Teoretycznie może, ale jest to nadal ryzykowne. Przepisy PKE niestety niewiele zmieniły. Nie dały oczekiwanej pewności co do tego, jaka treść klauzuli modyfikacyjnej będzie odpowiednia.
To postanowienie umowne określające warunki i procedurę zmiany umowy w trakcie jej trwania. Według orzecznictwa jest ona konieczna, aby jednostronnie zmieniać umowy. Wynika to z kodeksu cywilnego oraz unijnej dyrektywy 93/13 w sprawie nieuczciwych warunków umownych.
Prawo telekomunikacyjne (ustawa z 16 lipca 2004 r. – Prawo telekomunikacyjne zastąpiona przez PKE – red.) określało zasady zmiany umów, regulaminów i cennika. Te przepisy były traktowane jak regulacje sektorowe, więc klauzul modyfikacyjnych nie uważano za potrzebne. Sytuacja zaczęła się zmieniać w roku 2016. UOKiK wydał wtedy pierwsze decyzje, w których kwestionował brak klauzul. Stwierdził, że choć przepisy ustawy określają procedurę zmiany umowy, to nie mówią o okolicznościach uzasadniających taką zmianę. Tym samym nie są klauzulą modyfikacyjną. Taki pogląd obecnie przeważa.
Tak. Gdy przedsiębiorcy już zaakceptowali obowiązek posiadania klauzul, to UOKiK zaczął kwestionować ich brzmienie. Obecnie operatorzy wiedzą, że muszą mieć klauzulę, ale na podstawie decyzji i stanowisk UOKiK nie da się skonstruować jej tak, aby była w pełni bezpieczna.
I w rezultacie PKE sankcjonuje dotychczasowy stan, nie odpowiadając na najważniejsze pytania. Artykuł 306 PKE określa, kiedy można zmienić umowę, nie dając klientowi prawa do bezkosztowego wypowiedzenia. Chodzi m.in. o zmianę przepisów prawa itp.
W art. 307 PKE wskazano, że umowę na czas określony można zmienić z powodu okoliczności, na które dostawca nie ma wpływu i których nie mógł przewidzieć. To w dużej mierze uwzględnia dotychczasowe orzecznictwo, według którego zmiany umów terminowych powinny być wyjątkowe. Natomiast art. 308 dotyczy umowy na czas nieokreślony i stwierdza, że można ją zmienić w przypadku okoliczności wskazanych w umowie. Problemem jest właśnie to, jak te okoliczności opisać.
W tej decyzji zostały skrytykowane niemal wszystkie przesłanki stosowane na rynku w klauzulach. Wydawałoby się np., że przesłanka wzrostu obciążeń publicznoprawnych przedsiębiorcy uzasadnia podniesienie cen. Została ona jednak uznana przez UOKiK za zbyt ogólną i przerzucającą ciężar ryzyka gospodarczego na konsumenta.
Spójrzmy na to systemowo. W prawie są umowy na czas określony oraz na czas nieokreślony. Te pierwsze powinny być trwałe. Można zatem się zgodzić, że powinny być zmieniane jedynie wyjątkowo. Umowy na czas nieokreślony z założenia jednak zapewniają swobodę obu stronom, nie gwarantując nikomu trwałości. Nie wydaje się zatem nieracjonalne to, że przedsiębiorca zmienia z biegiem czasu politykę cenową i chce stosować nowe ceny, lepiej odzwierciedlające koszty.
Nie chcę oceniać, kto ma rację w tym konkretnym sporze, przynajmniej w zakresie praktyk specyficznych dla tego przedsiębiorcy (jak np. podwyżki krótko po zawarciu umowy). W branży niepokój budzą jednak wywody UOKiK, które uniemożliwiają stworzenie racjonalnej klauzuli. Urząd neguje niemal wszystkie stosowane na rynku i uzasadnione biznesowo przesłanki zmiany cen. Za nieprawidłową uznano m.in. przesłankę wzrostu kosztów działalności czy wspomnianą przesłankę wzrostu obciążeń publicznoprawnych.
Szczególny sprzeciw budzą wywody w zakresie weryfikowalności tych przesłanek przez klienta. Wygląda to tak, jakby UOKiK oczekiwał, że abonentowi zostaną przedstawione wszystkie parametry kosztowe przedsiębiorcy, co jest abstrakcją. Jednocześnie, kiedy podwyżka może być łatwo weryfikowalna (np. o stopę inflacji), to zdaniem UOKiK jest zbyt ogólna lub przerzuca ryzyko działalności na klienta. Wiele wywodów jest wewnętrznie sprzecznych, zwłaszcza co do formy klauzuli. UOKiK z jednej strony krytykuje nadmierną długość klauzul, a z drugiej wciąż uznaje poszczególne przesłanki za niewystarczająco precyzyjne. Kontrowersyjny jest też zakaz zmiany umowy na czas określony ze skutkiem po zakończeniu okresu zobowiązania.
