PAP: Co wydarzyło się we wtorek w Sejmie podczas odwołania przez Radę Mediów Narodowych Jacka Kurskiego z funkcji prezesa TVP?
Krzysztof Czabański: Do członków Rady dopływały różnego rodzaju sygnały, które obok dobrych rzeczy, które się dzieją w telewizji, pokazywały też zjawiska niepokojące. Chodzi o pewne zamieszanie organizacyjne wewnątrz telewizji, polegające m.in. na tym, że anteny tracą swoją podmiotowość, są w dużej mierze ubezwłasnowolnione. Jednocześnie nie następuje odtwarzanie redakcji merytorycznych, twórczych, które kiedyś były podstawą telewizji. Nie następuje także powrót twórców do telewizji ludzi, którzy zostali z telewizji wypchnięci do Leasing Teamu czy na inne rodzaje śmieciowego zatrudnienia i samozatrudnienia. Zaniepokoiło nas również to, że jest również dosyć niejasny, nie wiadomo według jakiego klucza, ruch kadrowy wewnątrz telewizji. W najważniejszych miejscach nie odbywają się konkursy, które są szansą na wyłonienie najlepszych kandydatów. Nie pojawiają się nowe programy, które spełniałyby warunki realizacji misji publicznej. To jest sprzeczne z wizjami mediów publicznych i TVP, jakie głosiliśmy przed wyborami.
Są też sygnały dotyczące spadków oglądalności w różnych pasmach, których nie można lekceważyć. Co by nie mówić o Nielsenie - można mieć zastrzeżenia i pewnie trzeba szukać nowych form pomiaru - ale tym niemniej Kurski jest niekonsekwentny: raz się chwali wynikami w Nielsenie, a drugi, gdy są niedobre, to je podważa. Albo, albo.
Niepokojące sygnały dochodzą również na temat sytuacji finansowej TVP. Oczywiście każdy zdaje sobie sprawę, że przy takiej słabej ściągalności abonamentu będą problemy, ale to nie powinno mieć takiego wpływu na finanse telewizji, ponieważ abonament stanowi w TVP bardzo małą część budżetu. Jeśli TVP musi uruchamiać linie kredytowe, to znaczy, że coś się dzieje złego na rynku reklam i innej działalności komercyjnej.
We wczorajszym wystąpieniu Jacka Kurskiego przed Radą na temat stanu spółki na te wątpliwości nie znaleźliśmy odpowiedzi. Trzeba przy tym zaznaczyć, że w TVP dzieją się też rzeczy dobre, na ekranie są widoczne zmiany, ale one mają w dużej mierze charakter naskórkowy: wymienili się ludzie przed kamerą, prowadzący jakieś programy, co jest istotne, bo jest kwestia wiarygodności tych osób, ale to nie wystarczy.
Kolejnym elementem, który nas niepokoił, to jest niechęć telewizji do współdziałania z innymi mediami publicznymi, a zwłaszcza z Polskim Radiem. Również jest nieskrywana niechęć kierownictwa TVP do planowanych przekształceń mediów publicznych, zwłaszcza do przekształceń polegających na utworzeniu mediów narodowych w miejsce spółek.
Ze względu na poważne zastrzeżenia wobec prezesa Kurskiego uznaliśmy, że pierwszy konkurs powinien się jak najszybciej odbyć w TVP, a wniosek Joanny Lichockiej o jego odwołanie zyskał w RMN poparcie. Zresztą sama ustawa o Radzie Mediów Narodowych wyraźnie mówi, że kierownictwa mediów publicznych powinny pochodzić z konkursów, a każdy z obecnych prezesów ma szansę wygrać taki konkurs.
Konkurs ma być rozstrzygnięty nie później niż do połowy października, pozostało tylko pytanie praktyczne: czy na ten czas szukać rozwiązania zastępczego; i kto by się na to zgodził, bo to bardzo niewygodna sytuacja, która wprowadziłaby dodatkowy chaos w spółce.
W związku z tym po parogodzinnych naradach zwyciężył pogląd, że należy dać żółtą kartkę prezesowi Kurskiemu i podjąć uchwałę o odwołaniu go, jednocześnie prolongując wykonanie tej uchwały do czasu rozstrzygnięcia konkursu. Oczywiście to nie przesądza wyników konkursu, bo mam nadzieję, że prezes Kurski weźmie w nim udział i przygotuje spójną i mającą szansę na realizację wizję rozwoju tej firmy, której to wizji brakuje. Musieliśmy też wziąć pod uwagę, że opinie na temat TVP w tej chwili oraz roli Jacka Kurskiego w TVP są podzielone - wśród widzów i formacji politycznej, która popiera zmiany w mediach publicznych i to, żeby to media były silne. Są głosy bardzo pozytywne i są też bardzo krytyczne. Nie mogliśmy ani jednych, ani drugich zignorować. Dlatego jest to żółta kartka, ale tylko żółta kartka.
