Naprawdę rzadko zdarza mi się chwalić za coś Ministerstwo Sprawiedliwości. Bo, powiedzmy sobie szczerze, wiele projektów wychodzących z resortu jest w najlepszym razie niedopracowanych, w najgorszym – wywołuje kontrowersyjne skutki po wejściu w życie. Tyczy się to zresztą od kilku lat praktycznie całości polskiej legislacji, ale to już dygresja. Nieco jaśniejszymi punktami, jeśli chodzi o projekty pochodzące z resortu sprawiedliwości, stały się dla mnie ostatnio dwie nowelizacje, z których jedna została już przyjęta i opublikowana w Dzienniku Ustaw.

Pierwsza to projekt zmian w prawie spadkowym, który pokazuje, że proces legislacyjny rzeczywiście nadal może spełniać swoją rolę, czyli dawać szansę wypowiedzenia się (nawet wielokrotne) ekspertom, a także być okazją do szlifowania pierwotnej wersji projektu. W rezultacie – po dwukrotnym opiniowaniu – powstała propozycja, której nie można zarzucić ani braku precyzji, ani wprowadzania kontrowersyjnych rozwiązań. Czyli można! Druga nowelizacja to w zasadzie po prostu nowa ustawa zastępująca przepisy pochodzące z lat 80. XX w. Chodzi o ustawę o resocjalizacji i wspieraniu nieletnich, która w przeważającej części wejdzie w życie 1 września. Wielu się ona nie spodobała. Przyznam, że w obliczu tylu kwestii, za które można merytorycznie krytykować resort sprawiedliwości, dziwi mnie, że padło akurat na ten akt prawny. Bo moim zdaniem ten akt to akurat całkiem dobra inicjatywa.
Losy nowej ustawy o nieletnich śledziłam od samego początku. Przekonujący był dla mnie argument o konieczności zastąpienia przestarzałej, nieprzystającej zupełnie do obecnej rzeczywistości regulacji. Podobne opinie słyszałam zresztą już wcześniej od prawników zajmujących się prawami najmłodszych. I, choć nowe prawo nie jest oczywiście doskonałe, szczegółowe rozwiązania sprawiają, że na pewno nie zdecydowałabym się na jego skreślanie.
Spójrzmy np. na kwestię wieku, w jakim najmłodszy będzie mógł odpowiadać za demoralizację. W mediach pojawiały się artykuły, w których podnoszono, że przed sądem staną nawet kilkulatki. To jest akurat albo zupełne niezrozumienie, albo skutek pobieżnego czytania ustawy, bo zgodnie z nowymi przepisami w sprawach o demoralizację będą mogli odpowiadać nieletni od 10. roku życia. To poprzedni stan prawny nie przewidywał takiej granicy – co teoretycznie pozwalało postawić przed sądem sześcio- czy siedmiolatka.
Poza tym nowe prawo rzeczywiście wzmacnia pozycję nieletniego i jego gwarancje, zarówno w procesie, jak i poza nim. Rozszerza np. prawo do przyznania obrońcy z urzędu (być może nadal niewystarczająco, ale zawsze to dobry krok). W przepisach wskazuje się także wprost, że nieletni zatrzymany przez policję musi mieć zapewniony kontakt z rodzicem (opiekunem) i z obrońcą, ma też prawo do skorzystania z opieki medycznej, do otrzymania kopii protokołu zatrzymania czy składania oświadczeń. Policja ma z kolei obowiązek pouczyć go o przysługujących mu prawach. Czy prawa te będą respektowane, pozostaje oczywiście kwestią otwartą. Trzeba jednak pamiętać, że skoro mamy już przepis, to może być on także podstawą do ewentualnych odwołań w razie nadużyć.
Ustawa w przeważającej mierze przyznaje uprawnienia sędziom. To oni będą decydować o przedłużeniu pobytu w zakładzie poprawczym, wymiarze i rodzaju kary, umieszczeniu w placówkach resocjalizacyjnych itp. Daje to nadzieję, że tego typu decyzje będą podejmowane po przeanalizowaniu sprawy i na podstawie konkretnych przesłanek, a jednocześnie potencjalnie zmniejszy ryzyko nadużyć. I to jest dla mnie najważniejszy argument, który sprawia, że patrzę na tę ustawę dość optymistycznie. Może to zbyt idealistyczne podejście, ale bardzo liczę na to, że niedoskonałości nowego prawa po prostu zostaną skorygowane przez praktykę. A skutecznego systemu resocjalizacji potrzebujemy teraz jak nigdy wcześniej. ©℗