Stwierdzenia UOKiK zmierzają do wykreowania sytuacji, w której nie da się stworzyć sensownej i bezpiecznej klauzuli. Przedsiębiorcy pozostają zatem bez realnego mechanizmu zmiany cen.
To zależy od perspektywy. Krótkoterminowo abonent ma zamrożone ceny mimo ciągłego wzrostu kosztów i inflacji. Jednak długoterminowo nie jest to już takie jednoznaczne. Równowaga kontraktowa jest zachwiana na korzyść konsumenta. Ceny usług telekomunikacyjnych są w Polsce bardzo niskie i nie rosną m.in. z powodu obaw o klauzule modyfikacyjne. Do tego rynek jest bardzo konkurencyjny. Raporty pokazują, że przez nadmierne regulacje przedsiębiorcom w Unii Europejskiej zabrano możliwości generowania środków na inwestycje i innowacje. Z jednej strony można się cieszyć z niskich cen, a z drugiej – warto się zastanowić, jak to wpłynie na możliwości inwestycyjne rynku. Dodatkowo obecna polityka UOKiK może wymuszać podwyżki oparte na innych mechanizmach niż klauzula modyfikacyjna. To już się dzieje.
To prawda, ale reklamacje przytaczane przez UOKiK nie dotyczą wszystkich sytuacji kwestionowanych decyzją. Abonenci nie negują np. zmian umowy po okresie zobowiązania. Nie dostrzegłem reklamacji kwestionujących wzrost ceny po kilku latach z powodu wzrostu kosztów lub podatków.
Osobiście też korzystam z usług telekomunikacyjnych jako klient. W zeszłym roku dostałem podwyżkę, pierwszą po czterech lub pięciu latach. To nie było nawet 10 proc. wartości abonamentu. Warunki umowy po podwyżce nie odbiegały znacznie od aktualnych ofert. Trudno zatem mieć pretensje do dostawcy. Nie uważam, że jako konsument powinienem mieć prawo do niezmienionych warunków cenowych przez kolejne 5 czy 10 lat. To jest sprzeczne z systemem prawa cywilnego i samą ideą umów nieterminowych. Tutaj widzę nierównowagę.
Zamiast opierać się na klauzuli modyfikacyjnej, przedsiębiorcy wpisują do umów cykliczne podwyżki. Cena jest gwarantowana tylko w okresie zobowiązania, natomiast po jego zakończeniu rośnie co roku o stałą kwotę (np. 5 zł lub 10 zł). W tym przypadku klient albo godzi się na coroczną podwyżkę, albo zawiera nowe umowy na czas określony według aktualnych ofert. Odpada zatem problem długoletnich umów z nieaktualnymi cenami.
Na razie nie. Taka podwyżka nie jest zastosowaniem klauzuli modyfikacyjnej, bo jest z góry określona. Tutaj w ogóle nie dochodzi do zmiany umowy. Dodatkowo postanowienie dotyczące ceny nie może być nie dozwoloną klauzulą umowną. Przy tej metodzie podwyżek przedsiębiorcy mogą być spokojni. Grunt, by umowę sformułować jednoznacznie oraz nie ukrywać podwyżki w swoich przekazach reklamowych.
Dla konsumentów to nie musi być korzystniejsze niż normalna podwyżka. Zamiast ewentualnej podwyżki na podstawie klauzuli modyfikacyjnej („możemy zmienić cenę”) otrzymają bowiem podwyżkę automatyczną („na pewno zmienimy”). Do tej pory szeroko dostępne były oferty, w których ceny po okresie promocyjnym pozostawały bez zmian. Klient po okresie związania otrzymywał umowę, która z jednej strony nie wiązała go z dostawcą, a z drugiej wciąż przewidywała atrakcyjne warunki. Ewentualne podwyżki byłyby rzadkie i niewielkie, gdyż każda taka podwyżka to ryzyko odejścia klienta. Obecnie takich ofert nie da się utrzymać. Nikt ich nie zaoferuje, nie mając prawnej możliwości zastosowania w przyszłości podwyżki. Uzyskanie korzystnych warunków po zakończeniu umowy będzie się zatem wiązało z koniecznością zawarcia przez klienta kolejnej umowy na czas określony. Jest to wyłącznie skutek polityki UOKiK. Dlatego uważam, że negując klauzule modyfikacyjne w obronie konsumentów, UOKiK wylewa dziecko z kąpielą i długoterminowo pogarsza ich sytuację. ©℗