Polska ma zapłacić 10 tys. euro Dorocie „Dodzie” Rabczewskiej – orzekł Europejski Trybunał Praw Człowieka. Sędziowie uznali, że Polska naruszyła prawo celebrytki do swobodnego wyrażania opinii, skazując ją za obrazę uczuć religijnych na grzywnę w wysokości 5 tys. zł. Nie milkną głosy o potrzebie uchylenia lub zmiany przepisu o obrazie uczuć religijnych. Do tej pory – bez skutku
Polska ma zapłacić 10 tys. euro Dorocie „Dodzie” Rabczewskiej – orzekł Europejski Trybunał Praw Człowieka. Sędziowie uznali, że Polska naruszyła prawo celebrytki do swobodnego wyrażania opinii, skazując ją za obrazę uczuć religijnych na grzywnę w wysokości 5 tys. zł. Nie milkną głosy o potrzebie uchylenia lub zmiany przepisu o obrazie uczuć religijnych. Do tej pory – bez skutku
Sprawa ma swój początek w 2009 r., kiedy Doda udzieliła wywiadu, w którym – odnosząc się do Biblii – powiedziała, że trudno jej wierzyć w historie spisane przez kogoś „naprutego winem i palącego jakieś zioła”. Do prokuratury trafiły dwa zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa od osób twierdzących, że piosenkarka obraziła ich uczucia religijne. Po początkowej odmowie prokurator wniósł do sądu akt oskarżenia, który poskutkował skazaniem Dody na 5 tys. zł grzywny. Wyrok utrzymał w mocy sąd II instancji.
Jeszcze zanim w 2015 r. TK nie uwzględnił jej skargi konstytucyjnej, Doda zwróciła się do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (skarga nr 8257/13). W skardze do Strasburga podnosiła, że naruszono jej prawo do swobodnego wyrażania opinii, a kara była nieproporcjonalna do czynu. Podkreślała, że swoją wypowiedzią nie chciała naruszyć porządku publicznego i że nie można uznać jej słów za mowę nienawiści.
Trybunał w Strasburgu przyznał piosenkarce rację, uznając, że polskie sądy nie przeanalizowały odpowiednio, czy prawo do ochrony uczuć religijnych powinno mieć w tej sprawie pierwszeństwo przed swobodą wypowiedzi. Zdaniem ETPC sądy nie wykazały też, by wyrok skazujący był niezbędny dla zapewnienia spokoju społecznego i pokojowej koegzystencji grup religijnych i niewierzących. W konsekwencji sędziowie stwierdzili naruszenie art. 10 europejskiej konwencji praw człowieka.
– Ten wyrok nie jest żadnym zaskoczeniem, bo wpisuje się w ugruntowaną linię orzeczniczą ETPC sprzeciwiającą się karaniu w takich przypadkach. W samej treści orzeczenia widać wprawdzie, że w składzie sędziowskim mogły być jakieś wahania co do ostatecznego rozstrzygnięcia, ale koniec końców jest ono takie, jakiego można się było spodziewać. Trybunał podkreślił, że członkowie wspólnot religijnych muszą liczyć się z tym, że ich wiara będzie krytykowana. Taka krytyka, także w formie zaprezentowanej przez Dodę, to korzystanie z wolności ekspresji. Nawet kara grzywny stanowiła nieuprawnioną ingerencję w tę wolność – mówi radczyni prawna Agata Bzdyń, specjalizująca się w sprawach dotyczących praw człowieka.
Mniej oczywiste rozstrzygnięcie trybunału wydaje się dr. hab. Janowi Kuleszy z Katedry Prawa Karnego Uniwersytetu Łódzkiego.
– Biorąc pod uwagę całokształt orzecznictwa trybunału na gruncie art. 10, rzeczywiście należało stwierdzić, że doszło do naruszenia konwencji, głównie dlatego, że sądy nie uzasadniły, dlaczego w tym przypadku trzeba było wymierzyć karę. Natomiast gdybyśmy ograniczyli się do analizy orzecznictwa ETPC dotyczącego spraw o obrazę uczuć religijnych, często w połączeniu z ochroną moralności publicznej, można by się zastanawiać, czy nie wykształca się tutaj nowa linia orzecznicza. Począwszy od wyroku Handyside przeciwko Wielkiej Brytanii z 1976 r., trybunał uznawał bardzo szeroki margines swobody państw przy ochronie moralności publicznej. Biorąc pod uwagę te kluczowe sprawy, jak Handyside, Otto-Preminger-Institut przeciwko Austrii z 1994 r., Müller przeciwko Szwajcarii z 1988 r. czy E.S. przeciwko Austrii z 2018 r., równie dobrze można było stwierdzić, że jednak nie doszło do naruszenia konwencji – komentuje karnista.
