Choć przepisy mówią wprost, że treść orzeczeń to informacja publiczna, to sąd uznaje inaczej i nie chce ich udostępnić. Twierdzi bowiem, że „nie dotyczą spraw publicznych”

W sierpniu po kilkunastu latach procesów Sąd Okręgowy w Warszawie uwzględnił powództwo na rzecz ok. 600 osób poszkodowanych w głośnej aferze Warszawskiej Grupy Inwestycyjnej. Sprawy dotyczące mniejszych roszczeń zostały wcześniej wyłączone i trafiły do Sądu Rejonowego dla Warszawy-Mokotowa. Prawie wszystkie zostały umorzone z powodu niewniesienia opłat przez Komisję Nadzoru Finansowego, bo to ona formalnie złożyła pozew na rzecz poszkodowanych. Ci ostatni jednak nie otrzymali tych rozstrzygnięć, bo formalnie nie byli stronami postępowań. Dlatego też we własnym zakresie wnieśli wnioski o udostępnienie im treści orzeczeń.
Sprawa wydawała się oczywista. Ustawa o dostępie do informacji publicznej (t.j. Dz.U. z 2022 r. poz. 902 ze zm.) jest bowiem jednoznaczna i mówi wprost, że orzeczenia sądów stanowią informację publiczną, która podlega udostępnieniu (patrz: grafika). Okazało się jednak, że mokotowski sąd interpretuje przepisy odmiennie. W decyzjach odmownych na każdy z trzech wniosków u udostępnienie informacji publicznej uznał, że postępowania nie dotyczą spraw publicznych, tylko prywatnych, i dlatego też informacje na ich temat nie mogą zostać udostępnione.
„Wnioskowana informacja nie dotyczy sprawy publicznej w rozumieniu art. 1 ust. 1 powołanej ustawy, lecz spraw o charakterze prywatnym. Jak trafnie przy tym wskazał Naczelny Sąd Administracyjny, «Nie są sprawą publiczną, a tym samym nie stanowią informacji publicznej informacje dotyczące konkretnego zindywidualizowanego postępowania toczącego się przed organem administracji czy też sądem» (wyrok z 24 marca 2017 r., sygn. akt I OSK 1725/15)” - można przeczytać w każdej z trzech decyzji odmawiających udostępnienia treści orzeczeń.
Poprosiliśmy ekspertów specjalizujących się w tematyce dostępu do informacji publicznej o ocenę, czy mokotowski sąd rzeczywiście mógł wydać decyzje odmowne, uznając, że postępowania dotyczą spraw „prywatnych”. Żaden nie ma wątpliwości, że przywołana argumentacja nie jest właściwa.
- Samo pojęcie informacji publicznej jest źródłem problemów interpretacyjnych - przyznaje prof. Agnieszka Piskorz-Ryń z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.
- W opisanym przypadku art. 6 ust. 1 pkt 4 lit. a tiret trzecie ustawy nie pozostawia jednak wątpliwości, wskazując, że informacją publiczną jest treść orzeczeń sądów powszechnych. Brak więc podstaw dla przedstawionego w odpowiedzi twierdzenia. Jego podstawą nie może być również przywołany wyrok. Dotyczy on bowiem trochę innego zagadnienia - tłumaczy.
Tego samego zdania jest prof. Grzegorz Sibiga z Instytutu Nauk Prawnych PAN.
- Ustawa o dostępie do informacji publicznej wprost wskazuje, że taką informację stanowi „treść orzeczeń sądów powszechnych”, a każde odmienne stanowisko narusza prawo - stwierdza stanowczo prawnik.

Celowa nowelizacja

Przepis jednoznacznie wskazujący, że treść orzeczeń sądowych stanowi informację publiczną, obowiązuje od 2015 r. i został dodany ustawą o ułatwieniu wykonywania działalności gospodarczej (Dz.U. z 2014 r. poz. 1662 ze zm.).
- Jednakże już wcześniej było wiadomo, że orzeczenia sądów podlegają pod przepisy o dostępie do informacji publicznej. Takie stanowisko zajął choćby Naczelny Sąd Administracyjny w wyroku z 8 lutego 2011 r., I OSK 1938/10 - zauważa Szymon Osowski, prezes Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska.
We wskazanym przez niego wyroku NSA uznał, że treść orzeczenia sądu nie tylko stanowi informację o sprawach publicznych, ale też należy ją uznać za rodzaj dokumentu urzędowego, a więc także na podstawie tego przepisu podlega udostępnieniu.
Aby uciąć wszelkie wątpliwości, ustawodawca postanowił wprost zapisać, że treść orzeczeń stanowi informację publiczną. Jednoznacznie wskazuje na to uzasadnienie wspomnianej ustawy o ułatwieniu wykonywania działalności gospodarczej.
„Doprecyzowanie ustawy o dostępie do informacji publicznej przyczyni się do wyeliminowania ewentualnych wątpliwości dotyczących uznawania orzeczeń sądów i trybunałów za informację publiczną. Dostępność orzeczeń przyczyni się do zapewnienia transparentności działania sądów i trybunałów oraz pozytywnie wpłynie na merytoryczny poziom wydawanych przez nie rozstrzygnięć, a także na poprawę stanu świadomości prawnej i pewność obrotu prawnego” - można w nim przeczytać.
- Stanowisko prezentowane w odpowiedzi na wnioski nie tylko nie ma związku z obowiązującym prawem, lecz nie jest także praktyką mokotowskiego sądu, co pokazuje powszechnie dostępna baza orzeczeń sądów powszechnych, w której możemy odszukać zanonimizowane wyroki tego sądu - podkreśla Szymon Osowski.
Rzeczywiście po zaznaczeniu Sądu Rejonowego dla Warszawy-Mokotowa okaże się, że opublikował on ponad 3,6 tys. orzeczeń cywilnych.

Pytania bez odpowiedzi

Choć treść orzeczeń sądowych bez wątpienia stanowi informację publiczną, to nie musi ona zostać w całości udostępniona.
- W przypadku żądania treści orzeczenia sądowego sąd, do którego jest skierowany wniosek, musi rozpatrzeć, czy orzeczenie nie zawiera informacji prawnie chronionych. Jeśli zawiera takie informacje, sąd w pierwszej kolejności powinien dążyć do zanonimizowania lub innego usunięcia poufnych informacji, tak aby zapewnić możliwie jak najdalej idącą jawność pozostałej części orzeczenia - wyjaśnia prof. Grzegorz Sibiga.
Wynika to z art. 5 ustawy, która ogranicza dostęp do informacji niejawnych i tajemnic ustawowo chronionych. Inne powody ograniczeń to prywatność osoby fizycznej i tajemnica przedsiębiorstwa. W takich sytuacjach sąd powinien po prostu usunąć informacje, które nie mogą zostać ujawnione, pozostawiając jawną dalszą część orzeczeń.
Poprosiliśmy mokotowski sąd o bardziej szczegółowe wyjaśnienie powodów odmowy. Choć otrzymaliśmy informację, że nasze pytania zostały przekazane wiceprezesowi Grzegorzowi Krysztofiukowi, który wydał kontrowersyjne decyzje, to od dwóch tygodni nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi. ©℗
Co mówi przepis / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe