W żyłach naszych płynie krew, co ścina się na widok nędzy i ciemnoty (…). Konieczne jest podjęcie walki przeciwko ciągłemu utrzymywaniu pewnych kast i instytucyj (pisownia oryginalna – red.), przeciw układowi stosunków, które oddzielają pracującego od narzędzi pracy. Na takie instytucje będziemy zapatrywać się jako na siły wrogie”. Tymi słowami prawie 140 lat temu prekursor socjologii Ludwik Krzywicki polemizował z czołowym pozytywistycznym kronikarzem epoki Bolesławem Prusem.
Krzywicki dowodził, że rolą badacza nie może być tylko analiza zastanych stosunków społecznych. Może on – a nawet powinien – podejmować działania na rzecz zmiany. Łączyć obserwację z aktywizmem społecznym.
Tamten dylemat przypomniał w posłowiu do książki Ilony Rabizo socjolog i aktywista Jarosław Urbański. Sam Urbański wydał dwa lata temu książkę pod tytułem „Społeczeństwo bez mięsa” (pisaliśmy o niej z resztą w Magazynie DGP). Była to pionierska na polskim rynku próba pokazania, jak ściśle powiązane są ze sobą historia kapitalizmu oraz dzieje przemysłu mięsnego. Jak bardzo uprzemysłowienie uboju wpływa na losy świata – prowadząc do wojen (rzadziej) oraz wyzysku ekonomicznego w zakładach mięsnych (to na co dzień). Teraz dostajemy książkę wychowanki Urbańskiego, Ilony Rabizo, podobnie jak on związanej z anarchizującym środowiskiem poznańskiego Rozbratu. „W kieracie ubojni” jeszcze mocniej wpisuje się w tradycję badacza aktywisty, której domagał się od polskich naukowców Ludwik Krzywicki w roku 1883.
„W kieracie…” idzie szlakiem wytyczonym przez wielu świetnych autorów z przeszłości. Podobnie jak amerykański noblista literacki Upton Sinclair czy francuski psycholog Robert Linhart, Ilona Rabizo sama… wybrała kierat. Zatrudniła się na pewien czas do mało smakowitej roboty przy obróbce mięsa. Akurat w jej przypadku chodziło o ubojnię specjalizującą się w wyrobach z kaczek i gęsi. Bo choć ten rodzaj drobiu nie jest w Polsce szalenie popularny, to produkcja jest duża i niemal cała idzie do Niemiec. Czyni to Polskę europejskim potentatem na tym polu.
Pracując w ubojni, Rabizo mogła więc prześledzić cały proces: rekrutację pracowników, ich szkolenie (a właściwie jego brak), samą pracę, wynagradzanie, zakwaterowanie, czas i tempo pracy oraz kontrole i nadzór. Przyglądała się także temu, czy generalne niezadowolenie pracownic (w sporej części Ukrainek) da się w jakikolwiek sposób przełożyć na sensowny opór, prowadzący do poprawy warunków. Nie dało się.
Czytając książkę Rabizo, dostajemy obraz ciężkiej (tak fizycznie, jak i psychicznie) pracy, która niszczy wykonujących ją ludzi („krew tryska intensywnym i pulsującym strumieniem”). Nie dając większych szans i perspektyw na polepszenie bytu. Rabizo nie ukrywa, że jej celem było nie tylko pokazanie, „jak to wszystko naprawdę wygląda”. Autorka chce, żebyśmy w Polsce krytyczniej przyjrzeli się branży mięsnej – a zwłaszcza drobiarstwu – które jej zdaniem jakoś od lat wymyka się krytycznemu opisowi. Ot, choćby takiemu, jakiego doświadczył przemysł tekstylny. „Patrzymy na Chiny i Bangladesz, gdzie kobiety zmusza się do niewolniczej pracy dla renomowanych marek, ale to samo albo gorsze rzeczy dzieją się pod naszym nosem w rodzimym przemyśle mięsnym” – pisze autorka, tym samym podsumowując przekaz „W kieracie ubojni”.
Ilona Rabizo, „W kieracie ubojni”, Oficyna Wydawnicza Bractwo Trojka, Poznań 2018
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Powiązane
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama