Niemal 90 proc. ankietowanych nie boi się utraty stanowiska. Sami też nie chcą zmieniać posady, a jeśli już, to za cenę wysokich podwyżek
To główne wnioski z najnowszego Barometru Rynku Pracy firmy Work Service zajmującej się m.in. wspieraniem przedsiębiorstw w pozyskiwaniu pracowników. Barometr powstaje na podstawie ankiet przeprowadzanych wśród zatrudnionych i pracodawców. Z najnowszej edycji wyłania się obraz rynku, który został zdominowany przez tych pierwszych.
Więcej zarabiają – bardziej pewni
Już ponad 88,4 proc. badanych nie boi się zwolnienia z pracy. To największy odsetek spośród dotychczasowych 10 edycji raportu. Najbardziej pewni siebie są ci, którzy zarabiają więcej – z pensjami od 3999 zł miesięcznie. W domyśle fachowcy w swoich dziedzinach. W tej grupie utraty posady nie boi się aż 93,5 proc. pytanych.
To koresponduje z innym spostrzeżeniem, jakie poczynili autorzy Barometru. Popyt na pracowników ze strony firm też jest rekordowy. Aż 45,5 proc. z nich planuje przeprowadzenie rekrutacji. Nie zawsze jest to tożsame ze zwiększeniem załogi – część przedsiębiorców zakłada, że będą musieli uzupełniać luki po odchodzących pracownikach. Tak zakłada 19,9 proc. pytanych. Ale tych, którzy będą rekrutować, żeby powiększyć personel, jest więcej, bo 25,6 proc. W obu przypadkach pozyskanie nowych fachowców nie będzie proste. Na brak kandydatów skarży się ponad 55 proc. ankietowanych przedsiębiorców. To nie powinno dziwić w zestawieniu z inną częścią Barometru, który pokazuje skłonność Polaków do zmiany pracodawcy. Taką opcję rozważa co piąty zatrudniony. Najchętniej zmian dokonaliby najmłodsi i ci, którzy zarabiają najmniej. Nie palą się do zmiany pracy osoby w wieku powyżej 55 lat.
/>
Znaleźć kandydata – to za mało
Nawet jak już się uda kandydata znaleźć, to pojawiają się kolejne problemy. Prawie 28 proc. przedsiębiorców skarży się, że kandydaci nie przychodzą na wcześniej umówione spotkania rekrutacyjne. W co piątej firmie nie podejmują pracy, twierdząc, że dostali lepszą ofertę.
Inną ważną przyczyną niedoborów kadr są zbyt wygórowane oczekiwania finansowe. Wskazało na to 49,4 proc. pytanych firm. I rzeczywiście, na pytanie, o ile miałaby wzrosnąć płaca, by fachowiec zmienił pracodawcę, blisko połowa ankietowanych odpowiada, że podwyżka musiałaby się mieścić w przedziale 25–50 proc. – czyli niemało, biorąc pod uwagę, o ile średnio dziś rosną płace w przedsiębiorstwach. Według danych GUS w lipcu było to 7,2 proc. w skali roku.
Ale oprócz braku kandydatów do pracy i żądań wysokich płac są jeszcze problemy niewystarczających kompetencji albo ich niedopasowania. Ten pierwszy dotknął 33,3 proc. badanych firm, drugi ponad 17 proc. To kłopot, bo polscy pracownicy niechętnie zdobywają nowe umiejętności. Około 18 proc. rozważa zmianę zawodu. W grupie zarabiającej najwięcej odsetek ten wynosi zaledwie 7,9 proc. Najbardziej skorzy do przebranżowienia są ci, którzy zarabiają między 2000 a 2999 zł. Taką możliwość dopuszcza w tej grupie 25,6 proc. pytanych.
Piotr Arak, analityk i zastępca dyrektora Polskiego Instytutu Ekonomicznego, uważa, że wyniki badania przeprowadzonego przez Work Service wskazują na zamiłowanie naszych rodaków do stabilizacji. Stąd zapewne tak mała grupa, która planuje zmiany zatrudnienia, i tak duże są oczekiwania premii za przejście do innego przedsiębiorstwa.
– Pytanie, czy pracodawcy będą w stanie sobie z tym poradzić. Być może na znaczeniu zyskają dodatkowe bonusy związane z zatrudnieniem w rodzaju pakietów medycznych – mówi Piotr Arak.
Pracodawcy muszą coś wymyślić
Maciej Witucki, prezes Work Service, zwraca uwagę, że jeśli przedsiębiorcy nie znajdą sposobu na rosnący koszt zatrudnienia, to może mieć to negatywne konsekwencje albo dla cen w gospodarce, albo dla aktywności wybranych branż. Przykład to budownictwo, które nie jest już w stanie pogodzić oczekiwań pracowników z oczekiwaniami inwestorów. Efekt: mała aktywność firm budowalnych na przetargach. A problem będzie narastał również z powodu zmian prawnych i administracyjnych, jak choćby uruchomienie pracowniczych planów kapitałowych. We wtorek rząd przyjął projekt PPK, zakłada on dodatkowe składki od wynagrodzeń płacone przez pracowników i pracodawców na dobrowolne oszczędzanie na emeryturę. Prezes Work Ser vice sądzi, że przy takim rynku pracy jak obecnie zatrudnieni będą chcieli podwyżek, by zrekompensować nowe obciążenie.
– Od kilku już lat firmy biorą na siebie rosnące koszty pracy. Pytanie, w którym momencie nie będą już w stanie tego wytrzymać – zastanawia się prezes Work Service.
Irena Pichola z firmy doradczej Deloitte ocenia, że kłopot będą mieli ci, którzy nie wykorzystali poprzednich lat do zwiększania produktywności pracy i budowali swoją konkurencyjność na jej niskiej cenie.
– Ona była przez długi czas przewagą konkurencyjną naszych firm i jednym z największych bodźców do inwestowania w Polsce. Teraz coraz droższa praca zaczyna nas blokować i może być jednym z powodów zahamowania rozwoju – uważa Pichola. Według niej przedsiębiorcy muszą poszukać nowych zasobów na rynku pracy, żeby myśleć o dalszej ekspansji.
– Muszą się z tym liczyć i być bardziej elastyczni w zatrudnianiu cudzoziemców czy osób starszych. Albo w inwestowaniu w automatyzację – uważa Pichola. Dodaje, że firmy już dziś powinny zacząć pracować nad samym procesem rekrutacji tak, aby był on możliwie prosty i szybki. A także nad programami motywacyjnymi, w których oprócz wynagrodzeń istotną rolę będą odgrywały inne czynniki.
– Oprócz płacy ważne dla pracowników jest jeszcze zawodowe spełnienie, poczucie sensu tego, co się robi. Ważne, by przedsiębiorcy o tym pamiętali – ocenia Pichola.