To mały triumf hodowców, którzy boją się włączenia gospodarstw pod działanie dyrektywy o emisjach przemysłowych.

Ostatnie tygodnie to nerwowy czas dla hodowców. Ważyły się bowiem losy w sprawie dyrektywy o emisjach przemysłowych i dyrektywy o składowaniu odpadów. Pierwsza bitwa została wygrana. Nie przesądza to jeszcze jednak o sukcesie. Obecnie dyrektywa w sprawie emisji przemysłowych, która obowiązuje od ponad 10 lat, reguluje 50 tys. największych instalacji przemysłowych na terenie Unii i wszystkie muszą przestrzegać obowiązujących limitów zanieczyszczenia dwutlenkiem siarki i tlenkiem azotu.

Komisja obniża limity

Komisja Europejska zaproponowała objęcie większej liczby komercyjnych gospodarstw rolnych, w tym hodowli bydła, przepisami dostosowanymi do zielonej transformacji. Jak? Uznała, że pod dyrektywę powinny podlegać gospodarstwa przekraczające próg 150 LSU (to jednostka przeliczeniowa żywego inwentarza; np. 1 = 1 krowa, 0,007 = brojler kurzy) dla wszystkich zwierząt gospodarskich, czyli dwa razy mniej niż obecnie. W pierwotnym projekcie KE regulacje te miałyby objąć 13 proc. komercyjnych gospodarstw rolnych, które odpowiadają za 60 proc. emisji amoniaku w UE i 43 proc. emisji metanu. Konkretne wytyczne Komisji co do wydawania pozwoleń na działalność wspomnianych gospodarstw miałyby zostać przygotowane do końca przyszłego roku.

Po ich wydaniu państwa członkowskie będą weryfikować, czy do 30 czerwca 2027 r. hodowcy włączą do systemu zarządzania środowiskowego plan przekształceń instalacji, a właściciele 200 najbardziej zanieczyszczających instalacji w UE będą musieli przedstawić dokładny plan transformacji (chyba że zostanie ona zamknięta do 2035 r.), zawierający sposoby redukcji emisji gazów cieplarnianych i oszczędzania energii i wody.

W przyjętym we wtorek stanowisku PE zaproponował objęcie regulacjami jedynie tych gospodarstw, które dysponują 40 tys. miejsc dla drobiu, 2 tys. dla trzody chlewnej lub 750 dla macior oraz 750 sztuk dla żywego inwentarza. Stanowisko PE nie jest oczywiście jeszcze żadnym obowiązującym prawem, jednak pokazuje kierunek debaty, w której to nieoczekiwanie europosłowie, którzy zwykle domagali się większych restrykcji w zakresie zanieczyszczeń czy składowania odpadów, za sprawą EPL stoją bliżej pozycji przemysłu i większości państw członkowskich.

W najbliższych miesiącach będą prowadzone negocjacje między PE, państwami członkowskimi i Brukselą dotyczące finalnego kształtu przepisów.

Koszty i biurokracja

– Dlatego przyszłość branży wciąż jest niepewna – uważa Dariusz Goszczyński, prezes zarządu i dyrektor generalny Krajowej Rady Drobiarstwa Izba Gospodarcza. I dodaje, że zaostrzenie przepisów oznacza, iż będzie pod nie podlegała większość rodzinnych gospodarstw, które dominują w Polsce.

– 150 LSU to w praktyce gospodarstwo liczące 20 tys. ptaków – zaznacza i dodaje, że każda nowa inwestycja w hodowlę tej wielkości będzie oznaczać konieczność ubiegania się o pozwolenie na emisję, co podraża koszty i wiąże się z koniecznością dostarczenia wielu dokumentów.

A to niejedyne zagrożenie wynikające z dyrektywy. – Wprowadza ona też szereg obowiązków w zakresie raportowania i ograniczania emisji, co też ma przełożenie na koszty działalności – zauważa Jerzy Wierzbicki, prezes zarządu Polskiego Zrzeszenia Producentów Bydła Mięsnego, podkreślając, że dzięki wtorkowemu głosowaniu w PE jest szansa, że nowe przepisy nie obejmą hodowców bydła. – Szansa, bo do ostatecznego przyjęcia dyrektywy jeszcze daleka droga – dodaje.

Eksperci zwracają uwagę na jeszcze jedną kwestię. Ich zdaniem między wierszami dyrektywy można wyczytać, że uwzględnione w niej parametry mają być brane pod uwagę przy rozdzielaniu funduszy z programów wsparcia uchwalanych w przyszłości. Mowa m.in. o ekoschematach.

– Jednym słowem ci, którzy przekroczą dozwolony poziom w zakresie LSU, nie będą mogli ubiegać się o pomoc finansową – tłumaczy Dariusz Goszczyński. Tymczasem to właśnie poprzez ułatwianie przechodzenia na bardziej ekologiczną produkcję należy skłaniać branżę do obniżania emisji – dodaje Jerzy Wierzbicki.

Polityczne wsparcie

Sprzeciw wobec propozycji Brukseli zgłaszali w minionych tygodniach nie tylko hodowcy i przedstawiciele przemysłu, lecz także konserwatywne frakcje w PE, w tym EPL. Argumentowali, że pierwotne założenia przeciążyłyby małe i średnie gospodarstwa rodzinne.

– Polityka UE musi być realistyczna, ekonomicznie wykonalna i nie może zagrażać konkurencyjności. Nasze stanowisko zapewnia przedsiębiorstwom przestrzeń do działania, dając im rozsądne okresy przejściowe na przygotowanie się do nowych wymogów, przyspieszone procedury wydawania pozwoleń i elastyczność w opracowywaniu nowych technik – stwierdził po głosowaniu sprawozdawca stanowiska, europoseł EPL Radan Kanev. ©℗

ikona lupy />
Regulacje dotyczące emisji przemysłowych mają dotyczyć gospodarstw / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe