Wielki biznes technologiczny wylewa krokodyle łzy nad losem konsumentów oraz małych i średnich przedsiębiorstw. Jednocześnie ubolewa, że Europa nie chce podporządkować się wizji dyktowanej przez korporacje IT.
Michał Kanownik w tekście „Prawdziwi przegrani walki z tech-gigantami” (DGP z 2 lutego) wyraża troskę o los konsumentów i rozwój gospodarczy Polski i Europy. Jego zdaniem decyzje polskich i europejskich polityków mają doprowadzić do obciążenia społeczeństwa kosztami opłaty reprograficznej przy zakupie nowych smartfonów, tabletów i telewizorów z funkcją smart. A czego nam nie mówi? Na przykład tego, że branża IT/ICT nie chce mieć w Polsce takich samych obowiązków wobec twórców kultury, jakie ma niemal w całej Europie. Proponuję zatem odwrócić narrację Michała Kanownika i zapytać, dlaczego producenci i importerzy sprzętu mają mieć w Polsce nieuprawnione przywileje, a tracić mają na tym artyści i odbiorcy kultury. Ale najpierw uporządkujmy pojęcia. Wyjaśnijmy, czym jest opłata reprograficzna i czym jest ZIPSEE Cyfrowa Polska.
Opłata od czystych nośników jest powszechnym w UE narzędziem wsparcia twórczości. Nie jest nowym rozwiązaniem – w niektórych krajach, np. w Niemczech, skąd się wywodzi, funkcjonuje od lat 60. ubiegłego wieku, a w Polsce funkcjonuje od lat 90. Jest opłatą pobieraną najczęściej od producentów i importerów sprzętu umożliwiającego kopiowanie utworów na własny użytek, rzadziej wypłacaną z budżetu państwa (tak jest np. w Finlandii). Pieniądze trafiają do autorów i artystów za pośrednictwem organizacji zrzeszających poszczególne grupy twórcze. Opłata trafia zatem jako rekompensata za utracone wynagrodzenie z tytułu powielania utworów na własny użytek do kompozytorów, pisarzy, dramaturgów, plastyków, aktorów, muzyków, wokalistów, filmowców, naukowców oraz wydawców przez organizacje zbiorowego zarządzania (w Polsce są to SFP, ZASP, STOART, SAWP, ZPAV, Kopipol, Repropol, Copyright Polska i ZAiKS).
Jakie sprzęty są nią objęte? Kiedyś były to np. kasety magnetofonowe i kasety VHS. Wraz z rozwojem technologii opłatą obejmowano pendrive’y, twarde dyski, karty pamięci, a w znakomitej większości krajów także wielofunkcyjne urządzenia mobilne jak smartfony, tablety czy czytniki książek. Ale nie w Polsce. Tu w 2008 roku, czas się zatrzymał. Resort kultury przestał dostrzegać rozwój technologiczny i od tego czasu nie aktualizuje listy urządzeń objętych opłatą, tym samym nie realizując w naszym kraju postanowień dyrektywy o społeczeństwie informacyjnym InfoSoc.
ZIPSEE Cyfrowa Polska to Związek Producentów i Importerów Sprzętu Elektrycznego i Elektronicznego. Podobne organizacje parasolowe tworzy każda branża gospodarki, mamy więc na przykład Związek Pracodawców Gospodarki Odpadami, Związek Pracodawców Przemysłu Piwowarskiego, Stowarzyszenie Producentów Cementu – i wiele innych. ZIPSEE zrzesza takie firmy jak Samsung, Sony, LG, Panasonic, Canon, Hewlett Packard, a także Google i Amazon. Te, broniąc swoich interesów finansowych, występują pod egidą ZIPSEE m.in. z takimi kampaniami jak „Nie płacę za pałace” (była to akcja przeciw opłacie reprograficznej wymierzona w twórców i ich organizację, Stowarzyszenie Autorów ZAiKS). ZIPSEE chętnie pokazuje, jak wspiera kulturę, na przykład prowadząc z MKiDN program „Kultura w sieci” lub przeznaczając 250 tys. zł na granty dla teatrów. Jednocześnie od kilkunastu lat skutecznie blokuje aktualizację opłaty reprograficznej, czym pozbawia polskich autorów i artystów ok. 350 mln złotych rocznie. Proszę porównać te kwoty i wyciągnąć wnioski. Wsparcie kultury przez ZIPSEE jest typowym mydleniem oczu i odwracaniem uwagi od realnych działań, które powodują pauperyzację artystów.
Michał Kanownik, prezes ZIPSEE Cyfrowa Polska, podkreśla niezwykle silną pozycję reprezentowanej przez niego branży w gospodarce – która stanowi blisko 8 proc. polskiego PKB. Bezsprzecznie, produkcja i sprzedaż urządzeń elektronicznych, a także cały sektor technologii informacyjno-komunikacyjnych to niezwykle dochodowy biznes. Dlatego ani opłata reprograficzna, ani implementacja dyrektywy o prawie autorskim na jednolitym rynku cyfrowym, nie spowolnią rozwoju tego sektora. Nie będzie regresu gospodarczego ani ofiar w konsumentach czy małych i drobnych przedsiębiorstwach. Mowa wyłącznie o wyrównaniu standardów przestrzeganych w praktycznie wszystkich krajach Europy. Marże importerów sprzętu elektronicznego są na tyle wysokie, że opłata nie wpływa na cenę detaliczną smartfonów czy tabletów. Trudno byłoby utrzymać tezę, że np. Francja, gdzie wsparcie dla kultury z tytułu opłaty od czystych nośników jest największe w Europie, i gdzie implementowano już część postanowień dyrektywy o prawie autorskim, miałaby być krajem zacofanym technologicznie, a jej obywatele mieliby cierpieć z powodu nieproporcjonalnie drogich urządzeń elektronicznych, a dodatkowo doświadczać cenzury w internecie. Z raportu Międzynarodowej Konfederacji Stowarzyszeń Autorów i Kompozytorów CISAC „Private Copying Global Study 2020”, wynika, że kraje takie jak Francja i Niemcy pozyskały z tytułu opłaty 100 razy więcej per capita niż Polska. Nawet Węgry przy liczbie ludności stanowiącej jedną czwartą tego ,co w Polsce, z opłaty od czystych nośników pozyskuje dla twórców rocznie 10 razy więcej niż my.
Unia Europejska właśnie po to dba o równowagę na rynku, żeby chronić małe i średnie europejskie przedsiębiorstwa przed ogromnymi firmami z Azji czy Ameryki. Co więcej, zaczyna też bardzo aktywnie chronić konsumentów przed zakusami koncernów technologicznych. Z tego powodu zainicjowała działania w obszarze ochrony prywatności, a ostatnio, dzięki dyrektywie o prawie autorskim na jednolitym rynku cyfrowym, dąży do zapewnienia sprawiedliwych wynagrodzeń dla autorów i artystów za twórczość dostępną online.
Fakt, że społeczeństwu należy się uczciwa obrona przed nagannymi praktykami cyfrowych gigantów, zaczyna być coraz szerzej dostrzegany. Polecam Państwa uwadze film dokumentalny pt. „Dylemat społeczny”, do obejrzenia na platformie Netflix. Pokazuje on, jak bezwzględny wobec użytkowników model biznesowy stosują portale społecznościowe.
Dyskusja decydentów, organizacji pozarządowych, akademików i nas – użytkowników nowych technologii – wbrew temu, co twierdzi Michał Kanownik, nie dotyczy wypchnięcia gigantów IT z europejskiego rynku. To byłoby absurdalne. Chodzi wyłącznie o to, by firmy te działały na uczciwych zasadach, płaciły podatki, szanowały prywatność użytkowników, a także respektowały fakt, że popyt na ich produkty jest napędzany dzięki ludziom tworzącym tzw. content. Nie lubię tego słowa, ale tu muszę się nim posłużyć. Bo to właśnie głód treści – informacji i kultury – napędza popyt na nowe urządzenia mobilne i ich aplikacje. Jak pokazuje badanie EY www.rebuilding-europe.eu, 81 proc. internautów w UE korzystało w 2018 r. z internetu w większym stopniu na potrzeby muzyki, filmów i gier niż z zakupów czy mediów społecznościowych. Jeśli więc są firmy, które swój sukces finansowy budują dzięki udostępnianiu treści, i czerpią z tego zyski, to powinny się nimi dzielić z autorami – a mowa tu o ułamku tych zysków. Tylko tyle i aż tyle.
Kultura i sektor kreatywny zatrudniają ponad dwa razy tyle osób co telekomunikacja i przemysł samochodowy razem wzięte. Przed pandemią rozwijały się szybciej niż europejska średnia i stanowiły 4,4 proc. PKB Unii Europejskiej. Covid-19 uderzył jednak z niespotykaną siłą w całą branżę, która ucierpiała bardziej niż turystyka i niemal w takim samym stopniu co transport lotniczy. Najbardziej cierpią sztuki sceniczne (spadek obrotów o 90 proc. w 2020 w stosunku do 2019) i muzyka (spadek o 76 proc.), ale spadki na średnim poziomie -30 proc. notują prawie wszystkie branże artystyczne, oprócz sektora gier. Efekty tego załamania będą odczuwane przez dekady. O 35 proc. spadają tantiemy pobierane przez organizacje zbiorowego zarządzania na rzecz autorów i artystów wykonawców, co dotkliwie odbije się na ich zarobkach w 2021 i 2022 roku. Cyfrowe uczestniczenie w kulturze, mimo największych starań OZZ, nie zrekompensuje tych strat. Pamiętajmy, że Europa Centralna i Wschodnia są poszkodowane najbardziej. Mszczą się teraz na polskich twórcach wieloletnie zaniechania kolejnych rządów, które swoją opieszałością i uległością wobec wielkiego biznesu doprowadziły do sytuacji, w której artyści są m.in. pozbawieni środków z tzw. czystych nośników. Podczas gdy sektor kultury w innych krajach Europy od dekad z powodzeniem korzysta z tego mechanizmu, nie obciążając budżetów krajowych, nasz rząd, nawet w obliczu takiej katastrofy jaką jest pandemia, nie jest zdecydowany, czy to wsparcie kulturze przyznać!
I czas na ostatnie, może najważniejsze pytanie. Polska musi realizować postanowienia dyrektywy o społeczeństwie informacyjnym InfoSoc. Czy stać nasz kraj na to, by, podobnie jak Finlandia, wyręczać wielki biznes w jego obowiązkach wobec twórców i wypłacać rekompensatę za dozwolony użytek prywatny z budżetu państwa? Czy to polski podatnik ma być płatnikiem, czy jednak raczej korporacje?