Wojewódzki Sąd Administracyjny w Białymstoku uchylił w środę decyzje o naliczeniu suwalskiemu przedsiębiorcy opłat sięgających obecnie z odsetkami blisko 1,4 mln zł za przekazanie jednej z fundacji kilkudziesięciu opon na budowę ogrodu, co zostało przez urzędników uznane za pozbycie się odpadów.
Urząd Marszałkowski w Białymstoku i ewentualnie Samorządowe Kolegium Odwoławcze (SKO) w Białymstoku będą musiały zbadać okoliczności tej sprawy jeszcze raz, bo to ich decyzje sąd administracyjny w środę uchylił, uwzględniając skargę przedsiębiorcy, który od kilkudziesięciu lat prowadzi z rodziną w Suwałkach firmę zajmującą się m.in. wulkanizacją i wymianą opon.
Wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego (WSA) w Białymstoku zapadł w trzyosobowym składzie orzekającym, ale przy zdaniu odrębnym jednego z sędziów. Nie jest prawomocny; przysługuje od niego skarga do Naczelnego Sądu Administracyjnego.
Tzw. opłaty podwyższone były naliczone za lata 2018-2020. To łącznie ponad 1,1 mln zł plus odsetki; do teraz to kwota sięgająca łącznie 1,38 mln zł.
Skarżący argumentował, że cel przekazania w sumie ponad 80 zużytych opon od aut ciężarowych i osobowych był szczytny, a inicjatywa miała charakter proekologiczny, bo jedna z fundacji chciała w Starym Folwarku, w otulinie Wigierskiego Parku Narodowego, stworzyć ogród permakulturowy na terenie zdewastowanym przez bobry, a pocięte opony - wykorzystać jako budulec do umocnień.
Strony sporządziły w tym celu stosowną umowę; w 2018 roku prywatny przedsiębiorca Sławomir Jakubowski przekazał - w imieniu swojej firmy - nieodpłatnie te opony. Zanim doszło do rozpoczęcia prac, po kontroli inspekcji ochrony środowiska przedsiębiorca dostał 300 zł mandatu za to, że opony trafiły do podmiotu nieuprawnionego, który nie ma zezwolenia na zbieranie i przetwarzanie odpadów.
Karę uchylił wójt gminy Suwałki; podtrzymało to SKO mimo skargi inspekcji. Wskutek wznowienia postępowania przed SKO, decyzja ta została jednak uchylona, a wójt wydał nową, nakazując fundacji (też została ukarana mandatem) usunięcie opon, co zostało wykonane przez przedsiębiorcę.
W grudniu 2021 dostał on jednak decyzję Urzędu Marszałkowskiego w Białymstoku o naliczeniu przekraczających wówczas 1,1 mln zł opłat (kar) za korzystanie ze środowiska i składowanie odpadów - w latach 2018, 2019 i 2020 - na prywatnej działce zlokalizowanej na obszarze chronionym.
Do sprawy w charakterze uczestnika postępowania, jeszcze na etapie rozpoznawania jej przez SKO, przystąpił Rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorców. Przystąpił też do postępowania przed WSA w Białymstoku. Na rozprawę nie stawił się przedstawiciel SKO.
Pełnomocnik przedsiębiorcy domagał się uchylenia decyzji SKO i decyzji urzędu marszałkowskiego lub ich unieważnienia z uwagi na - w jego ocenie - rażące naruszenie prawa. "Ta sprawa jest doskonałym przykładem, jak źle zastosowane prawo może oddziaływać negatywnie na człowieka, na przedsiębiorcę i jak może go zniszczyć" - mówił w swoim wystąpieniu mec. Daniel Lisowski.
Powiedział, że przy podejmowaniu decyzji nie wzięto pod uwagę okoliczności przekazania opon, celu tego działania i nie zastosowano właściwych przepisów. Mówił, że wyliczona kara oznacza bankructwo firmy i kłopoty finansowe rodziny prowadzącej ten biznes.
Przywoływał orzeczenie NSA, z którego wynika, że użycie odpadów dla celów rekultywacji byłoby ich odzyskiem, a nie składowaniem. "Analogicznie w niniejszej sprawie - użycie opon do celów budowy ogrodu byłoby odzyskiem, a składowaniem, więc z tego tytułu nie mogą być ponoszone opłaty podwyższone" - mówił radca.
Zarówno on, jak i pełnomocnik urzędu Rzecznika MŚP zwracali uwagę, że organy administracyjne przez długi czas wydawały decyzję o opłacie podwyższonej. "Kara wynika przede wszystkim z tego, ile dni opony były na danym terenie" - mówił. Podkreślał, że sąd spełnia rolę "bezpiecznika", by nie były wydawane decyzje naruszające przepisy prawa i krzywdzące obywatela.
Sam przedsiębiorca Sławomir Jakubowski mówił, że opony przekazał w dobrej wierze, licząc, że wspiera pomysł proekologiczny. "To były bagienne tereny, które do niczego nie służyły, po przygotowaniu można byłoby je wykorzystać. A skończyło się widzimy jak, jest to dla nas straszną porażką. Jeśli przyszłoby nam zapłacić tę karę, to my i pracownicy idziemy na bruk" - mówił w imieniu rodziny.
WSA decyzje uchylił; SKO ma też zapłacić przedsiębiorcy ponad 22 tys. zł kosztów sądowych. Sędzia Dariusz Zalewski mówił, że zarówno urząd marszałkowski, jak i SKO nie odpowiedziały na podstawowe pytania: co się rzeczywiście stało, kto za ten stan odpowiada i za co ma być nałożona sankcja. "W państwie prawa taka sytuacja nie powinna mieć miejsca, że to samo zdarzenie jest raz oceniane przez te same organy w sposób inny, niż pierwotnie miało to miejsce" - powiedział sędzia. Chodziło o to, że inaczej - przy tym samym stanie faktycznym - ocenione było działanie przedsiębiorcy, a inaczej fundacji, której przekazał on opony.
Sąd administracyjny zarzucił też SKO, że w swojej decyzji kolegium nie wyjaśniło, dlaczego wydało taką a nie inną decyzję i nie odniosło się do zarzutów skarżących. Sędzia Zalewski mówił, że to decyzja napisana "w sposób bardzo pobieżny, wręcz niechlujny, która nie odpowiada na argumenty strony skarżącej (...), nie przekonuje tej strony, że jednak organ ma rację".
"Sąd oczekuje, że ponownie tę sprawę oceniają, organ uporządkuje niejako stan tej sprawy, jednoznacznie ją oceni" - dodał.(PAP)