Reprezentacje biznesu internetowego i telekomunikacyjnego uważają, że resort sprawiedliwości dubluje europejskie przepisy.

Organizacje branżowe postulują, aby Ministerstwo Sprawiedliwości (MS) zrezygnowało z dalszych prac nad ustawą o ochronie wolności słowa w internetowych serwisach społecznościowych (nazywanej też ustawą wolnościową).
Związek Pracodawców Branży Internetowej IAB Polska przyznaje, że „aktualizacja prawnych ram działalności usługodawców internetowych” jest potrzebna – zastrzega jednak, że ponieważ firmy te często świadczą usługi „w sposób transgraniczny”, to należy je regulować na poziomie europejskim, co zapewni „egzekwowanie nowych warunków i zapobiegnie uciekaniu dostawców na inne rynki, skąd dalej będą mogli świadczyć swoje usługi w sposób nieograniczony”.
Taką regulacją ma być unijny kodeks usług cyfrowych (Digital Services Act – DSA). „Pozwoli na uniknięcie szkodliwej dla rozwoju usług internetowych fragmentaryzacji przepisów prawnych” – podkreśla IAB Polska. Wśród jej członków są m.in. Facebook, Google i największe portale internetowe. Zaniechania prac nad ustawą chcą też Polska Izba Informatyki i Telekomunikacji (PIIT), Konfederacja Lewiatan oraz Związek Przedsiębiorców i Pracodawców (ZPP).
MS uważa jednak, że choć Polska współtworzy unijny kodeks, potrzebuje również krajowej ustawy. Odpowiedzialny za ten projekt wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta wyjaśniał, że obie regulacje „są ze sobą częściowo związane, ale nie w pełni zależne” i że „Polska musi mieć gotowe przepisy dotyczące tego obszaru już dziś”.
Przyjęcie projektu ustawy jest zaplanowane jeszcze na ten rok. Czy to realny termin?
– Aktualnie analizujemy uwagi zgłoszone w konsultacji i planujemy w najbliższych tygodniach zaproponować przyjęcie przez Rade Ministrów projektu ustawy – odpowiada Kaleta.
Zaawansowane prace nad DSA nie są jedynym argumentem branży przeciwko projektowanym regulacjom. W konsultacjach wskazują też na inne wady projektu – nieostre definicje, ryzyko obniżenia jakości debaty i uprawnienia nowego regulatora, czyli Rady Wolności Słowa.
Celem ustawy jest wprowadzenie instrumentów prawnych, dzięki którym użytkownicy mediów społecznościowych będą mogli skutecznie przeciwstawić się arbitralnym decyzjom o usuwaniu wpisów i blokowaniu kont. Z drugiej strony mają być chronieni przed materiałami niebezpiecznymi i „rażąco szkodliwymi”.
IAB Polska uważa jednak, że „wprowadzenie restrykcyjnej, zagrożonej potężnymi karami finansowymi kontroli usuwania wpisów” skłoni platformy „do nadmiernej ostrożności” w tej kwestii. Rada Wolności Słowa rozstrzygająca konflikty na tym tle będzie bowiem mogła nałożyć na platformę internetową nawet 50 mln zł kary. „Prosta kalkulacja zysków i strat po stronie operatorów” doprowadzi więc „do pozostawiania treści obiektywnie niepożądanych, niesmacznych, obraźliwych czy szokujących, lecz nie bezprawnych”. Efektem będzie wzrost „zaśmiecenia komunikacji internetowej”. Tym bardziej że w tej sytuacji „niemożliwe będzie zablokowanie tzw. treści szkodliwych, jak np. publikacje posługujące się mową nienawiści wobec mniejszości seksualnych, która nie jest w polskim prawie nielegalna” – ostrzega związek.
Lewiatan wskazuje ponadto na niezgodność projektu z obowiązującymi przepisami polskimi i międzynarodowymi. Ma on naruszać konstytucyjną swobodę działalności gospodarczej, bo „nakłada nadmiernie uciążliwe i nieproporcjonalne obowiązki, i sankcje na operatorów platform internetowych”. Także przewidziana procedura odwoławcza „nie spełnia wymogów konstytucyjnego standardu sprawiedliwego procesu”. Organizacja wskazuje też na niezgodność z dyrektywą o handlu elektronicznym i międzynarodowymi przepisami dotyczącymi praw człowieka.
Zastrzeżenia od początku dyskusji o ustawie budzi też nowy regulator, uprawniony do karania platform i rozpatrywania skarg na ich decyzje o usuwaniu wpisów i blokowaniu kont. Członków Rady Wolności Słowa ma bowiem powoływać Sejm – większością trzech piątych głosów, a gdy kandydatury jej nie uzyskają, to zwykłą. Według IAB „ryzyko upolitycznienia tego organu jest oczywiste”. Także ZPP podkreśla, że rada powinna „charakteryzować się pełną niezależnością, również polityczną, co koliduje z przewidzianą w projekcie procedurą wyboru”.
Zapisy ustawy „niewspółmiernie obciążą usługodawców, będą szkodliwe dla całego rynku internetowego i nie zagwarantują odpowiedniej ochrony użytkownikom serwisów społecznościowych, a wręcz mogą przynieść skutek zgoła przeciwny” – podsumowuje IAB.