Resort sprawiedliwości jest otwarty na rozmowy o przepisach temperujących działanie big techów w sieci.
Resort sprawiedliwości jest otwarty na rozmowy o przepisach temperujących działanie big techów w sieci.
Po kilku miesiącach ciszy projekt ustawy o ochronie wolności słowa w internetowych serwisach społecznościowych został wpisany do wykazu prac legislacyjnych Rady Ministrów. Jego celem jest „wprowadzenie instrumentów prawnych” chroniących użytkowników Facebooka i podobnych platform „niezależnie od stosowanych obecnie przez usługodawców mechanizmów filtrowania publikowanych treści”.
Nie zaplanowano jeszcze terminu przyjęcia projektu przez rząd. Kiedy może to nastąpić – i czy będą zmiany w porównaniu z propozycją prezentowaną na początku roku?
– Rozpoczyna się proces konsultacji – odpowiada wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta. – Ustawa ma uregulować ważny obszar aktywności Polaków, który dziś jest prawną próżnią, a zatem w starciu z gigantami internetowymi nasi obywatele nierzadko są bezbronni. W zawiązku z tym jesteśmy otwarci na rzetelną i konstruktywną rozmowę zarówno w zakresie konsultacji społecznych, jak i międzyresortowych – zapewnia wiceminister.
Gdy resort sprawiedliwości w styczniu ogłosił pierwszy projekt tej ustawy, eksperci krytykowali wiele rozwiązań. Szczególne obawy budziło powołanie pięcioosobowej Rady Wolności Słowa wybieranej przez Sejm. Rada rozstrzygałaby np. kwestie wpisów niełamiących prawa, lecz usuwanych przez serwisy społecznościowe, a także blokowania użytkowników. Za niezastosowanie się do jej decyzji rada mogłaby nałożyć na platformę internetową od 50 tys. zł do 50 mln zł kary.
O aktualnej treści proponowanej przez resort Zbigniewa Ziobry ustawy wiadomo na razie tyle, ile można wywnioskować z opisu w serwisie KPRM.
– Wynika z niego, że autorzy zrezygnowali z utworzenia Rady Wolności Słowa – bo w ogóle się o niej nie wspomina – i podkreślają teraz rolę procedury sądowej. To dobrze, bo w tym kierunku szły głosy ekspertów: żeby sądy decydowały w takich sprawach – mówi Krzysztof Izdebski, prawnik zajmujący się wpływem technologii na demokrację. – Wygląda na to, że sąd będzie rozstrzygał również w kwestii ewentualnego usuwania treści zgodnych z prawem, lecz obrażających kogoś. To byłby moim zdaniem właściwy do tego organ, choć nie wiadomo, na ile szybko będzie się to odbywać i czy sądy podołają nawałowi spraw, bo – sądząc chociażby z liczby skarg wpływających do Facebooka – mogłoby ich być bardzo wiele – ocenia.
W informacji o projekcie stwierdzono, że jego zapisy powinny zapewniać internautom „ochronę przed ograniczeniami w korzystaniu z konstytucyjnego prawa do swobodnego głoszenia własnych poglądów” i podkreślono, że chodzi o „realną, a nie tylko iluzoryczną możliwość prawnej ochrony dostępu do prawdziwych informacji”.
Autorzy projektu zaznaczają, że stosowane przez niektóre platformy społecznościowe „wewnętrzne postępowania kontrolne budzą często wiele kontrowersji” – choćby ze względu „na całkowitą dowolność” w kształtowaniu polityki „co do treści uznawanych za niepożądane, w stosunku do których ogranicza się dostęp”. Wprowadzenie nowych regulacji ma w tej sytuacji zapewnić „zachowanie transparentności całej tej procedury”.
Czy powrót do pomysłu, który wzbudził duże kontrowersje, to dobry pomysł? – Krytykowałem treść projektu ustawy o ochronie wolności słowa w internecie, który zaprezentowano na początku roku – przyznaje Izdebski. – Rodził obawy zbyt dużego wpływu państwa na debatę publiczną. Szczególnie niebezpieczne wydawały się uprawnienia przyznawane Radzie Wolności Słowa i prokuraturze. Projekt pozwalał bowiem prokuratorowi żądać od mediów społecznościowych danych użytkownika i blokowania dostępu do umieszczonych na platformie treści. Dotyczyło to materiałów pornograficznych z udziałem małoletnich lub nawołujących do czynów terrorystycznych – dodaje prawnik. Przekonuje jednak, że samo uregulowanie tej sfery jest potrzebne. – Mam tylko nadzieję, że nie wrócimy do punktu wyjścia, czyli projektu ze stycznia – podkreśla ekspert.
– Równolegle Ministerstwo Sprawiedliwości we współpracy z resortem cyfryzacji prowadzi negocjacje w sprawie unijnego rozporządzenia DSA, które może stać się dobrą podstawą do ochrony prawa do wolności słowa – informuje nas wiceminister Sebastian Kaleta. – Procesy te są ze sobą częściowo związane, ale nie w pełni zależne, dlatego Polska musi mieć gotowe przepisy dotyczącego tego obszaru już dziś – podkreśla.
Unijna regulacja dotycząca usług cyfrowych (Digital Services Act – DSA) ma m.in. ujednolicić procedury zgłaszania i usuwania nielegalnych treści z internetu.
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama