Urosła wartość polskiego rynku zamówień publicznych – pokazują dane ze sprawozdania UZP. Niestety konkurencyjność na nim jest coraz mniejsza

Coroczne sprawozdanie prezesa Urzędu Zamówień Publicznych daje obraz sytuacji na rynku zamówień publicznych. Mimo wygasania funduszy europejskich jego ubiegłoroczna wartość była większa niż w 2020 r. Na podstawie przepisów o zamówieniach publicznych w 2021 r. wydano 184,6 mld zł, co stanowiło ponad 7 proc. PKB. Po doliczeniu umów, które były zwolnione ze stosowania ustawy - Prawo zamówień publicznych (t.j. Dz.U. z 2021 r. poz. 1129 ze zm.), wartość rynku wyniosła prawie 298 mld zł.
- Rok 2021 był wyjątkowy dla rynku zamówień publicznych. To pierwszy rok obowiązywania nowego prawa zamówień publicznych, a także pierwszy rok pełnej elektronizacji procesu udzielania zamówień publicznych. Dane zawarte w sprawozdaniu jednoznacznie wskazują, że uczestnicy rynku gładko i pewnym krokiem weszli w nową zamówieniową rzeczywistość. To niewątpliwy sukces zarówno zamawiających, jak i wykonawców - ocenia Hubert Nowak, prezes Urzędu Zamówień Publicznych.
- Pomimo utrzymującej się wciąż pandemicznej rzeczywistości, a także spowodowanych tym problemów z przerwanymi łańcuchami dostaw, wartość rynku wyniosła niemal 185 mld zł. Nieco mniejsza liczba udzielonych zamówień wynika z intensywnej aktywności zamawiających pod koniec 2020 r., co wpłynęło na mniejszą liczbę zamówień na początku 2021 r. - dodaje.
Dziwić może duży wzrost wartości zamówień udzielonych z pominięciem ustawy p.z.p. W większości wynika on jednak z tego, że sprawozdanie za ubiegły rok po raz pierwszy odnotowuje zamówienia sektorowe poniżej progów unijnych. Dodatkowym powodem może być to, że klasyczni zamawiający (samorządy) dostrzegli możliwość traktowania niektórych zamówień, np. związanych z wodociągami, jako sektorowych.

Mniejsza konkurencyjność

Niestety są też nieco mniej optymistyczne dane. Choć nieznacznie, ale jednak spadła konkurencyjność mierzona średnią liczbą ofert składanych w przetargach. Po trzech latach wzrostów ubiegły rok przyniósł spadek. W przetargach poniżej progów unijnych średnia to 2,59 oferty, podczas gdy w 2022 r. było to 2,78 oferty. Jeszcze gorzej jest w przetargach powyżej progów unijnych, dla których średnia wynosi 2,53 oferty.
Paradoks polega na tym, że jednym z głównych celów nowej ustawy p.z.p. było zwiększenie konkurencyjności, zwłaszcza wśród małych i średnich firm. Tymczasem pierwszy rok obowiązywania tych przepisów przyniósł efekt odwrotny od planowanego.
- Za wcześnie, by wyciągać daleko idące wnioski. Zbyt mała jest perspektywa statystyczna, dodatkowo zaburzona kolejnymi falami COVID-19, początkującą inflacją i przerwanymi łańcuchami dostaw. Co więcej, ustawa wprowadziła sporo nowych rozwiązań, w tym nowe tryby poniżej progów unijnych, dla części wykonawców już samo nazewnictwo może być odstraszające. Właściwa ocena będzie możliwa dopiero po dwóch, trzech latach - zauważa Piotr Trębicki, radca prawny w kancelarii Czublun Trębicki.
Przyznaje, że nie wierzył, by nowe przepisy mogły zachęcić firmy MŚP do startu w przetargach. - Bo co to za zachęty? Brak obowiązkowego wadium? Rzekome klauzule abuzywne? Obowiązek waloryzacji? W praktyce te przepisy nie działają. Jeśli publiczny organ w umowie na trzy lata wpisuje limit waloryzacji 3 proc. na cały ten okres, to jest to żart z nowej p.z.p., a nie zachęta dla MŚP - dodaje prawnik.
W 40 proc. przetargów złożono tylko jedną ofertę, w 23 proc. - dwie, w 14 proc. - trzy, w 23 proc. - cztery lub więcej. Gdy weźmie się pod uwagę, że w 21 proc. postępowań dochodziło do odrzucenia oferty, to okaże się, że w co drugim polskim przetargu nie można mówić w zasadzie o żadnej konkurencji. Co zastanawiające, najgorzej jest przy dostawach, które wydają się najprostszymi zamówieniami. Średnia w nich to 2,24 oferty. Przy usługach - 2,55, a przy robotach budowlanych - 3,32 oferty.
Innym powodem spadku liczby ofert może być pełna elektronizacja zamówień publicznych. Od początku ub.r. można składać oferty wyłącznie przez internet, co mogło odstraszyć część przedsiębiorców, którzy woleli tradycyjną formę papierową. Od tej drogi nie ma jednak odwrotu - albo wykonawcy przejdą do sieci, albo będą musieli zrezygnować z publicznych kontraktów.

Bez negocjacji

Sprawozdanie pokazuje też, że w przetargach poniżej progów mimo poluźnienia procedur zamawiający wolą chodzić utartymi ścieżkami. Zaledwie 13 proc. z nich wybiera tryb podstawowy z możliwością negocjacji. Ponad 80 proc. korzysta z trybu, w którym składana jest jedna ostateczna oferta.
Co ciekawe, możliwość negocjacji wprowadzono w odpowiedzi na apele samych zamawiających. Od lat powtarzali oni, że gdyby nie sztywne, narzucone im procedury, to mogliby uzyskiwać lepsze ceny czy też szerzej - lepsze warunki realizacji zamówienia. Tak jak na wolnym rynku, gdzie pierwsza oferta nie musi być ostateczna i kontrahenci w trakcie negocjacji są w stanie zaproponować lepsze niż początkowo warunki. Powyżej progów unijnych Polska ma ręce związane dyrektywami. Poniżej jednak może sobie pozwolić na większą swobodę, oczywiście przy zachowaniu zasad uczciwej konkurencji i równego traktowania wykonawców. Z tej możliwości ustawodawca skorzystał w nowej ustawie p.z.p. Poniżej progów unijnych postępowania można prowadzić w trzech wariantach trybu podstawowego, z czego dwa pozwalają na negocjowanie ofert. Jak pokazują dane za 2021 r., nie cieszą się one jednak powodzeniem. Tryb podstawowy z możliwością negocjacji wykorzystano w 13,19 proc. postępowań, a z obligatoryjnymi negocjacjami zaledwie w 0,08 proc.
- Oczekiwania, że pod rządami nowej ustawy postępowania zawierające element negocjacji zaczną bić rekordy popularności, były od początku zdecydowanie na wyrost. Tryby takie, jak dialog konkurencyjny czy negocjacje z ogłoszeniem, nigdy nie były specjalnie wykorzystywane przez zamawiających. Dla zdecydowanej większości z nich jednym z najistotniejszych elementów jest czas, a w zasadzie jego brak, co powoduje, że wiele zamówień udzielanych jest pod dużą presją szybkich rezultatów. Dlatego stosunkowo prosty i szybki pierwszy wariant trybu podstawowego dzieli sukcesy jego wzorca, czyli przetargu nieograniczonego - komentuje prof. Paweł Nowicki z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika i radca prawny w kancelarii Nowicki Piber Wandzel.
- W przypadku wariantu negocjacyjnego wskazywano, że jego zastosowanie może pozwolić na uzyskanie niższej ceny, jednak praktyka pokazuje, że nie zawsze tak się dzieje. Wykonawcy, którzy zakładają negocjacje, mogą zawyżać swoje pierwotne ceny, aby poprawić swoją pozycję negocjacyjną. Jest to zjawisko występujące nie tylko w Polsce, swego czasu prowadzono na ten temat badania m.in. w USA - dodaje. ©℗
Jak wyglądał rynek w 2021 r. / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe