– Jestem w trasie, a w samochodzie mam podsłuch, więc zadzwonię za pół godziny, ok? – mówi Anna. Gdy w końcu rozmawiamy, często płacze. Rozpoczęcie procedury Niebieskich kart jej nie pomogło. Zresztą ledwie przekonała dzielnicowego, żeby w ogóle przyjął zgłoszenie. Ale bywa też odwrotnie. Kiedy to policjant przekonuje, że trzeba to zrobić. Kto trafi na dobrego policjanta, ten „wygrywa”? Nie całkiem. Jak mówi prawniczka i posłanka do Parlamentu Europejskiego dr Sylwia Spurek, „osoba doświadczająca przemocy nigdy nie jest wystarczająco dobrą ofiarą”.

Anatomia przemocy

Historia jakich wiele. On i ona poznają się, zakochują i pobierają. Miłość kwitnie przez kilka lat. A później coś się dzieje. I jest jak „sprawdzam” w pokerze. U Katarzyny i Michała stało się trudne rodzicielstwo.

Gdy on piął się po kolejnych szczeblach kariery, ona pracę łączyła z opieką nad wymagającym dzieckiem. Im bardziej była w tym osamotniona, tym bardziej pogłębiała się jej depresja. Im głębsza była jej depresja, tym bardziej jemu nie chciało się wracać do domu. Im więcej go nie było, tym silniejsze były jej lęki. Im bardziej go potrzebowała, tym bardziej był zniecierpliwiony. Pewnego dnia w ich domu pojawiła się agresja.
Zaczęło się od kłótni o sposób wychowywania syna. Ona chciała tłumaczyć, on był zwolennikiem metody „twardej ręki”. Gdy ojcowskie wychowanie nie przynosiło oczekiwanych skutków, a dziecko nie przestawało płakać, wpadał w furie. – No weź coś w końcu z tym zrób! – krzyczał na nią.

W pewnym momencie pomiędzy kłótniami zaczął unosić się zapach alkoholu. On już znał smak tych najlepszych. Pił je na służbowych kolacjach, w delegacjach, ale też w domu, zapraszając po pracy kolegów. Ona, zaskoczona i nieprzygotowana, biegała po sklepach, kupując produkty na przekąski. Po miesiącach nieprzespanych nocy, w które zasypiała przy akompaniamencie pijackich dyskusji, w końcu przestała odgrywać rolę idealnej panią domu.

– Kiedy ostatnio coś ugotowałaś, suko?! – padło w pewnym momencie.

Gdy o powody do wybuchów złości męża było coraz łatwiej, Katarzyna obiecała sobie dwie rzeczy. Że zostanie z nim tylko do czasu, gdy syn nie ukończy 18 lat, oraz że znajdzie dla syna wsparcie. Sama do psychoterapeutki chodziła już od roku.

– To, że ty jesteś psychiczna, nie znaczy, że nasz syn też jest nienormalny – krzyczał Michał. I zamiast tłumaczeń nadal wolał bicie. Kiedy Katarzyna reagowała, oskarżał ją o podważanie jego autorytetu. Po „klapsach” dla syna zaczęły się pchnięcia i szarpanie żony. A gdzieś w międzyczasie kłamstwa, przede wszystkim dotyczące jego nieobecności i wydatków. Finałem rozmów o pieniądzach było odebranie Katarzynie dostępu do konta bankowego. Czarę goryczy przelało uderzenie drzwiami od szafy i groźby. – Zobacz co zrobiłaś z naszym synem, pizdo! – krzyknął, wskazując na obserwujące przemoc dziecko. Kiedy mąż zabrał roztrzęsionego syna na zakupy, Katarzyna po raz pierwszy poszła na Policję.

Dobry policjant

Gdy Katarzyna dotarła na komisariat, budynek wydawał się pusty. Chwilę stała przed wejściem, bojąc się konsekwencji pociągnięcia za klamkę. Wtedy wyszedł policjant.

– Może mogę pani jakoś pomóc? – zapytał.
– Nie trzeba, dziękuję.
– Ale z jakiegoś powodu pani tu przyszła?
– Chciałam coś zgłosić, ale nie wiem, czy nadal chcę to zrobić.
– Proszę wejść do środka, porozmawiamy – odpowiedział.



