W ponad 30 przypadkach sprzedaż w niedzielę ma być dopuszczalna. Zakres tych wyłączeń dzieli rząd i wnioskodawców obywatelskiego projektu w sprawie ograniczeń.
Proponowane wyjątki od zakazu handlu w niedziele / Dziennik Gazeta Prawna
Wyjątki od projektowanego zakazu handlu nie uwzględniają potrzeb niektórych branż i są zbyt szczegółowe – twierdzi rząd. Jeśli nie będą precyzyjne, to zakaz będzie obchodzony – uważają związkowcy. Tak można streścić rozbieżności pomiędzy obiema stronami. Wątpliwości budzi m.in. kwestia dopuszczenia sprzedaży w niedzielę w niektórych placówkach w zależności od powierzchni lokalu lub obrotów oraz zatrudnianie sprzedawców na podstawie umów cywilnoprawnych. Łącznie wyjątków jest tak dużo, że niełatwo będzie się zorientować, kto i na jakich zasadach może handlować w ostatni dzień weekendu.
Kwiatki i ciastka
Najwięcej wyłączeń od projektowanego zakazu ma charakter przedmiotowy. Ze względu na rodzaj sprzedawanych produktów i potrzeby ludności handel w niedzielę ma być dozwolony m.in. na stacjach paliw, w kwiaciarniach, kioskach, piekarniach, placówkach służby zdrowia i kultury. Niektóre z tych placówek muszą jednak spełniać dodatkowe warunki dotyczące powierzchni (np. powierzchnia handlowa na stacji paliw nie będzie mogła przekraczać 80 mkw.) oraz przychodów ze sprzedaży (np. co najmniej 30 proc. miesięcznych przychodów kwiaciarni ma pochodzić ze sprzedaży kwiatów). Rząd w swoim stanowisku do projektu podkreślił, że stawianie takich warunków w praktyce może powodować występowanie konfliktów, obejście prawa oraz trudności z weryfikacją tych przesłanek.
– Z punktu widzenia organów nadzoru łatwiej weryfikuje się precyzyjnie określone wymogi. Ale w tym przypadku ryzyko omijania przepisów jest duże – wskazuje Piotr Wojciechowski, adwokat, specjalista prawa pracy.
Wystarczy, że np. właściciel stacji ograniczy ekspozycję handlową w niedzielę (np. prowizorycznym przepierzeniem) i już pojawia się wątpliwość, czy placówka może być otwarta, czy też nie. Z drugiej strony argumenty strony związkowej też są racjonalne.
– Bez ograniczeń co do powierzchni handlowej zakaz nie będzie skuteczny. Przykładem są wielkie galerie handlowe usytuowane przy dworcach kolejowych w największych miastach. Nasz projekt zakłada, że otwarte mogą być usytuowane w dworcach placówki o powierzchni nieprzekraczającej 25 mkw. Bez takiego limitu przydworcowe galerie mogłyby pracować w niedziele – tłumaczy Alfred Bujara, przewodniczący handlowej Solidarności, pełnomocnik komitetu inicjatywy ustawodawczej w sprawie ograniczenia handlu w niedziele.
Podkreśla, że na dalszym etapie prac nad projektem ustawy wnioskodawcy będą podtrzymywać wspomniane argumenty i opowiedzą się za utrzymaniem w ustawie limitów powierzchni placówek. – W przeciwnym razie trzeba liczyć się z tym, że właściciele wielkich centrów handlowych będą np. otwierać połączenia autobusowe, wydzielą kasy biletowe i poczekalnię i – jako przydworcowa placówka – będą pracować w niedziele – dodaje.
Nienazwane umowy
Rząd i wnioskodawcy projektu są też podzieleni w zakresie niektórych wyłączeń podmiotowych. Chodzi np. o zatrudnianie w handlu na podstawie umów cywilnoprawnych. W swoim stanowisku rząd podkreślił, że zgodnie z projektem niedopuszczalne będzie handlowanie w niedziele na podstawie umów-zleceń i o dzieło. A to tylko dwa przykładowe kontrakty unormowane wprost w k.c. Przedsiębiorcy zajmujący się handlem mogą też stosować inne umowy (nienazwane), które zakazem nie będą objęte. – W praktyce dopiero po wejściu w życie tych przepisów można będzie sprawdzić, czy i jak często zatrudniający wykorzystują tę lukę. I zapewne wtedy konieczne okaże się uszczelnienie nowych regulacji – twierdzi Piotr Wojciechowski.
Wnioskodawcy nie uwzględnili tych wątpliwości w autokorekcie obywatelskiego projektu. Nie przewiduje ona rozszerzenia wspomnianego katalogu umów. Za to zakłada wprowadzenie do projektu wielu innych rozwiązań postulowanych w stanowisku rządu (dotyczących wyjątków od zakazu). Dla przykładu, ograniczenia mają nie obejmować podmiotów świadczących usługi na rzecz handlu usytuowanych w portach morskich i lotniczych oraz garnizonów, urzędów pocztowych i rolniczych rynków hurtowych. W niektórych przypadkach autorzy projektu ograniczyli jednak propozycje rządowe. Na przykład handel w trakcie okolicznościowych festynów będzie dozwolony, ale tylko jeśli tego typu imprezę organizuje jednostka samorządu terytorialnego, organizacja pozarządowa, instytucja kościelna lub organ pomocy społecznej.
– Inaczej właściciele dużych sklepów mogliby organizować takie uroczystości w niedziele i przy okazji prowadzić normalną sprzedaż. Takie działania promocyjne w weekendy często prowadzą już teraz, a po zmianie przepisów mogłyby stać się furtką do obchodzenia zakazu – tłumaczy Alfred Bujara.
Podobne zastrzeżenia dotyczą np. handlu internetowego. Wnioskodawcy projektu zgadzają się, aby wirtualne sklepy nie były objęte ograniczeniami, ale tylko jeśli w momencie zawierania transakcji sprzedaż ma charakter zautomatyzowany. – Łącznie wszystkich ograniczeń jest tak wiele, że prowokują one pytanie o cel wprowadzania zmian. Bo jak się okazuje, społeczeństwo jest jednak aktywne również w niedziele i niełatwo jest określić ograniczenia w zwykłym funkcjonowaniu społecznym – podsumowuje Piotr Wojciechowski.
Wolna niedziela, ale nie dla franczyzy
NSZZ „Solidarność” deklaruje gotowość do ustępstw, ale nie w liczbie wolnych niedziel, tylko w sprawie franczyzobiorców.
Wszystkie niedziele wolne – na takim stanowisku niezmiennie stoi Komitet Inicjatywy Ustawodawczej, będący autorem obywatelskiego projektu ustawy o zakazie handlu w niedzielę, którym w środę po Wielkanocy zajmie się stała podkomisja sejmowa ds. spraw rynku pracy. Co więcej, nie zakłada pod tym względem żadnego kompromisu. Co innego, jeśli chodzi o franczyzobiorców.
– Od samego początku naszą ideą było, by ostatni dzień tygodnia pracownicy handlu mogli przeznaczyć, tak jak inni, na wypoczynek w gronie rodzinnym. Dlatego nie zakładamy ustępstw w tym zakresie. Zadecyduje o nich ewentualnie Sejm – podkreśla Alfred Bujara, przewodniczący Krajowego Sekretariatu Banków, Handlu i Ubezpieczeń NSZZ „Solidarność”.
Przyznaje natomiast, że sprawa zupełnie inaczej wygląda w kwestii franczyzobiorców, czyli osób prowadzących własny sklep, ale na licencji znanej marki. Autorzy projektu jeszcze raz dokładnie analizują, czy tacy przedsiębiorcy nie powinni zostać wyłączeni spod działania ustawy, czyli zyskać prawa, jakie mają mieć przedsiębiorcy będący osobami fizycznymi wykonującymi we własnym imieniu działalność gospodarczą.
Alfred Bujara przyznaje, że sprawa byłaby prostsza, gdyby nie niektóre sieci franczyzowe stosujące bardzo restrykcyjne zapisy w umowach o współpracy z franczyzobiorcami. Zgodnie z nimi sklepy na licencji muszą być otwarte w każdą niedzielę, inaczej ich właścicielom nie zostanie wypłacona prowizja. – Istnieje ryzyko, że wyłączenie franczyzobiorców spod ustawy spowoduje nierówność na rynku. Część sieci będzie bowiem zmuszała swoich partnerów biznesowych do otwierania sklepów w dni wolne, a część pozostawi to ich swobodnej decyzji – tłumaczy Alfred Bujara.
NSZZ „Solidarność” przyznaje jednocześnie, iż wie, że wielu franczyzobiorców może ostatecznie stracić na nowej ustawie. Mowa przede wszystkim o tych, którzy prowadzą małe, osiedlowe sklepiki, często pod polską marką franczyzową. W trudnej sytuacji mogą znaleźć się zwłaszcza te placówki, w których zakupy mają często charakter impulsowy i nie są planowane z wyprzedzeniem, oferujące np. słodycze i przekąski, wyroby garmażeryjne, świeże produkty obiadowe, alkohole oraz produkty żywnościowe z segmentu premium. Jak wyliczają analitycy Profit System, na spożywczym rynku franczyzowym działa w sumie ponad 70 tys. placówek pod szyldem łącznie 1170 marek. Przeważająca większość z nich – 80 proc. – to rodzime brandy, które skupiają 86 proc. wszystkich sklepów na licencji. Gra zatem toczy się o poważną grupę.
Zdaniem ekspertów stosując wyłączenie franczyzodawców spod działania zakazu handlu w niedzielę, trzeba jednocześnie zastosować kryterium wielkości sklepu. Inaczej mogłoby to być przepustką do obchodzenia przepisów przez sieci handlowe, które masowo wchodziłyby we franczyzę, by sprzedawać w niedzielę.
– Mamy tego świadomość. Dlatego wyjątek dotyczyłby tych placówek, w których tylko właściciel sklepu na licencji mógłby stanąć za ladą – komentuje Alfred Bujara.
Prawnicy uważają, że taka zmiana byłaby krokiem w dobrym kierunku. Jak zauważa w swojej opinii prawnej prof. Marek Chmaj, radca prawny w kancelarii radcowskiej Chmaj i Wspólnicy, w obecnie zaproponowanych przepisach mamy do czynienia ze różnicowaniem sytuacji prawnej podmiotów równych sobie, bez względu na wyraźne kryterium, co stanowi naruszenie zasady sprawiedliwości społecznej, a także równości.
Pomysł podoba się też Polskiej Organizacji Franczyzodawców, która od samego początku prac nad ustawą podnosi argument nierównego traktowania dwóch identycznych przedsiębiorców – franczyzowego i będącego osobą fizyczną wykonującą we własnym imieniu działalność gospodarczą.
– Popieramy ideę zmian. Czekamy jednak na ostateczną wersję projektu, w której zapis o franczyzobiorcach ostatecznie by się znalazł. Może się bowiem okazać, że diabeł tkwi w szczegółach – informuje Michał Skubiszewski, pełnomocnik ds. zarządu Polskiej Organizacji Franczyzodawców.