Reklama

Reklama

Największe absurdy walki z internetowym piractwem

DRM-y Cyfrowe zabezpieczenia (DRM-y) w założeniu miały chronić wydawców i utrudniać życie internetowym piratom. Tymczasem okazały się istną katastrofą, na której najwięcej stracili uczciwi konsumenci. Stracili również wydawcy – swoją reputację. Idea byłą dość prosta gracz nabywający grę obwarowaną zabezpieczeniami DRM, musi aktywować ją przez internet i przypisać do swojej aplikacji klienckiej (np. Steam, Origin). Jeśli tego nie zrobi, to nie uruchomi zakupionego produktu. Innym (popularnym przed erą Steama) sposobem zabezpieczania gier było m.in. uzależnienie ich uruchomienia od tego, czy w czytniku znajduje się oryginalna płyta. Pomysły te stały się prawdziwą zmorą dla graczy – ale tylko tych uczciwych. Wystarczy przypomnieć wydarzenia towarzyszące premierom takich gier, jak „Diablo III” czy „Assassin’s Creed 2”. Przeciążone serwery, wielogodzinne (a czasem wielodniowe) oczekiwanie na aktywację gry, problemy z uruchomieniem tytułu oraz inne błędy i niedociągnięcia – to tylko niektóre trudności, z którymi musieli sobie radzić nabywcy oryginalnych wersji gier. A piraci? Oni DRM-ami przejmować się nigdy nie musieli. Kopie gier, które trafiają do sieci P2P są wolne od jakichkolwiek zabezpieczeń. Wystarczy odpowiedni „crack” i możemy je uruchomić bez potrzeby łączenia się z internetem czy też wkładania do czytnika oryginalnej płyty.
DRM-y Cyfrowe zabezpieczenia (DRM-y) w założeniu miały chronić wydawców i utrudniać życie internetowym piratom. Tymczasem okazały się istną katastrofą, na której najwięcej stracili uczciwi konsumenci. Stracili również wydawcy – swoją reputację. Idea byłą dość prosta gracz nabywający grę obwarowaną zabezpieczeniami DRM, musi aktywować ją przez internet i przypisać do swojej aplikacji klienckiej (np. Steam, Origin). Jeśli tego nie zrobi, to nie uruchomi zakupionego produktu. Innym (popularnym przed erą Steama) sposobem zabezpieczania gier było m.in. uzależnienie ich uruchomienia od tego, czy w czytniku znajduje się oryginalna płyta. Pomysły te stały się prawdziwą zmorą dla graczy – ale tylko tych uczciwych. Wystarczy przypomnieć wydarzenia towarzyszące premierom takich gier, jak „Diablo III” czy „Assassin’s Creed 2”. Przeciążone serwery, wielogodzinne (a czasem wielodniowe) oczekiwanie na aktywację gry, problemy z uruchomieniem tytułu oraz inne błędy i niedociągnięcia – to tylko niektóre trudności, z którymi musieli sobie radzić nabywcy oryginalnych wersji gier. A piraci? Oni DRM-ami przejmować się nigdy nie musieli. Kopie gier, które trafiają do sieci P2P są wolne od jakichkolwiek zabezpieczeń. Wystarczy odpowiedni „crack” i możemy je uruchomić bez potrzeby łączenia się z internetem czy też wkładania do czytnika oryginalnej płyty. / ShutterStock
Organizacje zwalczające piractwo prześcigają się w sposobach na utrudnienie życia osobom, które w nielegalny sposób pobierają i udostępniają treści objęte ochroną praw autorskich. Niestety coraz częściej największymi ofiarami tej antypirackiej wendety padają zwykli internauci, którzy często są „karani” za swoją uczciwość. Prezentujemy największe absurdy walki z piractwem.

Powiązane

Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję

Daniel Maikowski

Oceń jakość naszego artykułu

Dziękujemy za Twoją ocenę!

Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna

Powiedz nam, jak możemy poprawić artykuł.
Zaznacz określenie, które dotyczy przeczytanej treści:

Reklama

Reklama
Zobacz

Reklama

Reklama
Reklama

Zobacz więcej

image for background

Przejdź do strony głównej