Marcin Świerk: Mogą się zdarzyć przypadki, w których areszt tymczasowy byłby zasadny, nawet jeśli nie istnieje obawa matactwa czy ucieczki.
Nie podoba mi się pomysł, by sędzia, który w toku postępowania przygotowawczego rozpoznawał wniosek o zastosowanie aresztu lub jego przedłużenie, miał być wyłączony z merytorycznego rozpoznawania sprawy, bo skoro decyduje się na środek zapobiegawczy, który można zastosować, tylko jeśli zachodzi wysokie prawdopodobieństwo sprawstwa, to już na tym etapie niejako wypowiedział się co do istoty sprawy. Mnie to nie przekonuje. Po pierwsze, nie wiem, dlaczego miałoby dotyczyć to tylko orzekania w przedmiocie TA na etapie postępowania przygotowawczego, skoro ten środek może być również stosowany na etapie postępowania sądowego. Czy wówczas sąd nie wypowiada się w jakiś sposób co do wysokiego prawdo podobieństwa sprawstwa? Rozumiem, że sens tej propozycji opiera się również na tym, że skoro sędzia najpierw zastosował areszt, to później będzie mu trudniej uniewinnić taką osobę, bo niejako podważy swoją wcześniejszą decyzję. Tyle że on tę decyzję podejmuje na podstawie zgromadzonego materiału dowodowego w danym momencie. Sam kiedyś zastosowałem i przedłużałem areszt w sprawie o rozbój, bo zeznania były spójne i materiał dowodowy wskazywał na winę oskarżonego, a na ostatniej rozprawie został przeprowadzony dowód, który podważył wszystkie wcześniejsze, niekorzystne dla oskarżonego, i wydałem wyrok uniewinniający, który został podtrzymany przez sąd odwoławczy.
Po drugie, będzie to rodziło ogromne problemy w małych sądach. W niektórych sądach rejonowych w mojej apelacji wydziały karne składają się z dwóch sędziów. Jeśli jeden zdecyduje o zastosowaniu TA, a drugi o jego przedłużeniu, to kto wówczas rozpozna sprawę merytorycznie?
Wiem, że tak bywa za granicą, jednak jeśli się spojrzy na funkcjonowanie policji i prokuratury, to widać, że w ciągu miesiąca niewiele uda się zrobić. Zwłaszcza jeśli decyzja o zastosowaniu aresztu zostanie zaskarżona. Sam pomysł ograniczenia czasu trwania jest wart rozważenia, ale w ten sposób, że stosowanie tego środka w sumie nie powinno trwać dłużej niż określony okres, np. sześć miesięcy czy rok. Ograniczenie maksymalnego czasu trwania TA jest o wiele bardziej zasadne i może doprowadzić do realnej zmiany. Bo nawet jeśli – jak proponują projektodawcy – sąd będzie musiał odmówić przedłużenia stosowania TA w sytuacji, gdy prokurator bez uzasadnionego powodu nie przeprowadził planowanych czynności, to nieprzeprowadzenie tych czynności często wcale nie będzie nieuzasadnione. Skończy się tym, że jeśli co miesiąc trzeba będzie występować o przedłużenie aresztu, która to decyzja przecież jest zaskarżalna, to w efekcie ograniczymy prokuraturze czas na efektywne działanie. Są kraje, w których areszt stosuje się na tydzień czy dwa, ale by to było możliwe u nas, wymagałoby to innego uregulowania procedury karnej. Dla mnie problemem większym niż częstotliwość stosowania tymczasowego aresztowania jest długotrwałość stosowania tego środka. Dobrym pomysłem byłyby areszty domowe z wykorzystaniem systemu dozoru elektronicznego, choć oczywiście nie przy wszystkich rodzajach przestępstw, raczej tych o charakterze gospodarczym, a na pewno nie w razie wspólnego zamieszkiwania podejrzanego i pokrzywdzonego. Ale w projekcie niektóre przepisy są zbędne, a ich wartość normatywna jest zerowa.
Choćby propozycję dodania do art. 257 par. 1a, który stanowi o tym, że zakazane jest stosowanie TA w celu wywarcia nacisku na złożenie wyjaśnień przez oskarżonego lub przyznanie się do zarzucanego mu czynu. Wiadomo, że nie po to są areszty – przesłanki ich stosowania są określone. Poza tym przecież prokurator nie pisze we wniosku „proszę o przedłużenie aresztu w celu wydobycia zeznań”. Podobnie rzecz się ma z propozycją dodania art. 250a, zgodnie z którym sąd, rozpoznając wniosek w przedmiocie zastosowania tymczasowego aresztowania, dokonywałby jego kontroli również w zakresie przyjętego przez prokuratora opisu czynu oraz zawartej we wniosku kwalifikacji prawnej. No przecież to jest oczywiste i wynika z obecnie obowiązujących przepisów.
Myślę, że usunięcie tego przepisu zmieni praktykę, ale zastanawiam się, czy lepszym pomysłem nie jest jego zmiana przez wskazanie, że owa realnie grożąca surowa kara to np. pięć lat, lub zmiana art. 258 par. 3. Mogą się zdarzyć przypadki, w których areszt byłby zasadny, nawet jeśli nie istnieje obawa matactwa czy ucieczki. Jeśli mamy np. podejrzanego pedofila, który się przyznał, i nie ma realnej obawy, że on ucieknie lub będzie się ukrywał, a jednocześnie nie mamy pewności, czy nie była to jego ostatnia ofiara, to czy powinniśmy pozbawiać się możliwości zastosowania aresztu? Bo w takim przypadku nie będzie można sięgnąć po areszt na podstawie art. 258 par. 3, czyli gdy zachodzi uzasadniona obawa, że oskarżony popełni przestępstwo przeciwko życiu, zdrowiu lub bezpieczeństwu powszechnemu. I choć tę przesłankę trzeba rozsądnie ograniczyć, to nie rezygnować z niej całkowicie. A jeśli już, to rozszerzyć trzeba wówczas katalog przestępstw z art. 258 par. 3. Oczywiście, praktyka stosowania tej przesłanki przez część sądów była błędna, ponieważ brano pod uwagę wysokość ustawowego zagrożenia za dany czyn, a nie wysokość realnie grożącej kary. Poza tym dla mnie jest oczywiste, że nie wystarczy opierać się na samym zarzucie, lecz trzeba sprawdzić stan faktyczny, czy przyjęto właściwą kwalifikację prawną i zastanowić się, jaka może być prognozowana kara. Nie może być tak, że w przypadku drobnych oszustw będziemy stosowali TA, ponieważ czyn jest zagrożony karą do ośmiu lat pozbawienia wolności. ©℗