Przedsiębiorcy, którzy narzekają na słone stawki i niebywały chaos w obszarze tantiemów, będą mieli niedługo kolejny orzech do zgryzienia. To, że stawki mają jeszcze wzrosnąć, nikogo za bardzo nie zdziwi. Przecież żyć z czegoś muszą nie tylko artyści, lecz i urzędnicy ZAiKS oraz innych organizacji. Komisja Prawa Autorskiego przy resorcie kultury szykuje jednak zmiany, które uderzą po kieszeni właścicieli hoteli i obiektów turystycznych. Fakt, iż nie mają one wiele wspólnego ze zdrowym rozsądkiem, szacownych organizacji do pomysłu nie zraził.
Do tego, że fryzjer, dentysta czy kosmetyczka muszą płacić za luksus posiadania radioodbiornika w swoim zakładzie, zdążyliśmy się już przyzwyczaić. W przypadku hoteli, domów wczasowych, pensjonatów i innych podobnych obiektów opłaty były pobierane od wynajmowanych pokojów. Reprezentanci świata muzyki i pieśni uznali jednak, że jest to system dziurawy i zbyt trudny do kontroli. Zaproponowali więc nie tylko podwyższenie stawek opłat, ale również zmianę całego systemu ich poboru. Teraz hotelarz, zgodnie z planami, będzie musiał płacić za każdy pokój, niezależnie od tego, czy ktoś w nim gości, czy też akurat jest zamknięty na cztery spusty.
W uzasadnieniu projektu nie zabrakło szacunkowych stawek opłat, które zasilą kiesę organizacji dbających o twórców. Z wyliczeń wynika, że miesięcznie od pokoju hotelowego byłoby to około 6-7 euro. Dla porównania, we Francji analogiczna opłata to 0,75 eurocentów, a w Niemczech 2 euro. Tak więc wiele wskazuje na to, że wreszcie w jakiejś statystyce Polska uzyska niezagrożoną, pierwszą lokatę.
Tak kolosalne stawki wynikają nie tylko z pazerności organizacji zarządzających prawami autorskimi. Są efektem systemowego bałaganu. Stworzenie instytucji reprezentującej twórców stało się w Polsce intratną działalnością. Dopóki ta dżungla nie zostanie uporządkowana, przedsiębiorcom pozostanie zacisnąć zęby i płacić.
Szkoda, że nikt dotychczas nie pokusił się o rzetelne zbadanie, ile procent z pobranych tytułem opłat pieniędzy ląduje finalnie w kieszeni artysty. Zapewne okazałoby się wówczas, że polscy usługodawcy zrzucają się na całkiem sporo miejsc pracy – szkoda, że nieproduktywnych. Biurokracja musi kosztować.