Już 162 tys. osób zostało wpisanych do rejestru dłużników z powodu nieopłaconych należności sądowych na łączną kwotę 743 mln zł. Część skazanych zamiast zapłacić, nadal woli karę odsiedzieć.

Obowiązek przekazywania danych do biur informacji gospodarczej istnieje od 1 lipca 2015 r. Wówczas to nowelizacją kodeksu karnego i niektórych innych ustaw (Dz.U. z 2015 r. poz. 396) dodano do kodeksu karnego wykonawczego art. 12a.
Przepis ten stanowi, że w wezwaniu do uiszczenia grzywny (również orzeczonej jako kara zastępcza), nawiązki na rzecz Skarbu Państwa, kwoty pieniężnej stanowiącej przepadek, kosztów sądowych czy kar porządkowych, musi się znaleźć pouczenie, że w razie nieuiszczenia tych należności w terminie, sąd przekaże informację o zadłużeniu do biur informacji gospodarczej (BIG).
Brak wpłaty lub nieuiszczenie jej w pełnej wysokości oznacza, że najpóźniej 14 dni po upływie terminów referendarz sądowy lub pracownik sądu przekazuje informację do BIG-ów, która w przypadku spłaty zadłużenia jest niezwłocznie korygowana.
– Choć obowiązek wpisywania dłużników do biur informacji gospodarczej istnieje od połowy 2015 r., to na dużą skalę sądy zaczęły to robić dopiero od 2017 r. Wówczas ruszyła specjalna platforma ministerialna, która zautomatyzowała ten proces. Od tego czasu liczba dłużników zgłaszanych przez sądy systematycznie rośnie – mówi Adam Łącki, prezes Zarządu Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej SA.
I tak z danych KRD wynika, że o ile jeszcze w 2018 r. łączne zadłużenie wynosiło 383 mln zł, to w grudniu 2020 r. sięgało już 746 mln zł, a obecnie (według stanu na koniec lipca) wynosi 743 mln zł.
Średnio jeden dłużnik sądowy ma do uregulowania prawie 4,6 tys. zł. Najgorzej pod tym względem jest na Mazowszu, gdzie sądy czekają na spłatę 174 mln zł. Drugą pozycję zajmuje Pomorskie (145 mln zł). Wśród dłużników sądowych z tego województwa znajduje się także rekordzista. 48-latek z Wejherowa ma zaległości wobec sądu aż na prawie 75,7 mln zł. Na trzecim miejscu pod względem nieściągniętych wierzytelności plasuje się województwo śląskie (63 mln zł).
Mężczyźnie częściej, ale kobiety bardziej
Natomiast najbardziej sumienni w uiszczaniu zasądzonych opłat są mieszkańcy województw świętokrzyskiego (6,8 mln zł), podkarpackiego (8,3 mln zł) i opolskiego (prawie 8,8 mln zł). Większość osób (72 proc.), od których sądy chcą odzyskać pieniądze, to mieszkańcy miast.
I zdecydowanie częściej są to mężczyźni niż kobiety. – Mężczyźni stanowią ponad 87 proc. dłużników i do nich należy również większość zadłużenia. Co ciekawe, ich zobowiązania są jednak statystycznie niższe niż kobiet. Średnio sądom winni są niecałe 4481 zł, podczas gdy kobiety prawie 5334 zł. Kobiety rzadziej zgłaszane są do rejestru dłużników przez sądy, ale jeśli już do niego trafiają, to chodzi zwykle o wyższe kwoty – wskazuje prezes Adam Łącki.
Ministerstwo Sprawiedliwości nie gromadzi danych na temat skuteczności ściągalności grzywien oraz innych należności sądowych, takich jak nawiązki czy kary porządkowe. Trudno zatem jednoznacznie ustalić, jaki wpływ miała zmiana przepisów w 2015 r. na poprawę egzekwowalności zasądzonych kar i środków kompensacyjnych.
– Jest to jeden z elementów, który wpływa na to, że ludzie jednak decydują się na spłatę zadłużenia. Z moich doświadczeń jako sędziego penitencjarnego wynika, że takie sytuacje zdarzają się zwłaszcza wtedy, gdy niezapłacenie stosunkowo niewielkiej kwoty, np. grzywny wynoszącej 400 zł, poprzez fakt zgłoszenia do BIG-u uniemożliwia osiągnięcie korzyści w postaci wzięcia kredytu. Skuteczność tego rozwiązania byłaby jeszcze większa, gdyby również uniemożliwiało zaciąganie chwilówek, ale firmy ich udzielające, jak wiadomo, nie korzystają z BIG-ów – mówi sędzia Radosław Bielecki, prezes Sądu Rejonowego w Gryficach.
Akta nie chcą się gubić
– Sytuacje, w których ktoś reguluje zadłużenie na skutek wpisania do BIG, zdarzają się, ale są to raczej sporadyczne przypadki. Choć trzeba przyznać, że wówczas zadłużenie, np. z tytuły grzywny, spłacane jest błyskawicznie. Jednak co do zasady ludzie płacą najczęściej dopiero wtedy, gdy już mają nóż na gardle, wcześniej zupełnie irracjonalnie liczą, że „sąd zapomni” albo może „akta gdzieś się zgubią” – słyszymy w jednym z sądów na Dolnym Śląsku.
W odróżnieniu od niespłacenia pozostałych należności, jak nawiązki, koszty sądowe etc. – w przypadku nieuiszczenia grzywny sąd może orzec zastępczą karę ograniczenia, a nawet pozbawienia wolności. Co ciekawe jednak nawet groźba rychłej odsiadki nie jest w stanie zawczasu skutecznie zmotywować dłużników.
– Okazuje się, że w moim sądzie liczba zastępczych kar pozbawienia wolności jest w tym roku większa niż łącznie liczba orzeczonych kar bezwzględnego pozbawienia wolności i zarządzonych kar pozbawienia wolności, gdy były one warunkowo zawieszone – wskazuje sędzia Piotr Mgłosiek z Sądu Rejonowego dla Wrocławia-Krzyków. Innymi słowy więcej ludzi trafia za kratki tylko przez niezapłacone grzywny niż z pozostałych powodów.
Jak przyznaje Tomasz Mucha, rzecznik Sądu Okręgowego w Rzeszowie, liczba zastępczych kar: czy w postaci ograniczenia, czy pozbawienia wolności, ciągle jest problemem. – Niestety słaba egzekucja grzywien oznacza nie tylko brak przychodów dla Skarbu Państwa, ale również koszty związane z wykonaniem kar – pointuje sędzia Mucha.