Zgodnie z ustawą o prawie autorskim i prawach pokrewnych organizacje te powinny rozdzielać ściągnięte opłaty między uprawnionych, w tym twórców. Czy dotyczy to także tych, którzy umieszczają swą twórczość za darmo w internecie? Jak najbardziej. Przepisy nie dzielą bowiem twórców na zawodowców i amatorów. A opłata od urządzeń reprograficznych powinna być dzielona zarówno, na jednych jak i drugich. Osoby umieszczające własne filmy czy piosenki, a nawet teksty w internecie, pod względem prawnym mogą się więc upomnieć o należące się im pieniądze. Ich teksty są przecież drukowane, pliki video przechowywane na twardych dyskach, a muzyka słuchana na empetrójkach.
Tyle teorii, bo praktyka niestety wygląda inaczej. Przekonał się o tym Piotr Waglowski, autor znanego serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Przed kilkoma laty wystąpił on do stowarzyszenia KOPIPOL argumentując, że opublikował w swym serwisie ponad 7 tys. tekstów (dzisiaj już pewnie dużo więcej), które następnie są drukowane przez użytkowników korzystających z prawa do dozwolonego użytku. A więc jakaś drobna część opłaty od urządzeń reprograficznych powinna również trafić do niego. KOPIPOL odpowiedział, że nie ma takiej możliwości.
Wówczas jeszcze ta organizacja w ogóle nie rozdzielała pieniędzy między twórców, tylko przekazywała je na fundusze wspierające twórczość. Dzisiaj prowadzi już repartycję. Niemniej jednak pewnie i teraz trudno byłoby wydobyć od niej pieniądze. Dlaczego? Dlatego, że rozdzielając je organizacje takie jak ZAiKS czy KOPIPOL korzystają ze specjalnych mechanizmów. Badania i zebrane dane mają pokazywać, jak popularny jest dany utwór – im bardziej, tym więcej pieniędzy należy się jego twórcy. W efekcie pieniądze, jeśli w ogóle są rozdysponowywane, to jedynie między najbardziej znanych twórców.
Organizacje tłumaczą, że już samo ustalenie wszystkich uprawnionych mogłoby oznaczać koszty większe, niż pieniądze uzyskiwane z tytułu opłaty od urządzeń reprograficznych.