Katarzyna opowiedziała o sytuacji w domu. Miała nadzieję, że w ten sposób, w razie rozwodu, o którym zaczęła myśleć, gdzieś pozostanie ślad przemocy, której doświadczała. Policjant wysłuchał i zaproponował rozpoczęcie procedury Niebieskich kart.

– Wczoraj pchnął, dziś uderzył drzwiami, a co będzie jutro? Zrzuci ze schodów? Trzeba założyć Niebieską kartę. Przyjdzie dzielnicowy, porozmawia z mężem…
– O nie, przecież gdy przyjdzie policjant do domu, to mąż mnie zabije!
– Jeśli naprawdę pani się tego boi, tym bardziej trzeba. Zresztą pani wspomniała, że jest jeszcze syn. O nim też trzeba myśleć – ten ostatni argument przekonał Katarzynę.

Dzień po zgłoszeniu media ogłosiły pandemię. Katarzyna nie bała się COVID-u. Przerażały ją dwie rzeczy – zamknięcie w jednym mieszkaniu z przemocowym mężem bez wsparcia oraz reakcja męża na to, że postanowiła po to wsparcie sięgnąć. I nie wiedziała, czego boi się bardziej. Na pytanie o możliwość odseparowania męża od rodziny usłyszała jednak, że sprawca przemocy, z którym mieszka się od lat, a więc niejako przez lata toleruje, nie może być tak nagle zabrany z domu. Jak mówi posłanka do Parlamentu Europejskiego i prawniczka dr Sylwia Spurek, słowa te nie pokrywają się jednak z treścią ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie.

– Musimy mieć świadomość, że przemoc w rodzinie jest obudowana wieloma stereotypami na temat zachowania sprawcy i osoby doświadczającej przemocy. Jednym z takich stereotypów jest oczywiście to, że osoba doświadczająca przemocy godzi się na przemoc, że sama ją prowokuje albo że się niewystarczająco stara, żeby ją przerwać. Jeżeli osoba stosująca przepisy, które mają na celu zwalczanie przemocy w rodzinie, tkwi w takich stereotypach, oczywiście będzie jej dużo trudniej w sposób prawidłowy stosować te przepisy. Warto jednak wiedzieć, że przepisy te absolutnie nie zakładają i nie wykluczają możliwości wydania nakazu opuszczenia mieszkania przez osobę stosującą przemoc w sytuacji trwałej przemocy w rodzinie czy też – oczywiście w cudzysłowie – „godzenia się” przez osobę doświadczającą przemocy na przemoc – mówi dr Sylwia Spurek.

W 2020 roku i w 2023 roku znowelizowano ustawę o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. – W ramach tej nowelizacji w końcu dodano do ustawy o Policji mechanizm, który projektowałam w 2003 roku, czyli policyjny nakaz opuszczenia lokalu przez sprawcę przemocy. Nakaz może być połączony z wydaniem zakazu kontaktowania się z ofiarą, zakazem zbliżania się do ofiary oraz zakazem zbliżania się do miejsc jej stałego przebywania – informuje dr Spurek.

Będziesz szła sama

Historia Anny w wielu miejscach diametralnie różni się od historii Katarzyny, ale jest coś, co łączy obie kobiety – mimo występującego momentami wsparcia tak naprawdę obie mogły liczyć wyłącznie na siebie.

Pierwszą próbą sił, w przypadku Anny, była rozmowa z policjantem, który początkowo odmówił rozpoczęcia procedury Niebieskich kart. Najwyraźniej trudno było mu uwierzyć, że ta zadbana kobieta w drogim samochodzie faktycznie może doświadczać przemocy, o jakiej mówi.

– Może gdyby panią mocno pobił, tak wie pani, żeby można było zrobić obdukcję… – usłyszała pewnego razu.
– Osoba doświadczająca przemocy nigdy nie jest wystarczająco dobrą ofiarą. Zawsze są w stosunku do niej jakieś zastrzeżenia – zauważa prawniczka.

