymi szczególnej pielęgnacji.
W najgorszej sytuacji znajdą się właściciele nieruchomości, którzy nie korzystają z miejskiego wodociągu i kanalizacji, bo na przykład sieć do nich nie dociera. Miasto założyło bowiem (opierając się na danych GUS dotyczących liczebności stolicy), że miesięcznie warszawiak zużywa 4 m sześc. wody. Właściciele nieopomiarowanych nieruchomości, którzy czerpią wodę ze studni, a ścieki wylewają do własnego szamba, na wodzie zwykle jednak oszczędzają. Tym trudniej jest im zaakceptować wysokość ryczałtu.
– Niewiele samorządów proponuje ryczałt powyżej 3 m sześc. – mówi Mateusz Karciarz, prawnik w Kancelarii Radców Prawnych Zygmunt Jerzmanowski i Wspólnicy. W jego ocenie 4 m sześc. miesięcznego zużycia na osobę wynikają z niedoszacowanej liczby mieszkańców. – To problem dużych miast i miejscowości turystycznych – dodaje.
Zapytaliśmy warszawski urząd, czy właściciel nieruchomości nieopomiarowanej może założyć licznik na własny koszt, a następnie udostępniać go miastu do odczytu. Uzyskaliśmy wymijającą odpowiedź, że założenie licznika jest możliwe na potrzeby odczytu ilości wody bezpowrotnie zużytej (służącej np. do podlewania trawnika) i że tę ilość można odjąć od wskazania na wodomierzu głównym.
– Rada gminy ma szerokie możliwości kształtowania sposobu naliczania opłaty od zużycia wody. W tym zakresie mogłaby zmieścić zakładanie przez mieszkańców liczników – uważa natomiast Mateusz Karciarz.
Zaznacza jednak, że będzie to powodować dodatkowe koszty po stronie samorządu. Miasto musiałoby bowiem zatrudnić wykwalifikowanego urzędnika, który weryfikowałby, czy licznik jest zalegalizowany, a następnie odczytywałby podawane wartości. ©℗
Stołeczna dziura w budżecie na śmieci