Ministerstwo Sprawiedliwości rozważa dodanie przepisów kwalifikujących transmitowanie w internecie niektórych treści jako czyn zabroniony.
W odpowiedzi na jedną z interpelacji poselskich wiceminister sprawiedliwości Arkadiusz Myrcha przyznaje, że patostreaming jest wysoce szkodliwy społecznie i „jako słuszny należy ocenić postulat penalizacji” tego zjawiska. „W zakresie możliwych rozwiązań (…) można rozważyć dodanie do określonych rozdziałów kodeksu karnego, kodeksu wykroczeń czy ustaw pozakodeksowych – przepisu zawierającego znamię kwalifikujące dany czyn zabroniony odnoszące się do rozpowszechniania treści z popełnienia lub popełniania danego czynu zabronionego” – konkluduje. Wypracowaniem konkretnych propozycji ma się zająć Komisja Kodyfikacyjna Prawa Karnego.
Zapytany przez DGP przewodniczący KKPK prof. dr hab. Włodzimierz Wróbel informuje, iż w obecnie przekazywanym do MS projekcie, z uwagi na jego cele i charakter, nie ma zamian dotyczących patostreamingu. Jednocześnie zapowiedział, że komisja w dalszej kolejności przewiduje „pracę nad dostosowaniem regulacji prawa karnego do nowych zjawisk pojawiających się w cybersferze”.
Nad rozwiązaniami pozwalającymi na zwiększenie ochrony małoletnich przed szkodliwymi treściami w internecie osobno pracuje rzecznik praw dziecka, którego przedstawiciele biorą udział w pracach grupy roboczej ds. ochrony małoletnich w internecie w Ministerstwie Cyfryzacji. – Liczymy, że wkrótce uda nam się przedstawić pierwsze efekty tych prac – wyjaśnia Katarzyna Hernandez z biura RPD.
Ciekawość wpływa na popularność
„Wulgarne, poniżające, pełne przemocy fizycznej i słownej, niosące demoralizujący przekaz, nierzadko nagrywane pod wpływem alkoholu lub innych środków odurzających, z lekceważeniem prawa i zasad współżycia społecznego” – tak już w 2018 r. opisywali patotreści sygnatariusze okrągłego stołu zainicjowanego przez rzecznika praw obywatelskich. Ich rozpowszechnianie to patostereaming, czyli szczególny gatunek internetowych relacji na żywo.
Dostęp do tego typu treści, zwłaszcza wśród dzieci i młodzieży, staje się coraz poważniejszym problemem. Opublikowany w 2019 r. przez Fundację Dajemy Dzieciom Siłę dokument, pt. „Patotreści w internecie. Raport o problemie”, wskazuje, że „zdecydowana większość (84 proc.) badanych nastolatków w wieku 13–15 lat słyszała o patotreściach”. Nieco więcej niż co trzecia badana osoba (37 proc.) deklaruje, że oglądała tego typu nagrania.
Raport FDDS wskazuje ciekawość jako najczęstszy powód oglądania tego typu materiałów, co potwierdziło trzy czwarte badanych. Mniejsze znaczenie w analizowanej grupie mają takie powody jak: nuda (29 proc.), chęć rozrywki (24 proc.) i bycia na czasie (10 proc.).
Czekając na zmiany w prawie
Od tamtego czasu problem nie zniknął. W 2022 r. rzecznik praw obywatelskich prof. Marcin Wiącek z urzędu podjął sprawę osoby wykorzystywanej i poniżanej we własnym domu przez patostreamerów, a w opublikowanej na stronie RPO informacji na ten temat wskazano, iż jednym ze zjawisk budzących szczególne obawy rzecznika jest rozprzestrzeniająca się patologia w sieci, a coraz poważniejszym problemem staje się „publikowanie w przestrzeni internetowej materiałów patostreamingowych”.
Obecny minister sprawiedliwości Adam Bodnar był inicjatorem dotyczącego patostreamingu okrągłego stołu z 2018 r., co wzmacnia szanse na podjęcie przez niego działań legislacyjnych. Sygnatariusze podpisanej wówczas deklaracji wprost postulowali zmiany w prawie, „które prowadziłyby zarówno do ograniczenia możliwości zarabiania na tym procederze, jak i pokusy sponsorowania go”.
– Pytanie, z którym musi zmierzyć się ustawodawca, polega na tym, czy penalizacja tego zjawiska, niezwykle szkodliwego społecznie, powinna pozostać w obecnej, rozproszonej formie – uważają adwokatki Julia Gerlich i Małgorzata Kosucka z Kancelarii Pietrzak Sidor & Wspólnicy, które analizowały dla DGP zjawisko patostreamingu. Według nich wprowadzenie rozwiązania penalizującego samo prowadzenie transmisji, podczas których dochodzi do popełniania przestępstw, jest niewątpliwie wartą uwagi koncepcją. Jak jednak podkreślają, wiąże się ona z koniecznością wprowadzenia wyjątków, w tym przede wszystkim pozwalających na dalsze, nieskrępowane prowadzenie działalności medialnej i informacyjnej. Konieczne byłoby również pochylenie się nad kwestią czerpania korzyści majątkowych z tego rodzaju działalności, a także efektywnego uniemożliwienia dalszego jej prowadzenia. To jednak, według adwokatek, jedynie niektóre z problemów, przed którymi stanie ustawodawca.