Mecenas Bzdyń zauważa, że w obliczu zapadłego orzeczenia w przypadku kolejnych podobnych skarg wnoszonych przez osoby skazane przez polskie sądy na podstawie art. 196 trybunał może nie wydawać już kolejnych wyroków, a tylko komunikować sprawę polskiemu rządowi i zachęcać do zawarcia ugody, na mocy której Polska zobowiąże się do zapłaty skarżącemu określonej kwoty.
– Oczywiście rząd może jeszcze zawnioskować o ponowne rozpatrzenie sprawy przez Wielką Izbę Trybunału, ale szanse na powodzenie Polski i tak nie byłyby tam duże – ocenia prawniczka.
Artykuł 196 k.k. w niezmienionym kształcie został przeniesiony do obowiązującego kodeksu z ustawy z roku 1969. Mimo wielu prób do tej pory nie udało się w żaden sposób go zmodyfikować ani uchylić. W 2021 r. posłowie opozycji chcieli jego uchylenia wraz z dotyczącymi zniesławienia art. 212–215 k.k. W reakcji na projekt ówczesny RPO Adam Bodnar proponował pozostawienie przepisu w kodeksie, ale wykreślenie z niego możliwości karania więzieniem.
Przepis chcieliby zmienić też politycy Solidarnej Polski, acz w przeciwnym kierunku. Pod koniec sierpnia ogłosili, że zebrali już 150 tys. podpisów pod projektem ustawy „W obronie chrześcijan”. Zgodnie z projektem karze podlegałoby już nie tylko znieważanie miejsc i przedmiotów czci religijnej, lecz również „publiczne lżenie lub wyszydzanie Kościoła lub innego związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej, jego dogmatów lub obrzędów”. Inicjatywa SP jest promowana spotem ukazującym przypadki niszczenia krzyży czy darcia Biblii. Jednak rzeczywista liczba takich zdarzeń nie przytłacza. Według policyjnych statystyk liczba stwierdzonych przestępstw z art. 196 od 20 lat nie przekracza 100 rocznie.
– Artykuł 196 nie ma racji bytu, bo nie jest jasne, do czego się odnosi. Co to są uczucia religijne? Państwo powinno oczywiście chronić uczestników praktyk religijnych przed przeszkadzaniem im w obrzędach, bo to kwestia wolności wyznania, ale karanie za obrazę uczuć religijnych zbliża się już do kary za blasfemię. Do tego ten przepis, w ostatnich latach szczególnie nadużywany, jest podatny na wykorzystywanie w praktyce do celów politycznych – mówi Agata Bzdyń.
– Dyskusji nie podlega tylko sama obraza uczuć religijnych, bo jeśli doszło do obrazy, to doszło, i w społeczeństwie inkluzywnym nikt nie ma prawa tłumaczyć komuś, że nie powinien czuć się obrażony. To jednak nie wystarcza, bo mamy jeszcze mocno ocenne znamię znieważenia. Następnie trzeba jeszcze stwierdzić, czy sprawca tego czynu rzeczywiście chciał znieważyć. Zakres karalności jest więc tutaj w gruncie rzeczy dość wąski – uważa prof. Kulesza.
Pytany o pomysł uchylenia lub zmiany art. 196 karnista podkreśla potrzebę spojrzenia na przepis w szerszym kontekście. – Kwestia art. 196 to część szerszego zagadnienia. W polskim kodeksie karnym mamy bardzo silną ochronę uczuć, godności i czci. Pytanie powinno ewentualnie dotyczyć zrewidowania całego katalogu przepisów ograniczających wolność wypowiedzi. Nie widzę powodu, żeby wycinać wyłącznie art. 196. Mamy w kodeksie np. relikt włoskiego faszystowskiego kodeksu w postaci znieważenia Państwa Polskiego, a poza tym obrazę jego godła, flagi, prezydenta czy funkcjonariusza publicznego. Należałoby zastanowić się łącznie nad wszystkimi tymi przepisami – mówi profesor. ©℗
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama