Według obiegowej opinii, powtarzanej często przez media, nasza zdolność do skupienia się spadła z 12 s w 2000 r. do 8 s obecnie. Miałoby to nas plasować pod względem umiejętności koncentracji niżej od złotej rybki. Ta popularna mądrość ma swoje źródło w raporcie przygotowanym kilka lat temu przez kanadyjski oddział Microsoftu. Problem w tym, że – jak wykazali factcheckerzy – jego ustalenia były oparte na sfabrykowanych danych.
Chociaż liczby okazały się fałszywe, to sam trend już nie. Polski Instytut Ekonomiczny (PIE) w swoim niedawnym opracowaniu powołuje się na książkę Johanna Hariego „Stolen Focus: Why You Can’t Pay Attention” (Skradziona koncentracja: dlaczego nie umiemy się skupić), który przytacza badanie przeprowadzone na studentach amerykańskiego collage’u. Okazało się, że ich zdolność do skupienia się na jednym zadaniu wynosiła średnio 65 s. Przeciętny czas koncentracji pracowników biurowych w podobnym badaniu sięgał natomiast 3 min.
Oczywiście nasza umiejętność skupiania uwagi zależy od wielu czynników – choćby zadania, którego się podejmujemy. Na przykład
kierowcy potrafią być skoncentrowani na jeździe przez wiele godzin. Niemniej nasza uwaga nie tylko staje się coraz krótsza, lecz także jest podkradana przez coraz więcej różnych, konkurujących o nią źródeł.
Według portalu Statista.com w 2020 r. przeciętna osoba spędzała w social mediach 145 min dziennie, czyli ok. 2,5 godz. W 2012 r. było to jeszcze 90 min, niemal godzinę mniej. To najlepszy dowód sukcesu modelu biznesowego opartego na monopolizowaniu naszej uwagi. Interfejsy czy też feedy – to, co widzimy, przeglądając portale społecznościowe – zostały zaprojektowane w jednym celu: abyśmy jak najdłużej pozostawali online i ciężko nam było się oderwać od smartfonów. A jeżeli już to następuje, mamy możliwie szybko do społecznościówek wrócić. Każdy przycisk, dźwięk, kolor powiadomienia, cała architektura tych mediów jest dokładnie przebadana przez analityków danych i zoptymalizowana pod kątem skuteczności w skupianiu naszej uwagi. A ta uwaga jest później sprzedawana reklamodawcom.
Wynikiem tego jest nastawienie popularnie określane dziś „shorttermizmem”, czyli myśleniem i działaniem w kategoriach krótkookresowych. – W firmach oznacza to skupianie się na celach kwartalnych, a jedynym istotnym miernikiem w ich osiąganiu jest zwiększanie zysku udziałowców. Wiemy, że w dłuższej perspektywie taki sposób zarządzania może być szkodliwy gospodarczo i ekologicznie – mówi Jan Zygmuntowski, wykładowca Akademii Leona Koźmińskiego, współprzewodniczący Polskiej Sieci Ekonomii, ekspert zajmujący się problematyką cyfrowych gigantów. – „Shorttermizm” przekłada się również na życie społeczne: przez cały czas musisz być obecny w cyklu lajkowania, szerowania, postowania. Jeżeli tego nie robisz, to spadają ci zasięgi. A jak spadają ci zasięgi, to spada też liczba polubień, co z kolei oznacza, że mniej się liczysz w grupie rówieśniczej.
Johann Hari opowiada w swojej książce, jak pewnego razu postanowił sobie zrobić cyfrowy detoks: przez kilka dni nie korzystał ani z komputera, ani z mediów społecznościowych. W tym czasie zauważył, że jego zdolność skupienia się na jednej rzeczy wzrosła, a świat stał się „cichszy”. Jak konstatuje Hari, normalne interakcje międzyludzkie nie obfitują przecież w dziesiątki, setki czy tysiące dowodów społecznego uznania. Eksploatowanie naszej potrzeby bycia docenionym przez grupę to zresztą jeden ze sposobów mediów społecznościowych na przyciąganie naszej uwagi. Brak uznania w postaci komentarzy, lajków, serduszek może z kolei zwiększać ryzyko zaburzeń depresyjnych i lękowych, co potwierdzają badania przeprowadzone przez zespół pod kierownictwem Birana Primacka z
uniwersytetu w Pittsburghu. Są również dowody na to, że u osób młodych intensywne korzystanie z social mediów bywa skorelowane z natężeniem symptomów ADHD.
Skutkiem ubocznym ciągłego scrollowania social mediów bywa spadek zaangażowania na innych polach. Potwierdza to np. analiza przeprowadzona pod kierownictwem Josepha Vithayathila z Uniwersytetu Południowego Illinois w Edwardsville, który wykazał, że używanie Facebooka w pracy ma negatywne przełożenie na powodzenie realizowanych projektów. Z kolei badania przeprowadzone pod kierownictwem Adriana F. Warda, profesora
marketingu z Uniwersytetu Teksańskiego w Austin, dowiodły, że samo trzymanie wyłączonego telefonu na biurku obniża zdolności poznawcze badanych. – Nasza uwaga to zdolność do wykonywania pracy, która wymaga skupienia, namysłu. Jeśli model biznesowy działania social mediów opiera się na przechwytywaniu naszej uwagi, to oznacza, że bazuje również na drenowaniu naszej zdolności do pracy. Prawdopodobnie więc social media powodują, że jesteśmy mniej produktywni, niż chcielibyśmy być, wykonując jakieś zadania – konkluduje Jan Zygmuntowski.
Przeczytałeś ten artykuł, zapraszamy do udziału w badaniu
Podziel się opinią na temat tekstów z Dziennika Gazety Prawnej. Wypełnij ankietę i odbierz prezent e-book: Kodeks Kierowcy. Zmiany 2022
Jest jeszcze jeden aspekt „rozkojarzania” nas przez współczesne technologie, o którym pisze Polski Instytut Ekonomiczny: używanie mediów społecznościowych zmusza nas do swoistego multitaskingu, który obniża naszą wydajność. Przerzucanie uwagi z jednego zadania na drugie nie następuje bowiem automatycznie. Mówiąc najprościej, nasz mózg potrzebuje czasu, aby powtórnie wejść w stan skupienia i wrócić do poprzedniego zajęcia.
Czy istnieją sposoby, żeby temu przeciwdziałać? Czy nie ma innego wyjścia, jak rzadziej sięgać po telefon albo w ogóle zostawiać go w domu, tak jak zrobił to wspomniany wyżej Johann Hari? – Cyfrowa higiena jest ważna i pożądana – mówi Jan Zygmuntowski. Dodaje, że powinniśmy też głębiej zastanowić się nad tym, po co w ogóle używamy platform społecznościowych, i świadomie z nich korzystać – ale to nie wystarczy. – Rozwiązania indywidualne niewiele są w stanie załatwić. Jeśli chcesz iść na spacer i nie zabierać ze sobą telefonu, to jasne jest, że takiego wyboru warto jest dokonać. Tylko należy pamiętać, że to nie uratuje nikogo poza tobą – tylko na chwilę. A już na pewno nie zmieni polityki firmy. Dlatego odpowiedzią nie jest suma indywidualnych wyborów, lecz rozwiązania systemowe – przekonuje ekonomista. Jego zdaniem algorytmy Facebooka czy innych social mediów powinny przechodzić testy tak samo jak
leki czy samochody, które muszą spełnić wiele wymogów, zanim zostaną dopuszczone na rynek. – Jeżeli jakaś firma chce wprowadzić algorytm i podczas testów wychodzi, że działa on uzależniająco, to po prostu nie powinien on być wprowadzony – uważa ekspert. Jednym z rozwiązań dyskutowanych dzisiaj w branży jest też zabronienie tworzenia feedów, które można scrollować bez końca. Inny pomysł to postawienie na cyfrową edukację. Ale nie samych użytkowników, lecz przyszłych twórców oprogramowania. – Istotne jest uczenie studentów i studentek, na czym polega etyka danych i etyka projektowania – podkreśla Zygmuntowski.
©℗