Anonimowość ma swoje zalety, ale też i wady. Jedną z nich są trudności z ochroną praw autorskich. Pomijając fakt, że często nie wiadomo do końca, które prace są rzeczywiście autorstwa Banksy’ego, a które nie, to również trudno mu walczyć z kopiowaniem jego szablonów. Przez długi czas twórca nie przejmował się swoimi prawami. Do tego stopnia, że stworzył nawet szablon z napisem „prawa autorskie są dla przegranych”. Kilka lat temu chyba jednak zmienił zdanie. Postanowił jednak obejść system z drugiej strony. Skoro ma problemy z ochroną praw autorskich, to postanowił zarejestrować jeden ze swych szablonów jako unijny znak towarowy. Chodzi konkretnie o charakterystyczny rysunek „Miotacz kwiatów”, który przedstawia młodego mężczyznę z twarzą zasłoniętą chustą, w domniemaniu uczestnika ulicznych protestów, który zamiast koktajlem Mołotowa rzuca bukietem kwiatów. Namalowano go w 2005 r. w Betlejem.
W 2014 r. firma reprezentująca Banksy’ego złożyła w Urzędzie Unii Europejskiej ds. Własności Intelektualnej (EUIPO) wniosek o rejestrację tego rysunku jako graficznego znaku towarowego. Sprzeciwiła się mu firma Full Color Black, która sprzedaje kartki pocztowe, w tym również wykorzystujące grafiki Banksy’ego. Główny argument – próba rejestracji w złej wierze, gdyż znak towarowy powinien służyć do komercjalizacji towarów czy usług.
Banksy nie złożył broni. Z jednej strony postanowił udowodnić, że prowadzi działalność handlową, do której wykorzystuje wspomniany znak, z drugiej jednak zrobił to w taki sposób, by nikt nie miał wątpliwości, że naśmiewa się z systemu. W specjalnie założonym sklepie internetowym na sprzedaż wystawił choćby torebkę z cegły, dla klientów, którzy „nie mają zbyt wiele, ale mogą chcieć walnąć kogoś w twarz”. Zresztą w jednej z wypowiedzi artysta wprost stwierdził, że otworzył sklep wyłącznie z powodu sporu prawnego, co jest prawdopodobnie najmniej poetyckim powodem, aby tworzyć sztukę”.
Banksy przegrał spór o znak towarowy. EUIPO uznała, że próbował go zarejestrować w złej wierze. A sklep został założony nie w celu rzeczywistego korzystania z tego znaku, tylko po to, by obejść prawo. Dodatkowy argument – nie da się bezsprzecznie potwierdzić, że posiada on prawa autorskie do spornego oznaczenia.
Z jednej strony każdy twórca powinien mieć prawo do anonimowości, co nie powinno utrudniać ochrony jego praw. Z drugiej jednak trudno też oczekiwać, że urząd mający chronić te prawa zaakceptuje, że ktoś próbuje grać mu na nosie i nawet tego nie ukrywa. Nie da się zjeść ciastka i mieć ciastko. Skoro Banksy uznał, że zależy mu na komercyjnym korzystaniu ze swej twórczości, to nie może jednocześnie kwestionować reguł, na których opiera się sama idea tego komercyjnego korzystania.