Anna nie tylko nie miała obdukcji, ale też typowej sytuacji. To ona robiła karierę. Ona utrzymywała rodzinę oraz płaciła za pasje i zachcianki bezrobotnego od 10 lat męża. A jednak to ona była też tą kontrolowaną, m.in. przez podsłuchy.

Podobnie jak Katarzyna, Anna także słuchała wyzwisk i gróźb. Była popychana i szturchana. I bała się o dzieci. Czasem, gdy tego wymagała sytuacja, dzwoniła na Policję, ale przydzielony do jej sprawy dzielnicowy nie zawsze odbierał. Bo np. dzwoniła o 16, a on pracował tylko do 15. Musiała więc radzić sobie sama.

Ważne

– Kobieta powinna czuć, że nie jest sama. Czuć, że system jest po jej stronie: Policja, pomoc społeczna, lekarz, do którego przychodzi po zaświadczenie o doznanych obrażeniach. Kobiety powinny widzieć, że system daje bardzo jasny komunikat formalno-prawny do sprawcy: Nie akceptujemy tego, co robisz, i podejmiemy wszystkie działania przewidziane prawem, żebyś przestał to robić. Tak się jednak nie dzieje – mówi Spurek.

Prawniczka podkreśla, że ofiarom nie zależy na tym, żeby stosujący przemoc został skazany, poszedł do więzienia, nigdy więcej już nie pojawił się w domu, nie odzywał się do dzieci. Im zależy przede wszystkim na tym, żeby przemoc ustała i sprawca przestał się nad nimi znęcać. Programy korekcyjno-edukacyjne właśnie ten cel powinny realizować.

– Kiedy zaczynałam pracować w obszarze przeciwdziałania przemocy w rodzinie, zaczynałam od udzielania pomocy prawnej osobom doświadczającym przemocy w rodzinie, kobietom, w Łodzi w Centrum Praw Kobiet. Rozmawiając z kobietami, bardzo często słyszałam pytania:

„Co mogę zrobić, żeby przestał stosować przemoc, żeby przestał się znęcać, żeby przestał zabierać pieniądze, żeby przestał bić mnie, dzieci?”. Tym kobietom bardzo często zależało wyłącznie na tym – wspomina dr Spurek.

Nie mając poczucia wsparcia ze strony systemu, Anna i Katarzyna czuły się zagubione. Nie rozumiały też dlaczego na spotkaniach z osobami, od których oczekiwały pomocy, to one muszą się tłumaczyć ze swoich decyzji i zachowań.

Zdaniem Sylwii Spurek brak odpowiedniego wsparcia i pomocy ze strony Policji czy innych organów społecznych może wynikać ze stereotypów dotyczących przemocy w rodzinie.

– Stereotypy powodują, że osobom doświadczającym przemocy są zadawane pytania, które sugerują, że na to zasłużyły, że sprowokowały, że czegoś nie zrobiły albo coś zrobiły źle, co zdenerwowało sprawcę. Dlatego tak wiele osób doświadczających przemocy, wg niektórych badań 30 proc., w ogóle nie zgłasza przemocy. One się wstydzą, bo my je zawstydzamy. My, czyli osoby, które mają pomagać, osoby pierwszego kontaktu – funkcjonariusze i funkcjonariuszki Policji, lekarze, pomoc społeczna, sądy, prokuratury – mówi działaczka społeczna i polityczna.

Nadal w wielu przypadkach osoby doświadczające przemocy zamiast z pomocą i wsparciem, spotykają się ze stygmatyzacją, zawstydzaniem i obwinianiem. Dlatego tracą zaufanie do systemu. – Często, kiedy po raz pierwszy zgłaszają przemoc i spotykają się z takimi zachowaniami ze strony Policji, już więcej „nie popełnią takiego błędu”, nie przełamią się, aby zgłosić przemoc, której doświadczają. Boją się takiego potraktowania, nie wierzą, że ktoś im pomoże i to zatrzyma – dodaje dr Spurek.

W domu Anny przemoc wciąż trwa. W domu Katarzyny, choć przemoc psychiczna i ekonomiczna trwała jeszcze latami, fizyczna ustała.

– To chyba jedyne, co dała mi karta. Mąż już bał się mnie chociaż pchnąć.

