Koalicja rządząca ma poważny problem z nowelizacją ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa i na razie odkłada głosowanie nad poprawkami Senatu w tej sprawie.
Niewykluczone, że Sejm w ogóle nie zajmie się stanowiskiem izby wyższej w sprawie ustawy, która zmienia sposób wyboru członków KRS.
Kością niezgody są neosędziowie, których statusu broni prezydent Andrzej Duda. Na rękę głowie państwa postanowił najpierw pójść minister sprawiedliwości Adam Bodnar, który o możliwych korektach w ustawie rozmawiał z otoczeniem prezydenta, potem Senat. Izba „refleksji”, podpierając się zresztą korzystną dla neosędziów opinią komisji weneckiej, postanowiła dać im prawo ubiegania się o udział w przyszłej KRS. To jednak wywołało gwałtowny sprzeciw części środowiska prawniczego. – Rewolucja została sprzedana – mówił w radiowej Trójce Igor Tuleya, jeden z sędziów najbardziej prześladowanych przez poprzednią władzę. Wtórowały mu organizacje prawnicze, m.in. stowarzyszenia sędziowskie: Themis i Iustitia oraz reprezentująca prokuratorów Lex Super Omnia.
Problem pojawił się także w koalicji rządzącej, zwłaszcza że prace nad nowelą ustawy o KRS zbiegły się z kampanią do europarlamentu. Wielu polityków obawia się, że odpuszczenie neosędziom może zniechęcić część wyborców. – To rozwiązanie rzeczywiście budzi bardzo dużo wątpliwości, moje także – przyznała kilka dni temu jedna z kandydatek KO do PE Kamila Gasiuk-Pihowicz w rozmowie z zastępcą redaktora naczelnego DGP Markiem Tejchmanem na antenie RMF FM. Posłanka KO przewodniczy sejmowej komisji sprawiedliwości i praw człowieka, która w zeszłym tygodniu miała się zająć poprawkami do noweli ustawy o KRS. Po protestach środowisk prawniczych posiedzenie jednak odwołano. – Żadna z osób powołanych przez neo-KRS nie jest sędzią. Trzeba iść na twardo i wywalić wszystkich tych „neonów” – przekonuje polityk, który otwiera listę kandydatów KO w jednym z okręgów. Krytyczne głosy słychać także wśród parlamentarzystów Trzeciej Drogi i Lewicy.
Co w tej sytuacji? Prace nad zaproponowaną przez resort sprawiedliwości nowelą teoretycznie będą toczyć się dalej. Zamówiono opinie prawne do poprawek senackich, ale Komisja Sprawiedliwości ma się zająć nimi dopiero po wyborach. Na tego typu zwłokę przy rozpatrywaniu uchwały senackiej pozwala prawo, bo o ile konstytucja określa termin (30 dni), w którym Senat ma się odnieść do uchwalonej przez Sejm ustawy, to już nie mówi nic na temat tego, ile czasu Sejm ma na zajęcie się poprawkami izby wyższej. Niewykluczone zatem, że nowelizacja ostatecznie wyląduje w koszu. – Możemy zmiany w KRS odłożyć o półtora roku i uchwalić kolejną ustawę, którą podpisze już nowy prezydent – mówi nam senator KO.
Równie dobrze jednak może się stać tak, że po wyborach emocje wokół senackich poprawek osłabną i ostatecznie wygra opcja pragmatyczna. – Może trzeba przyjąć poprawki Senatu, ale jednocześnie poszukać jakiejś formuły, która doceniłaby tych sędziów, którzy pozostali wierni konstytucji i nie awansowali dzięki neo-KRS? – zastanawia się posłanka Lewicy. – Myślę, że te poprawki ostatecznie przejdą – dodaje senator KO.
Jak zwykle przy tego typu kontrowersjach zdążyły się już pojawić pogłoski o możliwej rezygnacji lub odwołaniu Adama Bodnara. – Bzdura – komentuje jeden z jego zastępców.
Większość parlamentarna na ogół broni też obecnych przepisów, które nie precyzują, w jakim czasie Sejm powinien się zająć poprawkami Senatu. – Nie sądzę, żeby konieczne były zmiany – mówi nam senator Marek Borowski, który w latach 1996–1997 brał udział w pracach nad konstytucją. – Wskazanie terminu 30 dni dla Senatu było zasadne – chodziło o to, by druga izba nie blokowała przyjętej ustawy. Jak ustawa wraca do Sejmu, a Sejm uznaje, że potrzebuje więcej czasu na zajęcie się poprawkami Senatu, to może pracować dowolnie długo – uważa senator KO.
Niezajęcie się przez Sejm poprawkami senackimi byłoby powtórzeniem manewru PiS, który w 2020 r. po awanturze wokół piątki dla zwierząt po prostu porzucił kłopotliwą dla siebie ustawę. Słynną piątkę, która m.in. zakazywała hodowli zwierząt na futra i ograniczała ubój rytualny, firmował sam prezes Jarosław Kaczyński. Zmiany co prawda przeszły w Sejmie, bo poparła je duża część ówczesnej opozycji, ale w PiS wybuchł bunt. Przeciwko noweli ustawy o ochronie zwierząt opowiedziało się 38 posłów Zjednoczonej Prawicy. Wśród nich był minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski, który swój sprzeciw przypłacił dymisją. Dodatkowych problemów Kaczyńskiemu przysporzył kontrolowany przez opozycję Senat, bo wprowadził do ustawy wiele poprawek. W tej sytuacji ustawa trafiła ostatecznie do kosza, bo Sejm do końca kadencji nie zajął się uchwałą izby wyższej. ©℗