PAP: Krytyczne, tzn. chodzi o to, że nie idzie dość daleko w reformach?
K.Cz.: Krytyczne, tzn. mówiąc w pewnym skrócie bardziej lansuje siebie niż telewizję.
PAP: Wracając do wczorajszego dnia, rozumiem, że pierwotną intencją członków Rady - przed ogłoszeniem przerwy - było, by w okresie przejściowym, do ogłoszenia konkursu jednak ktoś inny - nie Jacek Kurski - zarządzał TVP?
K.Cz.: To nie było sprecyzowane, ponieważ wniosek Joanny Lichockiej nie zawierał terminu i był sformułowany ustnie. Dopiero jak zaczęliśmy formułować tę uchwałę pisemnie, to prawnicy zwrócili nam uwagę, że trzeba to sprecyzować i powstał problem, że jeśli wyznaczymy, iż uchwała wchodzi w życie z dniem dzisiejszym, to trzeba wybrać kogoś na okres przejściowy albo oddelegować z rady nadzorczej. Ale jest to rozwiązanie, które wzbudziło kontrowersje wśród osób, które na ten temat dyskutowały. I po długich dyskusjach doszliśmy do wniosku, że to wprowadzi więcej chaosu i zamieszania niż korzyści. I zdecydowanie lepiej jest przejść przez procedurę konkursową, która nastąpi bardzo szybko i wyłoni stabilnego prezesa TVP.
PAP: W jakim gronie ta dyskusja się odbywała? Wśród członków Rady czy szerszym, a jeśli tak, to w jakim?
K.Cz.: Ta dyskusja odbywała się w gronie części członków Rady, ale musieliśmy też brać pod uwagę głosy z zewnątrz, które do nas docierały, również głosów bardzo istotnych, bo z formacji politycznej, która opowiada się za radykalnymi i korzystnymi zmianami w mediach publicznych.
PAP: Pojawiały się spekulacje, że członkowie Rady pojechali konsultować się w tej sprawie z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim...
K.Cz.: Media oczywiście spekulują, ale to jest sprawa tylko i wyłącznie spekulacji.
PAP: Mówiło się też, że p.o. prezesa miała być Małgorzata Raczyńska. Ta propozycja była rzeczywiście rozważana? Wczoraj wspominał pan o dwóch nazwiskach.
K.Cz.: Nie będę ani zaprzeczał, ani potwierdzał żadnych nazwisk, tym bardziej, że dla osób, które byłyby wymienione byłoby to bardzo niezręczne. Zresztą koncepcja, by wprowadzić kogoś tymczasowego do TVP została mocno skrytykowana - moim zdaniem słusznie - bo byłoby więcej chaosu niż korzyści.
PAP: W momencie nominacji prezesa Kurskiego i pan, i minister skarbu Dawid Jackiewicz wygłaszaliście o nim pozytywne opinie. Czy to znaczy, że on rozczarował?
K.Cz.: Minister Jackiewicz niech sam wyrazi swój pogląd. Mnie rozczarował, nie będę tego ukrywał. Ale nie przekreślam jego szans na przyszłość, bo mam nadzieję, że poważnie potraktuje tę żółtą kartkę.
Gdybym chciał być złośliwy wobec prezesa Jacka Kurskiego, to bym powiedział, by więcej uwagi poświęcił zmianie programu TVP oraz budowie silnego zaplecza, niż lansowaniu się zresztą często w tejże telewizji. Moim zdaniem nie jest to nawet zbyt smaczne, żeby w telewizji, którą się zarządza tak się lansować.
PAP: Media już od dawna spekulują, że panowie nie przepadają za sobą.
K.Cz.: To były spekulacje na wyrost, zdecydowanie. Ja, nim Jacek Kurski został powołany na prezesa TVP, odbyłem z nim ileś rozmów - a nie znałem go wcześniej bliżej - liczyłem na to, że jest to człowiek sprawny, który wie, czego chce. I że skoncentruje się na przekształceniach telewizji w dobrą stronę. Dlatego go poparłem. Później praktyka pokazała, że albo materia jest zbyt trudna i zbyt oporna, albo nie okazał się - w mojej ocenie - aż tak sprawny, jak się prezentował. Dlatego nabrałem pewnego krytycyzmu, ale tu nie chodzi o mój stosunek osobisty - bo nie mam żadnego stosunku osobistego do Jacka Kurskiego - tylko te sygnały, o których mówiłem.