Dziś Katarzyna jest już po rozwodzie.

Wygrany los?

– A mnie Niebieska karta ocaliła – mówi Teresa. – Dała mi nowe życie. Teraz w wielu sytuacjach umiem powiedzieć, że „ja sobie nie życzę”. Wiele chorych relacji odważyłam się zamknąć. Mobbing w pracy już nie wchodzi w grę. Jestem twardsza, zimniejsza. Straciłam pewien poziom ciepła w sobie, uszło ze mnie przez blizny. Ale wiem, że jestem promilem, któremu się udało, bo my się nie rozwiedliśmy. Mamy naturalnie zamkniętą kartę z powodu zakończenia problemu.

Droga do zamknięcia procedury była jednak długa. Miała też swoje momenty przełomowe.

Pierwszy przełom przyniosła druga ciąża. To wtedy do Teresy zaczęła docierać rzeczywistość. Nie walczyła z tym, co zaczynała rozumieć. Umówiła się na jednorazową konsultację psychologiczną. Opowiedziała o swojej sytuacji i poprosiła o radę. Psycholożka powiedziała, że ponieważ Teresy nie stać na kolejne spotkanie, a to jest jednorazowe, skróci tę ścieżkę i powie coś, czego normalnie by nie powiedziała: Uciekaj!

– Powiedziała, że jeśli to będzie szło w ten sposób, to za kilka lat któreś z nas skończy z nożem w brzuchu. Od tego czasu mam zawsze pochowane noże.

Drugi przełom przyniósł poród. Wtedy Teresa doznała wylewu i udaru. Była sprawna fizycznie, ale nie poznawała ludzi, nie wiedziała, że urodziła, że jest w szpitalu. I wtedy przemówił mąż.

– A długo jeszcze taka będziesz? Nie mogłabyś się ogarnąć, zacząć sprzątać, gotować? – zapytał tydzień po tym, jak wróciła do domu. Ale Teresa nie mogła się ogarnąć.

– No dobra, chyba już wystarczy okresu ochronnego – powiedział kilka dni później. A Teresa wtedy już doskonale wiedziała, do czego jest zdolny. Wiedziała też, że w stanie, w jakim jest obecnie, nie da sobie z nim rady. Pomyślała, że ma dwa wyjścia. Albo skacze z balkonu, albo musi coś z tym zrobić. Postawiła na to drugie.

– Zgłosiłam przemoc i rozpoczęła się procedura Niebieskich kart, ale mężowi nie miałam odwagi powiedzieć. Dowiedział się dopiero, jak odebrał telefon i został zaproszony na pogadankę. Myślałam, że mnie zabije, ale obraził się i przestał się do mnie odzywać. Ale ja nie bałam się tak jego, jak tego, że teraz zabiorą nam dzieci. Że instytucje uznają, że jestem złą matką. Czułam, że jestem na granicy histerii, rozpaczy, końca świata.

Szczęściu trzeba dopomóc

Finalnie Teresa uchroniła siebie i dzieci przed dalszą przemocą, a swoje małżeństwo przed rozpadem. Ale pomoc nie przychodziła do niej drzwiami i oknami. To ona wciąż o nią walczyła.

– Każdą instytucję po kolei pytałam, co mam teraz zrobić, bo nie chcę siedzieć i czekać. Nie po to się tego wszystkiego podjęłam. Wtedy dostawałam informacje, że mogę jeszcze zrobić to czy tamto. Kierowano mnie na kolejne konsultacje – dla współuzależnionych, indywidualne z psycholożką i grupowe. Wiedziałam, że musi się zmienić mój mąż, ale ja również. I wiedziałam, że nikt za mnie tej zmiany nie dokona.
Łącznie terapia Teresy trwała pięć lat.

