Z badań CBOS wynika, że deklarowana przynależność do związków wynosi aktualnie 12 proc.. Jeszcze w roku 1999 było to 22 proc.. Podobne szacunki opublikował niedawno Bank Światowy. Nawet w czasach świetności daleko nam było do innych krajów europejskich. W krajach skandynawskich, które są liderem pod tym względem, współczynnik uzwiązkowienia sięgał nawet 90 proc. Odsetek przedsiębiorstw, w których działają związki zawodowe w Polsce, wynosił w roku 2003 – 41 proc., w roku 2010 badani w 30 proc. firm deklarowali istnienie organizacji związkowych, natomiast w roku 2014 taką deklarację złożyło 37 proc. badanych. - Można powiedzieć, że po okresowym spadku aktywności związkowej pojawiły się symptomy ożywienia. Dane te znajdują potwierdzenie w wypowiedziach liderów central związkowych, którzy wskazują na tendencję wzrostu liczby członków organizacji związkowych – twierdzi prof. Paweł Ruszkowski z Collegium Civitas.
- W latach dwutysięcznych korzyści, zwłaszcza płacowe, z bycia członkiem związku zawodowego w Polsce i w krajach naszego regiony wzrosły. Mogłoby to oznaczać, że związki zawodowe odzyskały trochę swojego wigoru i siły przetargowej – dodaje Iga Magda z Instytutu Badań Strukturalnych.
- Rzeczywistą skalę utraty wpływów przez związki zawodowe ilustruje następujący przykład: zatrudnienie w przemyśle wynosi 2 870 000 pracowników, w tym w sektorze publicznym pracuje jedynie 11 proc. . Oczywiście są kopalnie, firmy przemysłu maszynowego czy chemicznego, transportu kolejowego, gdzie do związków zawodowych należy 80 proc. załogi. Te związkowe „twierdze” w znacznym stopniu kształtują społeczne postrzeganie związków zawodowych jako siły działającej selektywnie, na rzecz interesów określonej branży czy firmy.
To zakorzenienie w wielkich państwowych zakładach pracy stanowi obecnie podstawowy dylemat strategiczny związkowych przywódców: czy okopać się na tych pozycjach, czy otworzyć się na potrzeby szerszego społecznego otoczenia – twierdzi prof. Ruszkowski.
Najwyższy wskaźnik uzwiązkowienia występuje w oświacie, nauce i ochronie zdrowia – 23 proc., natomiast w przemyśle – tylko 16 proc.. Związki są silne w sensie organizacyjnym i politycznym w sektorze publicznym i w dużych przedsiębiorstwach (pow. 250 zatrudnionych). W praktyce oznacza to że wpływ organizacji w sektorze prywatnym oraz w obszarze małych i średnich firm jest niewielki. Ten problem dotyczy jednak większości państw. Poza krajami skandynawskimi związki zawodowe są ograniczane do bastionu industrialnego, czyli dużych przedsiębiorstw produkcyjnych, a w zachodniej Europie także do dużych sieci handlowych, które są de facto nowoczesnymi fabrykami usługowymi. Rozwój gospodarczy w ostatnich dekadach jednak mocno mobilizuje mniejsze i średnie podmioty związane głównie z usługami. Tam związki zawodowe jeśli w ogóle są, to są słabe.
- Dane wyraźnie pokazują, że statystyczny członek związku zawodowego jest starszy niż przeciętny pracownik w danym zakładzie pracy. Ponadto członkami związków zawodowych są częściej przedstawiciele „niebieskich kołnierzyków”, a większość organizacji pracowniczych funkcjonuje w tradycyjnych branżach, a nie tam gdzie młodzi ludzie szukają najczęściej pracy – mówi Iga Magda.
Jak dodaje ekspertka, to że od lat obserwujemy systematyczny spadek poziomu uzwiązkowienia, nie musi świadczyć to o słabości związków zawodowych. Bardziej niepokojący powinien być spadek innego ważnego miernika siły związków zawodowych, a mianowicie poziomu objęcia układami zbiorowymi, czyli porozumień podpisywanych między związkami a pracodawcami na różnych szczeblach (firmowym lub, rzadziej, branżowym) dotyczących warunków pracy i płacy. Związki zawodowe w Polsce są słyszalne zwłaszcza na poziomie ponadbranżowym i wiele rzeczy udaje się im osiągnąć. Ostatnie sukcesy to chociażby wprowadzenie godzinowej stawki minimalnej, ograniczanie atypowych form zatrudnienia czy walka o to by w zamówieniach publicznych premiować te podmioty, które zatrudniają swoich pracowników na podstawie umowy o pracę.
Związki zawodowe, żeby mogły działać muszą mieć stabilnych pracowników, którzy identyfikują się i z nimi, i ze swoim pracodawcą. Tymczasem obecnie nastał czas bardzo dużej elastyczności i płynności na rynku pracy, a przez to małej identyfikacji z miejscem pracy. W Polsce problem ten widoczny jest na przykładzie licznych atypowych form zatrudnienia. Jeśli ktoś jest zatrudniany okresowo i wciąż rozgląda się za nową pracą, która lepiej zaspokajałaby jego potrzeby, to zapisywanie się do związku nie jest racjonalne. Działa to również w dugą stronę. Gdyby pracodawcom zależało na posiadaniu stabilnej załogi to chcieliby mieć silne związki zawodowe, które stanowiłyby rodzaj kotwicy i były pośrednikiem w negocjowaniu lepszych warunków pracy i płacy.
Zmienia się też system wartości. Nowe pokolenie na rynku pracy jeszcze bardziej niż poprzedni instrumentalnie traktuje pracę i siłą rzeczy ochrona ze strony stabilnej, trwałej, zbudowanej na gruncie industrialnym i przenoszącej industrialne formy działania organizacji związkowej przestaje być atrakcyjnym obrońcą.
Pracodawcy bywają niechętni wobec związków zawodowych. W mniejszym zakładzie jest to często odbierane jako sygnał, że ten pracownik może potencjalnie w przyszłości sprawiać problemy.
W przyszłości będzie coraz więcej zakładów, które będą stawiały na innowacyjność, rozwój, więc będą inwestowały w swoją załogę. W takich miejscach związki będą się rozwijać. Niski poziom uzwiązkowienia pośrednio wskazuje na niski poziom innowacyjności. Badania międzynarodowe potwierdzają, że tam gdzie chcemy mieć dobrych pracowników i długookresowo w nich inwestować, stabilizuje się ich przez przyjazne traktowanie związków.
Związki zawodowe mają bardzo zróżnicowany obraz. Nie muszą kojarzyć się ze skostniałymi strukturami. W krajach skandynawskich czy w Wielkiej Brytanii administrują one ogromnymi funduszami z budżetu państwa i zajmują się m.in. szkoleniami pracowników i dostosowywaniem ich umiejętności do rynku pracy.