Microsoft i Google chcą dodać AI do swoich pakietów biurowych. Tymczasem OpenAI pokazało najnowszą wersję popularnego chatbota.

Zamieni odręczną notatkę na działającą stronę internetową, pomoże rozliczyć podatki, wyszukując zmiany w przepisach, wytłumaczy zabawne memy – to tylko próbka możliwości chatGPT-4, które we wtorek pokazała spółka OpenAI. Prezentacja najnowszej wersji narzędzia to rękawica rzucona wielkim spółkom technologicznym. Wyścig zbrojeń może się jednak okazać falstartem, bo choć narzędzia są imponujące, budzą też wielkie kontrowersje.

Duże modele językowe (LLM) – podstawa działania chatbotów w stylu narzędzia od OpenAI – stały się najgorętszym trendem ostatniego półrocza. To aplikacje, które pozwalają się komunikować z komputerem w naturalnym języku. Dzięki ogromnej bazie danych, na której zostały wytrenowane, pozwalają odnieść wrażenie, że robot po drugiej stronie naprawdę rozumie intencje użytkownika i jest w stanie sensownie odpowiedzieć.

Nad wykorzystującymi AI programami już od dawna pracowały wszystkie większe spółki technologiczne. Pierwszy taki model stworzył Google. Przez lata nie wypuszczały ich jednak do powszechnego użycia. A to ze względu na potencjalne szkody, które takie modele mogą wyrządzić – kiedy nie potrafią odpowiedzieć na pytanie, po prostu zmyślają informacje.

– Należy zachować ostrożność przy wykorzystywaniu danych wyjściowych z GPT-4, szczególnie w kontekstach, w których ważna jest wiarygodność – piszą o swoim modelu sami informatycy z OpenAI. Mimo kontrowersji to właśnie oni jako pierwsi udostępnili chatbot szerokiej publiczności. W listopadzie spółka pokazała ChatGPT. W niespełna dwa miesiące zyskał on 100 mln użytkowników, co uczyniło go najszybciej rozwijającym się serwisem w historii internetu.

– OpenAI to wciąż firma opierająca się na finansowaniu pozyskiwanym od inwestorów i szum, który pojawia się wokół produktu wspiera ten mechanizm. Google ma dużo bardziej stabilną sytuację, opartą na sprzedawaniu usług klientom, więc może pozwolić sobie na to, by latami pracować nad produktem - mówi dr Piotr Szymański, Adiunkt w Katedrze Inteligencji Obliczeniowej na Politechnice Wrocławskiej.

Wersja zaprezentowana we wtorek ma być jeszcze potężniejszym narzędziem. Kluczową zmianą względem poprzedniej edycji jest wielomodalność – chatbot zrozumie już nie tylko tekst, lecz także wideo czy obrazy. Można więc załadować mu fragment filmu i poprosić o rozpoznanie aktora albo skomplikowany wykres z zadaniem jego przeanalizowania.

Po sukcesie PR-owym chatbota kolejne firmy ruszyły do technologicznego wyścigu. Microsoft, który już od kilku lat inwestuje w OpenAI, włączył jej rozwiązania do swojej wyszukiwarki internetowej Bing. Narzędzie można poprosić o znalezienie dla nas interesujących wiadomości. Bing zrobi to, ale zamiast – jak w klasycznych wyszukiwarkach – pokazać stronę z linkami prowadzącymi do witryn, gdzie można dowiedzieć się więcej, streści nam ich zawartość w okienku chatu. Tak jakby opowiadał koledze.

A to nie koniec. Władze spółki zapowiedziały już, że niebawem wirtualny asystent zagości także w pakiecie biurowym. Ma pomagać w autouzupełnianiu tekstu w Wordzie, automatyzować pracę w Excelu i przeszukiwać skrzynkę e-mail w Outlooku, sugerując odpowiedzi na wiadomości. Także dla klientów biznesowych – Viva Sales będzie teraz generować całą komunikację z klientem. Microsoft chce, by tworzyła spersonalizowane oferty, odpowiedzi na zapytania. – Chcemy wykorzystać sztuczną inteligencję, aby pomóc sprzedawcom skupić się na tym, co najważniejsze – na nawiązywaniu istotnych kontaktów, budowaniu zaufania i tworzeniu długoterminowych relacji – przyznaje Lori Lamkin, wiceprezeska firmy. Przekonuje też, że takie zadania jak pisanie e-maili po prostu marnują czas pracowników.

Uruchomienie narzędzi opartych na dużych modelach językowych budzi jednak przy okazji wiele kontrowersji. Równocześnie z zacieśnianiem współpracy z Open AI Microsoft miał zwolnić zespół ds. etyki sztucznej inteligencji. Jak podaje prowadzony przez amerykańskich dziennikarzy technologicznych serwis Platformer, zespół pracował ostatnio nad identyfikacją zagrożeń, jakie niesie za sobą integracja technologii OpenAI przez Microsoft w całym pakiecie produktów. Źródła w Micro sofcie zdradziły dziennikarzom, że dyrektor zarządzający spółką wywiera na pracowników ogromną presję, aby oddawać produkty w ręce klientów tak szybko, jak to możliwe, tak aby wygrać z konkurencją.

– W tej chwili toczy się gra o palmę pierwszeństwa. Kto zdobędzie rynek, ten zapewni sobie dostęp do danych użytkowników, a na ich podstawie będzie z kolei mógł dostarczać jeszcze dokładniejsze modele – mówi dr Szymański.

Microsoft czuje już na plecach oddech choćby Google’a, który pracuje nad podobnymi ułatwieniami dla użytkowników swojego pakietu biurowego. Jak informuje spółka, już niebawem testy narzędzi wykorzystujących AI ruszą w poczcie elektronicznej (Gmail) i dokumentach Google’a. „Po wprowadzeniu tematu, o którym chcemy pisać, sztuczna inteligencja poda propozycję gotowego tekstu. Jeśli np. użytkownik przyjmuje nową osobę do zespołu, dzięki Workspace oszczędzi czas i energię na pisanie powitalnego e-maila” – wyjaśniają pracownicy Google’a. ©℗