Już 665,6 tys. cudzoziemców jest ubezpieczonych w polskim ZUS. Ale to raczej efekt osiadania w Polsce tych, którzy przyjechali wcześniej, niż pojawiania się nowych.
Już 665,6 tys. cudzoziemców jest ubezpieczonych w polskim ZUS. Ale to raczej efekt osiadania w Polsce tych, którzy przyjechali wcześniej, niż pojawiania się nowych.
Liczba cudzoziemców ubezpieczonych w polskim systemie emerytalnym nadal rośnie, ale tempo tego wzrostu stopniowo zwalnia – wynika z danych Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, jakie uzyskał DGP. Na koniec III kwartału było ich o 17 proc. więcej niż rok wcześniej. W I kwartale roczny wzrost wynosił niemal 30 proc., w II – ok. 20 proc.
Zdolność imigracji do walki z nie najlepszą krajową demografią na polskim rynku pracy zdaje się słabnąć. W każdym kolejnym kwartale tego roku polscy pracodawcy zgłaszali coraz mniejszą liczbę obcokrajowców do ubezpieczenia. W pierwszych trzech miesiącach było to niemal 40 tys. osób, latem – 21,3 tys.
Wśród ubezpieczonych w ZUS obcokrajowców nadal dominują Ukraińcy, na koniec III kwartału było ich 499,6 tys.
Jeśli zestawić liczby z ZUS z innymi danymi, to można wysnuć jeden generalny wniosek: imigracja zarobkowa do Polski powoli zmienia swój charakter z tymczasowej i sezonowej na trwałą. Ale nie musi to iść w parze z jej zwiększeniem. Z informacji publikowanych wcześniej przez resort rodziny wynika, że liczba zezwoleń na pracę zwiększa się szybciej niż liczba składanych oświadczeń przez pracodawców (na podstawie których obywatele kilku państw mogą pracować przez pół roku). W tym pierwszym przypadku po pierwszym półroczu wzrost wynosił ok. 42 proc., w tym drugim – niespełna 12 proc. To sugeruje, że coraz większa liczba przyjeżdżających do Polski chce tu zostać co najmniej na kilka lat.
Bez uproszczeń nie da się skutecznie konkurować o imigrantów
Tę tezę mogą potwierdzać wyniki badań trzech ekonomistów związanych ze Szkołą Główną Handlową i Narodowym Bankiem Polskim. Paweł Strzelecki, Robert Wyszyński i Jakub Growiec w opracowaniu poświęconym wpływowi ukraińskiej imigracji na polską gospodarkę zwracają uwagę na zmiany w strukturze zatrudnienia naszych wschodnich sąsiadów. Jeszcze w 2011 r. połowa pracowała w rolnictwie, w przemyśle zatrudnionych było zaledwie 6 proc. W 2018 r. proporcja niemal się odwróciła.
Ekonomiści są zdania, że – ze względu na wiele podobieństw ukraińskiej imigracji do emigracji polskiej do Wielkiej Brytanii – można zakładać, że z czasem będzie się ona zmieniać z tymczasowej w stałą, przy jednoczesnym zmniejszaniu się różnicy w płacach uzyskiwanych przez ukraińskich i polskich pracowników.
Z wyliczeń autorów raportu wynika też, że praca imigrantów zauważalnie podniosła polski PKB. W szczytowym pod tym względem 2017 r. dołożyli ok. 0,7 pkt proc. do wzrostu gospodarczego, który wyniósł wówczas 4,6 proc.
Niemniej, podkreślają autorzy opracowania, potencjał do dalszego wzrostu liczby imigrantów z Ukrainy jest już ograniczony. Powody? Sytuacja gospodarcza na Ukrainie stopniowo się poprawia. I coraz mniej jest osób, które mogą przyjechać do pracy w Polsce.
O tym, że nie ma co liczyć na dalszy duży napływ Ukraińców na polski rynek, są również przekonani inni eksperci. Łukasz Kozłowski, ekonomista Federacji Pracodawców Polskich, zwraca uwagę, że – mimo braku pełnych i obiektywnych danych – niektóre badania (w tym NBP) wskazują, że wielkość imigracji zarobkowej już się stabilizuje.
– I że imigranci zaczynają szukać stabilnego zatrudnienia. Z drugiej strony dane ZUS mogą iść w parze z innymi informacjami z rynku pracy wskazującymi na spadek popytu na pracę – uważa Łukasz Kozłowski.
W podobnym tonie wypowiada się Piotr Arak, dyrektor Polskiego Instytutu Ekonomicznego. Według niego trzeba się teraz skupić na tym, żeby ci, którzy już przyjechali do Polski, osiedlali się tutaj i wiązali swoje życie zawodowe z naszym krajem na dłużej.
– To ważne, bo w 2019 r. po raz pierwszy zobaczyliśmy negatywne efekty zmniejszania się populacji w wieku produkcyjnym. Demografia będzie czynnikiem redukującym potencjał produkcyjny – ocenia dyrektor PIE. Przypomina, że kilka lat temu, jeszcze przed napływem ukraińskiej imigracji na nasz rynek pracy, OECD szacowała, że w latach 2020–2030 przez złą demografię PKB per capita będzie się zmniejszał o 0,2 pkt proc. Dzięki Ukraińcom może uda się zniwelować ten efekt w najbliższej dekadzie i bilans wyjdzie na zero. Ale to i tak oznacza bardzo duże wyzwanie dla polskiej gospodarki.
– Należy zrobić wszystko, żeby ściągnąć z powrotem do kraju przynajmniej część polskich emigrantów, głównie tych, których pozycja na brytyjskim rynku pracy pogorszy się po brexicie. Według badań NBP to przynajmniej 100 tys. osób na Wyspach, ale też około 200 tys. w innych krajach Unii. Należy im stworzyć warunki ponownej asymilacji w kraju. Powinno to być elementem polityki prorozwojowej – mówi Arak.
Według Łukasza Kozłowskiego inne kraje regionu już konkurują z Polską o pracowników z Ukrainy. Czechy czy Węgry mają podobne do naszych problemy demograficzne, ale szybciej liberalizują zasady zatrudniania cudzoziemców.
– W Polsce procedury uzyskania legalnego zatrudnienia i pobytu na dłuższy okres są przewlekłe. Inne kraje zaczynają szerzej otwierać swoje drzwi dla cudzoziemców. Od przyszłego roku zrobią to też Niemcy – zwraca uwagę Kozłowski. Jego zdaniem bez uproszczeń nie da się skutecznie konkurować o imigrantów – pracowników, a można by to osiągnąć np. wydłużając okres zatrudnienia na oświadczenie z sześciu miesięcy do roku i znosząc niektóre wymagania przy uzyskaniu pozwolenia na pracę.
– Do tego potrzebne jest wzmocnienie administracji, która się tym zajmuje, by mogła sprostać potrzebom rynku. Usprawniłoby to cały proces. Dziś zasoby administracji są takie, jak pięć lat temu – dodaje ekonomista FPP.
/>
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama