Jest szansa, że ludzie będą ostrożniejsi, kiedy ofiarą zostanie ktoś z ich najbliższego otoczenia ‒ znajomy lub członek rodziny - mówi w rozmowie z DGP prof. dr hab. Tomasz Zaleśkiewicz ‒ profesor w Katedrze Psychologii Ekonomicznej, Uniwersytet SWPS we Wrocławiu.

Dlaczego ludzie wierzą oszustom internetowym?

Nie powiedziałbym, że chodzi tu o wiarę w cokolwiek. W takim wypadku trzeba byłoby założyć, że stoi za tym jakiś proces myślowy, a przed podjęciem decyzji ludzie się zastanawiają. Natomiast w tej sytuacji za działaniem człowieka kryje się zwykła bezrefleksyjność. Taka osoba reaguje na wysyłane do niej komunikaty w sposób automatyczny. Wynika to z przyzwyczajenia, bo wszystko, czego doświadczamy w internecie, dzieje się bardzo szybko. Tak jest np. na forach internetowych, gdzie wymiana zdań następuje błyskawicznie. Ludzie mają więc w głowie schemat, zgodnie z którym na wszystko muszą natychmiast zareagować. Dlatego kiedy docierają do nich różne fałszywe komunikaty z prośbą o działanie, to bezmyślnie na nie od razu reagują. Powstały zresztą bardzo ciekawe badania, które pokazują, jak ludzie bezrefleksyjnie różne fake newsy rozpowszechniają. Nie zastanawiają się, czy mają sens. Działają automatycznie: jeśli coś do nas dotarło, trzeba przekazać to dalej.
Kampanii, które ostrzegały przed oszustwami w internecie, było w Polsce dużo. Dlaczego nie widać efektów?
Dotychczasowe kampanie miały charakter czysto informacyjny, a na takie sygnały ludzie reagują bardzo słabo. Uczą się lepiej, kiedy mają okazje różne rzeczy przetestować na sobie. Wystarczy spojrzeć na inne obszary życia, jak zdrowe odżywianie czy palenie papierosów. Bardzo dużo się o tych tematach mówi ‒ papierosy są szkodliwe, można od nich zachorować. Ludzie nie słuchają. Zaczynają coś ze sobą robić dopiero, gdy przećwiczą to behawioralnie. Sami zachorują i doświadczą różnego rodzaju negatywnych skutków. Jest również szansa, że będą ostrożniejsi, kiedy ofiarą zostanie ktoś z ich najbliższego otoczenia ‒ znajomy lub członek rodziny. W przypadku oszustw w sieci jest podobnie. Żyjemy w natłoku informacji, dlatego ostrzeżenia typu „uważajcie, to jest groźne” zwyczajnie giną. To działanie niewystarczające, tylko garstka zwróci na nie uwagę.
prof. dr hab. Tomasz Zaleśkiewicz ‒ profesor w Katedrze Psychologii Ekonomicznej, Uniwersytet SWPS we Wrocławiu / Materiały prasowe
Jak powinno się w takim razie przeciwdziałać takim zachowaniom?
Jeśli miałyby powstać skuteczne kampanie, to musiałyby mieć właśnie charakter behawioralny, tak by umożliwić ludziom doświadczenie pewnego rodzaju zagrożenia. Możliwe, że wtedy by zareagowali.
Organizowano już akcje, w ramach których ludziom wysyłano e-maile z podejrzanymi linkami, a po kliknięciu pojawiała się informacja, że to tylko test, ale właśnie mogli paść ofiarą oszustwa.
Tak, moja grupa badawcza też kiedyś została poproszona przez jedną z instytucji o przygotowanie podobnego programu edukacyjnego. Mieliśmy podszywać się pod oszustów, żeby sprawdzić, czy ludzie się na coś takiego nabiorą. Później każda „ofiara” miała otrzymać informację: zobacz, właśnie mogłeś zostać oszukany. Tego typu programy byłyby zdecydowanie bardziej skuteczne. Ludzie doświadczaliby realnej groźby utraty pieniędzy. Oczywiście, nie wszyscy zareagowaliby nawet na taką formę ostrzeżenia, ale z pewnością rezultat byłby lepszy niż w przypadku tradycyjnych kampanii.
Rozmawiała Karolina Wójcicka