Nikt z naszych rozmówców nie widział wykazu niepożądanych gości Polskiego Radia. Ale i tak spełnia on swoje zadanie.
– Nikt ci nie pokaże listy ludzi, na których jest zakaz, bo ona fizycznie nie istnieje. Ale w przedziwny sposób wszyscy wiedzą, że X czy Y lepiej do studia nie zapraszać – mówi dziennikarz z Polskiego Radia. Skąd wiedzą? – To się wyczuwa w powietrzu – odpowiada inna osoba z radia. A kto nie wyczuwa, zostaje upomniany. Następnym razem zaprosi pewniaków, którzy nie wyskoczą z krytyką rządu.
Czarna lista to tylko metafora, ale działa skutecznie. – Dziennikarze się dostosowali, co zresztą słychać na antenie – dodaje nasz rozmówca. Tak jak nie ma spisanej listy, tak nie ma jednej twardej linii postępowania, bo wiele zależy od kierownika danej redakcji. W Polskim Radiu są audycje, w których goszczą dziennikarze ”Gazety Wyborczej„, ostro krytykującej PiS. W lutym niektórzy reporterzy rozgłośni żartowali wręcz o odwilży, bo w PR24 pojawił się Leszek Miller.
Bywa też, że ktoś z dnia na dzień staje się niemile widziany. Pochodząca z Ukrainy dziennikarka Ołena Babakowa jeszcze w grudniu 2018 r. gościła w radiowej Trójce. W ostatni czwartek okazała się zaś persona non grata. Piotr Semka zaprosił ją do ”Klubu Trójki„ na rozmowę o zbliżających się nad Dnieprem wyborach, ale tuż przed wejściem na antenę dowiedziała się, że – jak opisała na Facebooku – ”zarząd dzwonił, że nie wolno jej zapraszać„. Po żenującej wymianie zdań z wydawcą i prowadzącym – zapamiętała m.in. pytanie, czy na pewno nic złego radiu nie zrobiła – wzięła jednak udział w audycji.
Nazajutrz Semka oświadczył na Twitterze, że w dniu audycji szef Trójki Wiktor Świetlik poinformował go, iż ”zarząd radia nie akceptuje udziału pani Babakowej„. Z rozmowy Semka zrozumiał, że chodziło o okoliczności rozstania dziennikarki z Polskim Radiem, w którym pracowała w latach 2011–2016. Spytaliśmy go o czarną listę. – W Trójce nigdy nie zetknąłem się z żadną czarną listą osób, których nie należy zapraszać. Bywają natomiast konflikty dziennikarzy z daną redakcją, najczęściej po rozstaniu się obu stron. Poza tym jest bieżąca polityka redakcyjna, która często musi się zmagać z sympatiami i antypatiami – mówi Semka.
– Moje zaproszenia jako gościa do programu też czasami są odwoływane – np. w TVN24 – i nigdy nie interpretowałem tego politycznie. Ot, po prostu ktoś nie ma ochoty ze mną występować i redakcja wybiera osobę, na której obecności jej bardziej zależy. Nie zdarzyło się też w mojej pracy prowadzącego, aby wydawca czy ktoś inny z kierownictwa redakcji sugerował mi zmianę gościa z powodów politycznych. I tu Babakowa jest dobrym przykładem. Istotą sporu nie były jej poglądy na Ukrainę czy politykę rządu RP wobec Kijowa. Po mojej decyzji, aby uczestniczyła w programie, nie spotkała mnie reprymenda w żadnej formie – podkreśla.
Ołena Babakowa nadal nie rozumie, dlaczego chciano ją wyprosić. ”Nikt nie zgłosił uwag ani do mojej pracy, ani do okoliczności jej zakończenia. Jeżeli współpraca ze mną została zakończona nie w ramach restrukturyzacji, jak wtedy mi powiedziano, a z jakichś innych powodów, to chętnie się o tym dowiem„ – napisała na Facebooku. Obwinia radio o zaistniałą sytuację, ”bo wprowadziło czarne listy gości„. – Nie sądzę, żeby była spisana czarna lista. Za moich czasów też nie było nic na piśmie. Tylko atmosfera popychająca dziennikarzy do autocenzury – wyjaśnia nam Babakowa.
Dziennikarka przez kilka miesięcy pracowała w redakcji ukraińskiej Polskiego Radia już po przejęciu mediów publicznych przez PiS. – Zaczęły się wtedy sugestie, by w prasówce było mniej ”Wyborczej„, a więcej prawicowych mediów. Nie wymieniano, kogo nie zapraszać. Ale mówiono np., że świetnym specjalistą jest Jerzy Targalski – relacjonuje. Pamięta, że z serwisu internetowego trzeba było zdjąć wypowiedź byłego prezydenta Bronisława Komorowskiego porównującego protesty w Polsce do Majdanu. Gdy już odeszła, kolega opowiadał jej o podobnym losie nagrania z byłym szefem MSZ Radosławem Sikorskim.
Spytaliśmy Wiktora Świetlika, czy często się zdarza, żeby zarząd Polskiego Radia informował, że nie akceptuje osoby zaproszonej do audycji. Odesłał nas do biura prasowego. To samo zrobił prezes Andrzej Rogoyski, ale odpowiedzi rzecznika nie otrzymaliśmy. – Czarna lista w medium publicznym byłaby nielegalna – mówi Juliusz Braun, były prezes TVP, a dziś członek Rady Mediów Narodowych. – Domyślam się jednak, że ona fizycznie nie istnieje. Nikt nie powie wprost, że powód niezaproszenia danej osoby jest polityczny. Nie da się więc nikogo złapać za rękę i udowodnić, że robi coś złego – stwierdza. – Czarnej listy nie wymyśliło PiS. Ona istniała dużo wcześniej – kwituje wieloletni radiowiec.