Z Bartoszem Jakubowskim, ekspertem Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego ds. transportu rozmawia Katarzyna Nocuń.

DGP
Marszałkowie województw chętnie inwestują w kolej. Nie są natomiast zbyt zainteresowani organizacją połączeń autobusowych, choć są na to pieniądze, na przykład dopłaty z Funduszu Rozwoju Przewozów Autobusowych (FRPA). Dlaczego tak się dzieje?
To prawda, marszałkowie województw wpychają pociągi do kolejnych miejscowości, zamiast walczyć z wykluczeniem transportowym i rozwijać sieć połączeń autobusowych w ramach jednego systemu z koleją. Tymczasem mają pieniądze na transport autobusowy tak samo jak na kolej – i nie są to pieniądze znaczone. Mają też możliwość skorzystania z dopłat z FRPA. Część z nich ma nawet zapisane w planach transportowych utworzenie linii autobusowych. Jednak niewiele samorządów – może z wyjątkiem województwa łódzkiego – robi coś w tym temacie.
Dlaczego tak się dzieje? Na pewno nie decyduje tu reguła zarządzania. Być może znaczenie ma to, że ludzie przez lata przyzwyczaili się do tego, że jeśli jest kolej, to trzeba się jej trzymać jak niepodległości. Mieszkańcy wiedzą, że autobus może zniknąć w każdej chwili. W każdym innym kraju – Wielkiej Brytanii, Niemczech, Czechach – jeśli likwidowano połączenia kolejowe, uruchamiano autobusowe. Czas jazdy był taki sam, cena biletu się nie zmieniała. Różnica polegała na tym, że zamiast na kołach żelaznych pasażer jechał na kołach gumowych. Natomiast w Polsce nawet jeśli w dawnych latach PKP uruchamiała autobusy za kolej, to one po kilku latach znikały, bo organizowano to w tak nieudolny sposób, że nikt nimi nie jeździł.
Sytuacja jest trudna. Upadają przewoźnicy. Wykluczenie transportowe się pogłębia. Jak powinny zachować się samorządy?
Jestem wielkim zwolennikiem wsparcia kolei, która powinna mieć jeszcze gęstszą sieć. Dziś jednak – w sytuacji gdy oglądamy każdą złotówkę z każdej strony i zastanawiamy się, jak ją wydać, by przeciwdziałać wykluczeniu transportowemu – uważam, że do wielu miejscowości pociągi nie powinny jeździć. Samorządy województw w ramach programu Kolej Plus zgłaszają absurdalne linie do miejscowości, w których z pociągu korzysta tylko kilka osób. Powinny natomiast organizować transport pasażerów między powiatami i myśleć teraz przede wszystkim o gęstej sieci połączeń autobusowych, która dotrze do każdej wsi.
Epidemia uderzyła w pasażerski transport autobusowy i kolejowy. Resort finansów chce, aby ten sektor mógł stosować 0-proc. VAT przy rozliczaniu swoich usług. Czy to pomoże?
To działanie pod publiczkę. Prawdziwym problemem jest brak dostępu do lekarza, do żłobka i przedszkola, czyli szwankujące usługi publiczne. Zerowy VAT to detal – 3 grosze na kilometrze, gdy koszty jednego kilometra przejechanego przez autobus wynoszą od ok. 3 do 10 zł, a w przypadku kolei od 15 do 40 zł. W dodatku gros dochodów przewoźników autobusowych, nie licząc oczywiście dużych graczy, którzy wożą pasażerów na dalekobieżnych trasach, pochodzi z dotacji do biletów ulgowych, a ta wpłacana jest bez VAT. Kolej również większość przychodów otrzymuje z dotacji. Nie podejrzewam, by ktoś obniżył ceny biletów tylko dlatego, że VAT spadnie, chociaż gdy VAT zmieniał się z 7 na 8 proc., przewoźnicy kolejowi podnieśli ceny biletów więcej niż o 1 pkt proc. W drugą stronę tak się jednak nie stanie. Niezamierzonym skutkiem będzie natomiast zachwianie płynności, którą gwarantuje drobna nadwyżka z VAT.