Uruchomienie dopłat do nawozów ulży rolnikom, ale wzrost cen środków do produkcji to niejedyny problem.
Uruchomienie dopłat do nawozów ulży rolnikom, ale wzrost cen środków do produkcji to niejedyny problem.
4 mld zł mają trafić do rolników na dopłaty mające zrekompensować wzrost cen nawozów – zapowiedział w piątek premier Mateusz Morawiecki. Ma to być element tzw. tarczy antyputinowskiej. System skonstruowano tak, że na podstawie zapłaconych faktur ma zostać wyrównana różnica za zakupy dokonane między 1 września 2021 r. a 15 maja 2022 r. Maksymalnie będzie można otrzymać 500 zł na każdy hektar użytków rolnych, a górnym limitem będzie 50 ha. W przypadku łąk i pastwisk kwota będzie o połowę niższa. Jest jeszcze jedno ale: rząd czeka na zgodę Komisji Europejskiej, by ta nie uznała takiego działania za niedopuszczalną pomoc publiczną. Działania wspierające producentów rolnych są szczególnie konieczne w kontekście trwającej wojny. Minister rolnictwa Henryk Kowalczyk tłumaczył, że na ten rok Polska ma wystarczające zapasy żywności, ale trzeba myśleć o konsekwencjach tego, że w Ukrainie nie uda się posiać i zebrać takich ilości płodów rolnych jak dotychczas.
– Dopłaty poprawią dochodowość produkcji – mówi Jakub Olipra, analityk rynków rolnych w Crédit Agricole. Jego zdaniem mogą obniżyć presję na wzrost już i tak wysokich cen skupu zbóż i roślin oleistych. Zwraca jednak uwagę na czynniki, na które rząd nie ma wpływu. – Jest jeszcze zbyt wcześnie, by mówić o poważnych problemach, ale faktem jest, że od początku lutego nie padał deszcz i nie zanosi się, by do końca miesiąca sytuacja miała się zmienić. Gdyby to potrwało dłużej, spowodowałoby spore szkody – przyznaje Juliusz Młodecki, prezes Krajowego Zrzeszenia Producentów Rzepaku i Roślin Białkowych. – Zapas wody w glebie zapewniają zazwyczaj zimowe opady. Gdy ich nie ma, są powody do niepokoju – dodaje Witold Boguta, prezes Krajowego Związku Grup Producentów Owoców i Warzyw (KZGPOiW).
Problemy sygnalizuje obniżający się poziom rzek. „Słoneczna i bezdeszczowa aura, utrzymująca się w całym kraju od kilku tygodni, spowodowała obniżenie się poziomu wody w rzekach i wysychanie wierzchniej warstwy gleby. (…) Od miesiąca nie notujemy opadów a to oznacza suszę atmosferyczną” – napisano w ostatnim komunikacie Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej (IMGW).
W województwach lubuskim, lubelskim, podlaskim i podkarpackim są już obszary, gdzie wilgotność gleby spadła poniżej 40 proc. Jeśli taka sytuacja będzie się utrzymywać, producentów warzyw i owoców czekają spore problemy. „Obszary o wilgotności poniżej 30–40 proc. wskazują na możliwy deficyt wody w strefie korzeniowej” – podkreśla IMGW.
Brak wody teraz oznacza mniejszą skuteczność nawożenia. – Nawozy azotowe potrzebują wilgoci, by mogły zadziałać – wskazuje prezes Juliusz Młodecki. Bez wystarczającej ilości wody kosztujące sporo w tym sezonie rolników substancje nie odegrają spodziewanej roli. A to z kolei zwiastuje niższe plony, co odbije się na jeszcze wyższych cenach żywności.
– Krajowe warunki agrometeorologiczne odznaczają się też coraz większą zmiennością. W ubiegłym roku problemem było późne nadejście wiosny. Tym razem kłopot tkwi w niewystarczających opadach – mówi Jakub Olipra.
Deficyt wody to szczególny problem dla producentów zbóż, roślin oleistych, owoców oraz warzyw. Dostawcy dwóch pierwszych produktów liczą, że uda się osiągnąć jednak zadowalające plony – ten rok jest dla nich bardzo ważny ze względu na to, iż będą sprzyjać im wysokie ceny na globalnych rynkach. Na kieszeniach konsumentów ewentualne straty z tego powodu odbiją się w dwóch ostatnich grupach. – Ceny zbóż i roślin oleistych podyktowane są sytuacją na globalnym rynku, a wpływ krajowych czynników jest ograniczony. Obecnie sytuacja jest w dużym stopniu uzależniona od dalszego rozwoju wydarzeń w Ukrainie. Inaczej jest w przypadku warzyw i owoców – tutaj decydującą rolę odgrywają krajowe warunki pogodowe – mówi Jakub Olipra.
Kłopotem mogą być też nocne mrozy przy wysokich temperaturach w dzień. – Rośliny zaczynają wegetację i mogą przemarzać. Praktyka pokazuje, że rzepak na ogół wymarza właśnie na przedwiośniu, a nie zimą – tłumaczy Juliusz Młodecki.
Dla oceny perspektyw tegorocznej produkcji kluczowy będzie przełom kwietnia i maja. – Jeśli obecna tendencja do przymrozków utrzyma się, to problem z uprawami sadowniczymi będzie naprawdę duży. To okres, w którym odnotowujemy z powodu niskich temperatur największe szkody, bo mróz niszczy kwiaty – dodaje Witold Boguta.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama