Zatrudnionym obiecuje się 1,5 tys. zł pensji, a potem wypłaca połowę
Właściciele firm coraz rzadziej przyjmują do pracy obcokrajowców, którzy nie mają prawa pobytu w Polsce, za to coraz częściej nie przestrzegają zawartych z nimi umów – wynika ze sprawozdania Państwowej Inspekcji Pracy za 2011 rok.
Właściciele firm coraz rzadziej przyjmują do pracy obcokrajowców, którzy nie mają prawa pobytu w Polsce, za to coraz częściej nie przestrzegają zawartych z nimi umów – wynika ze sprawozdania Państwowej Inspekcji Pracy za 2011 rok.
Niepokój inspektorów budzi przede wszystkim rosnąca liczba przypadków zaniżania lub niewypłacania wynagrodzeń. W ub.r. kwota, którą pracodawcy próbowali „zaoszczędzić”, wyniosła prawie 1,8 mln zł, podczas gdy w 2010 roku było to niespełna 340 tys. zł.
/>
Mechanizm jest prosty: firmy najczęściej zatrudniają cudzoziemców, proponując im np. 1500 zł, ale potem wypłacają 700 – 800, twierdząc, że praca nie została wykonana jak należy. Albo tłumaczą, że potrącili z wypłaty koszty zakwaterowania lub transportu. Pracodawcy często każą też pracować cudzoziemcom w dni wolne, nie płacąc im za nadgodziny. Z danych PIP wynika, że tego typu nadużycia zanotowano w 30 proc. z ponad tysiąca skontrolowanych firm i było ich o 40 proc. więcej niż rok temu.
Ofiarami padają najczęściej obywatele krajów Dalekiego Wschodu, którzy nie znają języka i nie mają w Polsce znajomych. Zwykle są to Chińczycy, Koreańczycy, Tybetańczycy, Mołdawianie, a także obywatele Bangladeszu. W ub.r. było też dużo wykorzystywanych Macedończyków, którzy pracowali w Polsce przy budowie dróg.
Wyniki kontroli nie odzwierciedlają jednak skali zjawiska łamania praw pracowniczych cudzoziemców w Polsce. Choćby dlatego, że inspekcje PIP monitorują tylko niewielki fragment rynku. – Nikt np. nie wie, co się dzieje w gospodarstwach rolnych, do których nasi inspektorzy nie mają prawa wstępu – mówi Jarosław Cichoń z departamentu legalności zatrudnienia PIP. Czarną dziurą są także firmy zarejestrowanych w prywatnych domach czy mieszkaniach, gdzie również urzędnicy wchodzić nie mogą.
– Ale nawet na budowach, w zakładach produkcyjnych czy w restauracjach, gdzie inspekcji jest najwięcej, bardzo trudno jest udowodnić wykorzystywanie cudzoziemców – mówi Marek Modrzejewski z Okręgowego Inspektoratu Pracy w Krakowie. – Oni sami nie skarżą się, bo nie chcą tracić zatrudnienia, często nawet kryją pracodawców, twierdząc, że dopiero przyjechali i dlatego nie ma ich w rejestrach ZUS.
Tylko nieliczni, i to z reguły dopiero wówczas, gdy trafią na bruk, zgłaszają się do Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji czy do fundacji La Strada.
Dobrą informacją jest fakt, że spada liczba obcokrajowców żyjących w Polsce bez formalnego prawa pobytu, a także tych zatrudnionych na czarno. W ubiegłym roku inspektorzy pracy zarejestrowali 901 takich przypadków. To o 11 proc. mniej niż rok wcześniej.
Jest to najprawdopodobniej związane z ubiegłoroczną liberalizacją przepisów, która pozwala zatrudniać obywateli Ukrainy, Białorusi, Rosji, Mołdawii i Gruzji bez zezwolenia. Wystarczy tylko oświadczenie pracodawcy. Tu jednak zaczyna się kolejna czarna dziura, bo z 259,7 tys. cudzoziemców, którzy przyjechali do Polski w ubiegłym roku na tzw. oświadczenia, większość wcale nie pracuje u przedsiębiorcy, który wystąpił o ich zatrudnienie. I nikt tak naprawdę nie wie, co się z nimi dzieje.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama