Rozmowa z dr hab. Piotrem Stankiewiczem, dyrektorem Łukasiewicz – Centrum Oceny Technologii, zajmującym się doradztwem naukowym w zakresie wdrażania społecznie odpowiedzialnych innowacji
Zajmuje się pan oceną technologii. Co to oznacza? Czy dzięki pana pracy będziemy brać z rozwoju technologicznego tylko to, co najlepsze?
W marcu 1853 r. w oknie wystawowym lwowskiej apteki „Pod Złotą Gwiazdą” zapłonęła pierwsza lampa naftowa. Jeśli wierzyć anegdotom, wynalazek nie powstałby, gdyby Ignacy Łukasiewicz nie szukał sposobu na produkcję alkoholu z „oleju skalnego”, jak nazywano wówczas w Galicji ropę naftową. Niezależnie od motywacji Łukasiewicza, wynalazł on nowy sposób rafinacji ropy naftowej.
Co by było, gdyby Ignacy Łuksiewicz znał ocenę technologii?
Od początku wiedziałby, że z ropy nie będzie wódki, ale że można z niej wyprodukować – oprócz nowego rodzaju paliwa do lamp – także tworzywa sztuczne, benzynę, olej, smary i inne substancje chemiczne, które są dziś podstawą przemysłu chemicznego.
Temu bowiem służy istniejąca od lat 70. XX wieku ocena technologii (technology assessment, TA) - ocenie skutków rozwoju nowych technologii i rozpoznawaniu szans, a także zagrożeń, jakie one stwarzają. Jest to rodzaj doradztwa naukowego, które służy wczesnej ocenie przyszłego wpływu innowacji na gospodarkę, społeczeństwo, człowieka, kulturę.
Ale po co nam właściwie ocena technologii?
Jesteśmy dziś świadkami licznych dyskusji o wpływie technologii na społeczeństwo. Mnożą się podszyte lękiem pytania: czy sztuczna inteligencja odbierze ludziom pracę? Jakie będą skutki pracy i edukacji zdalnej? Czy kryptowaluty mogą stworzyć alternatywny system finansowy? Zastanawiamy się, czy wodór i nowe technologie z zakresu odnawialnych źródeł energii stanowią odpowiedź na kryzys klimatyczny i pomogą osiągnąć cele Zielonego Ładu. Szukamy rozwiązań zmniejszających zatłoczenie w miastach. Usiłujemy stworzyć efektywne systemy opieki nad osobami starszymi. To wielkie wyzwania i trudne dylematy. Nie można ich ignorować. Od zaraz potrzebna jest nie tylko dyskusja publiczna czy naukowa, ale zinstytucjonalizowana działalność ekspercka, która wesprze politykę innowacyjną kraju oraz zarządzanie badaniami i rozwojem. To teoria, ale wiele wskazuje na to, że niebawem zostanie ona zrealizowana w praktyce.
Ma temu służyć m.in. Polityka Naukowa Państwa.
Celem projektu Polityki Naukowej Państwa (PNP) jest stawienie czoła wyzwaniom społecznym i gospodarczym, takim jak kryzys demograficzny, skutki pandemii czy transformacja energetyczna. Środkiem do realizacji celu ma być odpowiednie ukierunkowanie polityki badawczo-rozwojowej poprzez system doradztwa naukowego. Bazuje on na idei polityki opartej na wiedzy (evidence-based policy). Realizacja tej polityki należy do zadań wyspecjalizowanych instytucji ekspercko-analitycznych. Mają one dostarczać decydentom wiedzy i danych potrzebnych do podejmowania decyzji przy planowaniu i realizacji polityk publicznych. Ich zadaniem powinno być także opracowywanie rekomendacji obejmujących zarówno wymiar techniczny, jak i społeczny analizowanych problemów. Wreszcie, przedstawienie tych rekomendacji w formie możliwych scenariuszy rozwoju przyszłości. Właśnie takie są cele stawiane przed instytutami oceny technologii.
Takie instytucje to coś nowego w naszej rzeczywistości?
Pierwsza jednostka zajmująca się doradztwem w zakresie oceny technologii powstała już w 1972 r. przy Kongresie Stanów Zjednoczonych. Kolejne działały zazwyczaj przy parlamentach (jak np. Büro für Technikfolgen-Abschätzung przy niemieckim Bundestagu czy panel ekspertów Science and Technology Options Assessment przy Parlamencie Europejskim) lub bezpośrednio przy instytucjach rządowych. Instytuty oceny technologii dostarczają eksperckich opinii na temat możliwych przyszłych skutków rozwoju i wdrażania określonych technologii. Pozwala to odpowiednio ukierunkować rozwój innowacji badawczo-rozwojowych, tak by lepiej wykorzystać szanse danej technologii i uniknąć związanych z nią ryzyk.