Do Sądu Najwyższego skierowano kasację ws. b. szefa KPRM T. Arabskiego, który w związku z niedopełnieniem obowiązków przy organizacji lotu do Smoleńska w 2010 r. został prawomocnie skazany na 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu. Obrona chce, by w tej sprawie sąd zadał pytania prejudycjalne do TSUE.

Chodzi o fakt, że w składzie sędziowskim sądu apelacyjnego znajdowało się dwóch sędziów nominowanych przez Krajową Radę Sądownictwa w obecnym składzie.

O złożeniu kasacji do SN poinformowała PAP pełnomocniczka Arabskiego mec. Katarzyna Gajowniczek-Pruszyńska. Jak wskazała, kasacja zawiera wniosek o skierowanie pytań prejudycjalnych do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. "Ma to związek z faktem, że w wydaniu orzeczenia przez sąd apelacyjny w Warszawie brało udział dwóch sędziów, którzy uzyskali nominację sądu apelacyjnego na skutek działań neo-KRS" - powiedziała.

Adwokat, która jednocześnie jest autorką kasacji, oceniła, że zadanie w tej sprawie pytań prejudycjalnych to działanie spójne z działaniem "wielu innych pełnomocników i sądów w całej Polsce", którzy "wiedzą, jakie jest ryzyko pozostawania w przestrzeni prawnej orzeczeń wydanych przez wadliwie obsadzonych sędziów". "Trudno przewidzieć, z jaką reakcją Sądu Najwyższego ten wniosek się spotka. Będzie to pewnie w dużej mierze zależało do tego, do jakiego składu sędziowskiego trafi. Wyznaczenie terminu rozpoznania kasacji to już pewnie kwestia miesięcy, nawet do roku" - wskazała.

W czerwcu 2019 r. Sąd Okręgowy w Warszawie w I instancji nieprawomocnie skazał Arabskiego na 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 2 lata. Sąd orzekł też wówczas o winie urzędniczki kancelarii premiera Moniki B., która została skazana na 6 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na rok. Troje pozostałych oskarżonych urzędników sąd uniewinnił.

Od wyroku odwołała się zarówno prokuratura, która chciała m.in. orzeczenia wobec Arabskiego zakazu zajmowania stanowisk kierowniczych, jak i obrona, która wnosiła o jego uniewinnienie. Ostatecznie w czerwcu tego roku Sąd Apelacyjny w Warszawie utrzymał karę wymierzoną Arabskiemu w I instancji. Jedyną zmianą była modyfikacja opisu zarzuconego mu czynu. Chodziło o poszerzenie go o wzmiankę dotyczącą działania na szkodę interesu publicznego i interesu prywatnego.

Sąd apelacyjny zgodził się z ustaleniami sądu I instancji, zgodnie z którymi Arabski i Monika B. dopuścili do lądowania samolotu na nieczynne lotnisko. Jednocześnie w uzasadnieniu wyroku przewodnicząca składowi orzekającemu sędzia Anna Kalbarczyk wskazała, że w tej sprawie przepisy przewidywały wiele bezpieczników, jednak wszystkie one zostały wyłączone.

"Pierwszym bezpiecznikiem była Kancelaria Prezydenta, która nie powinna wskazywać miejsca lądowania statku z prezydentem jako Smoleńsk, gdyż tam nie było lotniska czynnego. Drugim bezpiecznikiem była KPRM, czyli koordynator (T. Arabski - PAP) i działająca z jego upoważnienia Monika B., którzy nie powinni zaakceptować takiego zapotrzebowania, bo nie było zgodne z obowiązującymi wówczas przepisami" - wymieniała.

"Trzecim bezpiecznikiem był BOR, który nie podjął czynności jemu należnych w tym zakresie (...). Czwartym bezpiecznikiem był 36. specpułk, który powinien nie zgodzić się na wykonanie lotu do Smoleńska" - mówiła sędzia. Jak podkreśliła, nie sposób zgodzić się z prokuraturą, która jako kluczową oceniała rolę Arabskiego oraz Moniki B., bo kluczowa była każda z wymienionych instytucji.

Proces został zainicjowany z oskarżenia prywatnego. Jego podstawą był art. 231 Kodeksu karnego, który przewiduje do 3 lat więzienia za niedopełnienie obowiązków funkcjonariusza publicznego. Akt oskarżenia wniesiono po tym, gdy Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga umorzyła prawomocnie śledztwo w sprawie organizacji lotów premiera i prezydenta do Smoleńska 7 i 10 kwietnia 2010 r.

Oskarżycielami w tej sprawie zostali bliscy kilkunastu ofiar katastrofy, m.in. Anny Walentynowicz, Janusza Kochanowskiego, Andrzeja Przewoźnika, Władysława Stasiaka, Sławomira Skrzypka i Zbigniewa Wassermanna.