Zamiast 9,9 tys. zł brutto uposażenie posłów wyniesie 7920 zł przełoży się to na niższe dodatki. Ruszają prace nad projektem.
Zamiast 9,9 tys. zł brutto uposażenie posłów wyniesie 7920 zł przełoży się to na niższe dodatki. Ruszają prace nad projektem.
Uposażenie posłów i senatorów ma wynosić 80 proc. wysokości płacy podsekretarza stanu, ustalonej na podstawie przepisów o wynagrodzeniu osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe. W dalszym ciągu będzie ono automatycznie zwiększane o dodatek z tytułu wysługi lat.
Takie m.in. zmiany przewiduje projekt nowelizacji ustawy z 9 maja 1996 r. o wykonywaniu mandatu posła i senatora (t.j. Dz.U. z 2016 r. poz. 1510 ze zm.), który przez posłów PiS został już wniesiony do laski marszałkowskiej. Zmiany mają wejść w życie w pierwszym dniu miesiąca, po tym, w którym nowelizacja zostanie ogłoszona w Dzienniku Ustaw.
Obecnie podstawowe wynagrodzenie parlamentarzystów wynosi 9,9 tys. zł brutto. Po zmianach zostanie obniżone o 1980 zł (co da 7920 zł brutto). Automatycznie przełoży się to na niższe dodatki, np. z tytułu przewodniczenia komisji – 20 proc. uposażenia, (obecnie blisko 2 tys. zł – po zmianach o 400 zł mniej).
Projekt jednak zakłada wyjątek od powszechnej zasady obniżania wynagrodzeń. Zgodnie z art. 42 ust. 1 ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora parlamentarzystom przysługują środki na pokrycie kosztów związanych z wykonywaniem mandatu na terenie kraju, w zryczałtowanej wysokości 25 proc. uposażenia miesięcznego. Jest to dieta parlamentarna. Po zmianach jej wysokość ma wynosić 25 proc. wynagrodzenia podsekretarza. Również ryczałt ustalany przez marszałków Sejmu i Senatu na prowadzenie biura przez posła i senatora w dalszym ciągu ma wynosić 12,2 tys. zł miesięcznie. Te środki przeznaczone są na czynsz, opłaty za media i wynagrodzenia pracowników.
Marcin Horała, poseł PiS i przedstawiciel wnioskodawców, tłumaczy, że wniesiony przez jego klub projekt jest związany ze społecznymi oczekiwaniami dotyczącymi wynagrodzeń posłów i senatorów. Podkreśla, że w skali roku przyniesie on oszczędności dla budżetu rzędu 13 mln zł.
W drugim kroku partia rządząca zapowiada obniżenie pensji w samorządach
Jarosław Kaczyński, prezes PiS, zapowiedział też obniżenie uposażeń wójtów, burmistrzów, prezydentów miast, starostów i marszałków. Obecnie ich maksymalne miesięczne wynagrodzenie nie może przekroczyć siedmiokrotności kwoty bazowej określonej dla osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe. W 2018 r. wynosiła ona 1789,42 zł brutto. W efekcie maksymalna wysokość wynagrodzenia dla samorządowych włodarzy wynosi 12 525,94 zł brutto.
W celu obniżeniu tego limitu należałoby znowelizować art. 37 ust. 3 ustawy z 21 listopada 2008 r. o pracownikach samorządowych (t.j. Dz.U. z 2016 r. poz. 902 ze zm.) oraz zmienić rozporządzenie Rady Ministrów z 18 marca 2009 r. w sprawie wynagradzania pracowników samorządowych (t.j. Dz.U. z 2014 r. poz. 1786 ze zm.). W nim rząd określa m.in. minimalne i maksymalne stawki dla samorządowców. Na przykład obecnie wynagrodzenie zasadnicze wójta w miejscowości do 15 tys. mieszkańców waha się od 4,2 tys. zł do 5,9 tys. zł brutto. Do tego dochodzą dodatki – stażowy, specjalny i funkcyjny. Z naszych informacji wynika, że projekt zmian tego rozporządzenia przygotowuje już resort Joachima Brudzińskiego, ministra spraw wewnętrznych i administracji.
Z rządowymi propozycjami nie zgadzają się przedstawiciele samorządów. – Kiedy byłem wiceministrem administracji, to zabiegałem o podwyżki maksymalnych stawek dla samorządowych włodarzy. W dalszym ciągu stoję na stanowisku, że te uposażenia trzeba zwiększać, a nie obniżać – mówi Marek Wójcik, pełnomocnik zarządu Związku Miast Polskich ds. legislacyjnych.
– To mieszkańcy, czyli radni w danej gminie, bez żadnych ograniczeń powinni decydować o wysokości pensji dla prezydenta miast lub wójta. Rząd nie powinien się do tego wtrącać – dodaje.
Podobnego zdania jest dr Stefan Płażek, adiunkt z Katedry Prawa Samorządowego Uniwersytetu Jagiellońskiego. Według niego zmiany w prawie powinny być dokonywane po racjonalnej analizie, a nie wskutek tego, że partii rządzącej spadają notowania w sondażach.
Innego zdania jest Tadeusz Woźniak, przewodniczący Rady Służby Publicznej. – Ja też byłem samorządowcem i zarabiałem znacznie mniej niż obecnie i nie robiłem z tego afery – przekonuje. Tłumaczy, że bycie posłem, senatorem, a także samorządowcem, to służba państwu, a nie sposób na życie i dorabianie się.
PiS planuje również ograniczenie wszelkich dodatków dla osób zasiadających w spółkach Skarbu Państwa. Odstąpiono też od pomysłu Mateusza Morawieckiego, aby podsekretarzy włączyć do służby cywilnej i tym samym sprawić, aby zarabiali więcej niż obecnie.
Na razie nie są prowadzone prace, by ustawowo zakazać wypłacania ministrom i wiceministrom nagród. Premier zapowiedział jednak, że za jego kadencji takich bonusów nie będzie.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama