Trudno sobie wyobrazić budzącą zaufanie społeczne prokuraturę bez ludzi, którzy przestrzegają prawa, mają odpowiednio wysoki poziom etyczny, a swoją pracę wykonują rzetelnie. Muszą też być odporni na naciski pozaprawne, zwłaszcza polityczne. Mam wielką nadzieję, że podobnie widzą tę instytucję również osoby, które podpisały w zeszłym tygodniu apel do prokuratora generalnego.
Sygnatariusze apelu wskazują na zbyt wolny proces ustalania spraw, które za poprzedniej koalicji rządowej były wszczynane i prowadzone z motywów politycznych. Zwracają również uwagę, że sprawiedliwość odwleczona w czasie nie spełni swojej funkcji, i pytają o determinację rządu w zakresie rozliczeń. W apelu można przeczytać, że budzących wątpliwości spraw jest bardzo dużo, poczynając od wstępnie ustalonej przez zajmujący się tym zespół prokuratorów liczby 600 postępowań, a kończąc na kolejnych, zgłaszanych do organizacji społecznych. Autorzy podkreślają, że audytem powinny być objęte sprawy we wszystkich stadiach – od postępowania przygotowawczego po etap sądowy.
Trudno się nie zgodzić, że jeśli wątpliwości co do pozaprawnych motywów, jakimi kierowali się śledczy, rzeczywiście istnieją, to winny one zostać wyjaśnione, a sposoby zakończenia postępowań odpowiednio skorygowane. Autorzy apelu podsuwają nawet gotowe rozwiązania, wskazując na możliwość umarzania tych spraw, w których niezasadnie postawiono zarzuty, czy wycofywania aktów oskarżenia, gdy sprawy są już na etapie sądowym.
Problem z tego typu apelami, nawet wynikającymi z najczystszych intencji, jest jednak taki, że to ktoś inny miałby je realizować. Apelujących nie muszą obchodzić trudności praktyczne, wątpliwości etyczne ani ryzyko prawne, na które realizacja postulatów może narazić bezpośrednich wykonawców.
Tymczasem sprawy motywowane politycznie nie mają osobnej adnotacji na okładkach akt. Niekoniecznie też ich ocena musi być łatwa i oczywista. Naginanie prawa może być ukryte w odpowiednio poprowadzonym przesłuchaniu, niepełnym protokole, niewykorzystaniu możliwości dowodowych lub przyjęciu wątpliwej wykładni przepisu. Nie są to zatem nieprawidłowości, które widać na pierwszy rzut oka – wymagają one nie tylko analizy akt i przepisów, ale często również uzupełnienia materiału dowodowego lub częściowego powtórzenia niektórych czynności. Taki obowiązek będzie ciążył na prokuratorze, który ma daną sprawę ocenić, a następnie prawidłowo poprowadzić i podjąć właściwą decyzję procesową. Nie może od tego odstąpić, a prokurator przełożony nie może go do tego zmusić, jeśli nie chce narazić się na odpowiedzialność dyscyplinarną lub nawet karną.
Dlatego też niepokoją zawarte w apelu wskazania, że niezależność prokuratorów referentów nie może być traktowana jak fetysz paraliżujący wysiłki na rzecz przywrócenia praworządności i sprawiedliwości, a sprawiedliwość okresu przejściowego rządzi się swoim prawami. Takie sugestie mogą skłaniać do chodzenia na skróty i to w krytycznym momencie odbudowy prokuratury.
Podobnie należałoby zachować wstrzemięźliwość w sterowaniu postępowaniami za pomocą nadzoru i wymiany referentów sugerowanych przez autorów apelu. W przeciwnym razie trudno będzie obronić się przed zarzutem, że tak naprawdę sytuacja jest dokładnie taka sama, tylko kto inny wydaje polecenia. Takie działanie nie odbuduje zaufania do prokuratury, a może złamać kręgosłupy tym, którzy oparli się poprzedniej ekipie.
Dlatego pozwolę sobie na swój własny, prywatny apel – dajmy prokuratorom pracować dobrze, na podstawie prawa i nie każmy im wyręczać ustawodawcy. ©℗