– Obecnie uwaga powinna się skupić na wykorzystaniu już istniejących, niestety nieidealnych, instrumentów do bieżącej walki ze zjawiskiem – przekonują Julia Gerlich i Małgorzata Kosucka, zastrzegając, że wprowadzenie nowych regulacji powinno być poprzedzone daleko idącą analizą problemu oraz konsultacjami, w tym przede wszystkim z ekspertami. Według prawniczek pozwoli to na wypracowanie rozwiązań, które będą realną pomocą i nie wprowadzą niepotrzebnego zamętu zarówno w sferze prawnej, jak i praktycznej.
Można ścigać już teraz
Jednocześnie Gerlich i Kosucka są zdania, że choć obecnie brak jest bezpośredniego uregulowania kwestii patostreamingu jako zjawiska, to w obowiązującym stanie prawnym możliwa jest jednak penalizacja określonych zachowań patostreamerów – zarówno osób nagrywających, jak i uczestniczących w streamach, tzw. aktorów.
– Problemem nie wydaje się ściganie zachowań przestępnych, do których dochodzi podczas transmisji patostreamingowych, gdyż to, w sposób oczywisty, powinno pozostawać w obszarze zainteresowania organów ścigania – zauważają prawniczki i podkreślają, że trudniejszą kwestią jest odpowiedzialność karna osób, które takie streamy organizują i czerpią z nich korzyści. Ponadto według Gerlich i Kosuckiej obecnie organy ścigania dysponują już pewnymi narzędziami pozwalającymi reagować w takich sytuacjach – mowa tu przede wszystkim o formach zjawiskowych przestępstw, takich jak podżeganie, pomocnictwo czy sprawstwo kierownicze, które są już karane. Jak jednak zaznaczają, nie w każdej sytuacji mogą być one skuteczną formą reakcji na działania patostreamerów.
Z takim stanowiskiem korespondują słowa wiceministra Arkadiusza Myrchy, który we wspomnianej odpowiedzi na interpelację poselską podkreślił, że niektóre transmitowane zachowania mogą wyczerpywać znamiona czynów zabronionych, a więc są już penalizowane. W piśmie z ministerstwa stwierdzono jednak, że poza zakresem normy karnoprawnej pozostaje właśnie element dotyczący transmisji z popełniania czynu zabronionego.©℗
Ludzi interesują skrajne, kontrowersyjne sytuacje
To, że patotreści budzą zainteresowanie i znajdują odbiorców, nie jest z perspektywy psychologa szczególnie zaskakujące. Ludzi interesują skrajne, kontrowersyjne sytuacje, w tym zawierające przemoc. Odczuwamy wówczas ciekawość czy ekscytację, nawet jeśli potępiamy obserwowane zachowania. Efekt ten jest mocniejszy w sytuacjach, które odbieramy jako realistyczne. Dlatego często zwalniamy, gdy mijamy miejsce wypadku drogowego czy obserwujemy uliczne bójki. Ponadto możemy odczuwać satysfakcję, gdy widzimy sytuacje, w których innym jest gorzej niż nam. Mamy wtedy poczucie, że nasze życie jest lepsze, dowartościowujemy się.
Atrakcyjność patostreamingów wzmacniają także ich twórcy. Nawet jeśli nie są do tego zawodowo przygotowani, intuicyjnie korzystają z narzędzi marketingowych – wciągają widzów w zabawę, dają im wpływać na przebieg zdarzeń. To jest skuteczne. Zaangażowani odbiorcy stają się fanami czy kibicami, którzy często są gotowi dokonywać wpłat na rzecz patostreamerów.
Z punktu widzenia psychologa jednym z zagrożeń patostreamingu jest przesuwanie granicy wrażliwości widzów, granicy tego, co uważamy za niewłaściwe. To, co do tej pory budziło niechęć, stres czy lęk, staje się czymś zwyczajnym. W odbiorcy zmienia się obraz człowieka. Oglądając patologiczne zachowania, odczulamy się. Pośrednio zaprzeczamy normom, które dotąd były dla nas oczywiste, oswajamy się z fałszywymi postawami i przekonaniami.
Wydaje się, że zjawisko to dzięki dotychczasowym działaniom służb zostało trochę ograniczone – część twórców patostreamów została skazana, a nawet trafiła do więzienia. Nadal jednak powinniśmy pracować nad zmniejszeniem skali tego zjawiska. W szczególności muszą wkraczać hamujące je rozwiązania prawne, a policja i inne służby powinny mieć odpowiednie narzędzia. Edukacja, zniechęcanie, uczulanie, czyli wszystkie działania miękkie, są potrzebne, ale to nie wystarczy.©℗