PAP: A jak wygląda sytuacja pozostałych władz mediów publicznych? Podobnych zastrzeżeń nie ma wobec np. wobec radia?
K.Cz.: Są też pewne sygnały niepokojące, np. spadek słuchalności flagowego programu radiowego, czyli Programu Pierwszego. I też nie widzimy koncepcji, jak kierownictwo Radia chce z tej sytuacji wybrnąć. Mówiliśmy o tym podczas przesłuchania i mam nadzieję, że władze Radia znajdą na to sposób. Tym niemniej konkurs też będzie przeprowadzony. Nie dlatego, że źle czy dobrze oceniamy, tylko konkursy będą we wszystkich mediach publicznych, bo zarządy muszą pochodzić z konkursów.
PAP: W PAP też?
K.Cz.: W PAP nie, bo prezes PAP został wybrany wiosną w konkursie, więc ma silną legitymację i nie ma powodu jej podważać.
PAP: Kiedy można się spodziewać konkursu na prezesa Radia?
K.Cz.: Najpierw będzie konkurs na zarząd TVP. To jest bardzo poważny konkurs, bo dotyczy głównego medium publicznego, które skupia uwagę wszystkich polityków i środowisk opiniotwórczych. Tym bardziej, że po wczorajszym prolongowaniu sprawowania funkcji przez prezesa Kurskiego do czasu rozstrzygnięcia konkursu, ta sprawa wzbudza jeszcze dodatkowe emocje. Myślę, że błędem Rady było to, że nim zakończyliśmy obrady, pewne rzeczy zostały powiedziane w przerwie, co wywołało duże emocje medialne. To jest błąd, za który ja ponoszę odpowiedzialność i źle się stało. Mam nauczkę na przyszłość.
Zakładamy wewnątrz Rady, że konkurs na prezesa TVP postaramy się przeprowadzić do końca września. W najbliższym tygodniu będziemy opracowywali regulamin konkursu. Chcemy, żeby konkurs był całkowicie transparentny, w pewnych częściach merytorycznych transmitowany publicznie.
Gdy to zostanie zakończone, będę sugerował, by następny konkurs dotyczył właśnie tzw. dużego Radia, a potem stopniowo rozgłośni regionalnych.
PAP: Co pan, jako nowy przewodniczący Rady, poza konkursami na władze mediów, chciałby zrobić w tym roku?
K.Cz.: O jednej sprawie już powiedziałem - w kontekście tego, że TVP jest do niej niechętnie nastawiona. Chodzi o współpracę mediów publicznych, jeśli chodzi o działania misyjne. Druga moja ambicja to portal mediów narodowych, który mógłby stanąć do konkurencji z portalami typu Onet czy Wirtualna Polska. Ale to jest przedsięwzięcie, które wymaga czasu. Myślę, że jeśli w ciągu roku powstałby projekt, pewne wstępne działania praktyczne, to będzie bardzo szybko.
PAP: Rozumiem, że chęć uczestniczenia w tym wspólnym projekcie będzie z pana punktu widzenia istotna przy ocenie kandydatów na szefów mediów?
K.Cz.: Oczywiście. Nie wiem, jak cała Rada będzie się na to kryterium zapatrywać.
PAP: A jakie jeszcze kryteria będą istotne?
K.Cz.: Jak sformułujemy je w ciągu tygodnia, 10 dni, to przedstawimy je publicznie.
PAP: Czy Rada będzie przygotowywać dużą ustawę medialną i ustawę abonamentową?
K.Cz.: Nie, my możemy i powinniśmy przy tym pomagać, ale to zadanie dla posłów z sejmowej komisji kultury, której przewodzi Elżbieta Kruk (także członek RMN - PAP). Ona bardzo energicznie działa teraz na rzecz nowelizacji ustawy abonamentowej. Także posłanka Joanna Lichocka, czy ja również jako poseł bierzemy udział w tych pracach. Ale również np. posłanka Barbara Bubula i większa część tej komisji. Na przełomie września i października powinniśmy mieć projekt uszczelnienia ustawy abonamentowej. Jeśli chodzi o dużą ustawę medialną, przekształcającą spółki prawa handlowego w media narodowe, to prace będą prowadzone w podkomisji jesienią. Mam nadzieję, że po uzgodnieniach z organizacjami pozarządowymi i instytucjami europejskimi projekt poprawiony w wyniku tych uzgodnień zostanie na wiosnę skierowany do notyfikacji do Brukseli.
Rozmawiała Małgorzata Werner-Woś