– Mnóstwo wylanych łez i porozdzieranych ran. Zanim przyszło ukojenie, było ciągłe zrywanie strupów. Trzeba było te ropiejące rany otworzyć i dobrze oczyścić. To była też bardzo żmudna praca w domu. Cały czas byłam w napięciu, w gotowości. Konsekwentna do granic możliwości, bez chwili oddechu, wsłuchująca się w jego głos, upewniająca się, że to jest jeszcze normalna rozmowa, a nie już wstęp do ataku. Pamiętam wiele trudnych momentów, gdy czułam, że mu się zbiera. Ktoś w pracy mu powiedział, że jest beznadziejny i musi to gdzieś przerzucić. Musiałam się zebrać w sobie, tupnąć nogą, żeby na mnie nie wsiadł. Ale on też musiał różne rzeczy zrozumieć. Przejść swoją zmianę.

Co ważne, mąż Teresy również poszedł na terapię. Sąd nakazał mu 10 spotkań dla sprawców przemocy. Wspólnie z Teresą odbyli kilka spotkań terapii małżeńskiej.

Dobra wola

Na podstawie przepisów prawa osoba doświadczająca przemocy może w Polsce liczyć na każde wsparcie, które w jej indywidualnej sytuacji jest potrzebne. – Temu służy indywidualny plan pomocy. Osoba może bardzo wyraźnie zakomunikować, jakiej pomocy potrzebuje, i wtedy jest przekierowywana do konkretnych placówek, organizacji, instytucji, które takiej pomocy powinny jej udzielić – mówi Spurek.

Oczywiście, problem polega na tym, że osoba musi wiedzieć, czego potrzebuje i musi mieć odwagę o tę pomoc prosić. Nie jest to jednak jedyny problem. Innym jest brak skoordynowanej pomocy.

– Dziś pomoc nadal jest świadczona wycinkowo, trochę losowo. Jest wiele podmiotów, które w zależności od potrzeb powinny udzielać wsparcia i pomocy, ale nikt tego nie koordynuje. To osoba doświadczająca przemocy sama niejako zarządza organizacją pomocy dla siebie – mówi prawniczka. I zauważa, że tworząc obecny system w Polsce, korzystano z bardzo dobrych rozwiązań funkcjonujących w Austrii od 1996 r., odpowiednio wdrożonych i przeprowadzonych. Nie oznacza to jednak, że idealnych.

– Gdyby istniał kraj z idealnymi procedurami i przepisami, to byłby krajem, w którym nie dochodzi do przemocy w rodzinie. Ale dziś takiego państwa na świecie nie ma. Co więcej, zjawisko przemocy w rodzinie jest powszechne. Statystyki pokazują, że przemocy w rodzinie doświadcza bardzo duża liczba kobiet, dzieci, osób starszych i osób z niepełnosprawnościami, osób słabszych, zależnych.

Podczas gdy polscy politycy chwalą się spadkiem zgłaszanej przemocy, dr Spurek zwraca uwagę na ogromny problem z under reportingiem, czyli z niezgłaszalnością spraw w Polsce. Szczególnie w porównaniu z państwami skandynawskimi, gdzie kobiety z dużo większą otwartością mówią o tym, że doświadczają przemocy. – W Polsce nie stworzyliśmy systemu, w ramach którego kobiety mogą otwarcie mówić, że doświadczają przemocy i nie są z tego powodu narażone na stygmatyzację, obwinianie i zawstydzanie. Tymczasem cieszymy się, że statystyki spadają. Ja bym bardzo z taką radością była ostrożna.

Zdaniem Spurek potrzebujemy w Polsce pryncypialnego stosowania przepisów prawa, koordynacji podejmowanych działań, współpracy i przepływu informacji pomiędzy osobami, które pracują ze sprawcą i z osobą doświadczającą przemocy. Osoba doświadczająca przemocy powinna też na bieżąco otrzymywać informacje o tym, co się obecnie dzieje i co jest planowane w sytuacji, gdy sprawca nie zmieni swojego postępowania.

– Prawda jest taka, że mamy narzędzia prawne, ale potrzeba więcej woli. Ustawa z 2005 roku dawała nam niewiele narzędzi, ale w tym momencie, po nowelizacjach, jest to już dość kompletny akt prawny, który przy właściwym stosowaniu może przynieść określone efekty. Np. wzrost zgłoszeń dotyczących przemocy w rodzinie, który nie będzie znaczył, że zjawisko rośnie, tylko że osoby doświadczające przemocy poczuły większe zaufanie do systemu – mówi prawniczka.