Słabe dane za II kw. skłaniają ekonomistów do obniżenia prognoz wzrostu na cały 2023 r.
W II kw. krajowy PKB spadł o 3,7 proc. w porównaniu z początkiem roku, jeśli wziąć pod uwagę dane oczyszczone z wahań sezonowych i wyrażone w cenach stałych. To najgorszy wynik, odkąd są dostępne tego rodzaju dane, pomijając gwałtowne tąpnięcie w II kw. 2020 r., związane z wybuchem pandemii. W żadnym innym unijnym państwie spadek PKB w II kw. nie był tak głęboki.
Także biorąc pod uwagę zmianę PKB w ujęciu rocznym, dane były nie najlepsze. W porównaniu z II kw. 2022 r. gospodarka skurczyła się o 0,5 proc. i był to najsłabszy wynik od zakończenia 2020 r. Po uwzględnieniu wahań sezonowych wynik jest jeszcze słabszy – spadek w porównaniu z zeszłym rokiem wyniósł 1,3 proc. Również w tym ujęciu Polska wypada źle na tle innych unijnych państw. Większy spadek PKB zanotowały jedynie Estonia, Szwecja i Węgry. W każdym z tych państw gospodarka skurczyła się przynajmniej o 2,3 proc. Liderem wzrostu były Portugalia i Rumunia, gdzie PKB zwiększył się o 2,3–2,7 proc. w porównaniu z II kw. 2022 r.
Poniżej oczekiwań
Liczby opisujące zmianę wartości PKB w II kw. istotnie odbiegały w dół od oczekiwań ekonomistów. Szacowali oni, że spadek w ujęciu kwartalnym wyniesie 2,5 proc., a w porównaniu z zeszłym rokiem 0,3 proc.
– Ważniejsza od suchych liczb jest tendencja w danych. Wiele wskazuje na to, że w II kw. lub na przełomie I i II kw. zanotowaliśmy dołek w gospodarce i kolejne dane będą już lepsze – mówi dr Marcin Mazurek, główny ekonomista mBanku.
Ekonomiści mBanku oceniają, że krajowa gospodarka znajdowała się w trendzie spadkowym od II kw. 2022 r., gdy doszło do agresji Rosji na Ukrainę. Biorąc pod uwagę dane kwartalne, PKB spadł, w odniesieniu do początku 2022 r., o ok. 4 proc. Według Mazurka poprawie koniunktury w II połowie 2023 r. będą sprzyjać polityka fiskalna, zwiększony popyt na mieszkania w związku z programem „Bezpieczny kredyt 2 proc.” i spadająca inflacja. Dość prawdopodobne jest też zapoczątkowanie cyklu obniżek stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej, co powinno wspierać bieżącą konsumpcję.
– Konsumenci mają pewne oszczędności i w drugiej połowie roku powinni zacząć je wydawać – dodaje Mazurek.
Inflacja bazowa spadła w lipcu do 10,6 proc. z 11,1 proc. w czerwcu
Pewne kontrowersje wśród ekonomistów wzbudzają dane dotyczące zmian PKB z kwartału na kwartał w wersji odsezonowanej. Procedura wyłączania wahań sezonowych powinna, przynajmniej w teorii, prowadzić do wygładzenia danych. Tymczasem wahania PKB z kwartału na kwartał są bardzo wysokie – w IV kw. PKB spadł o 2,3 proc., w kolejnym wzrósł o 3,8 proc. i znów spadł o 3,7 proc. Za każdym razem dane znacznie odbiegały od prognoz ekonomistów.
„PKB w ujęciu odsezonowanym wygląda w dalszym ciągu kompletnie absurdalnie. W II kw. PKB skurczył się w ujęciu kw./kw. o 3,7 proc. GUS ma w dalszym ciągu pracę domową do wykonania” – napisali na portalu społecznościowym X ekonomiści Pekao, nazywając dane w tym ujęciu „niewiarygodnymi”.
Dane o kwartalnych zmianach PKB dla Polski odbiegają swoją zmiennością od danych z innych unijnych państw. Kwartalne zmiany na ogół nie przekraczają 1 proc., za wyjątkiem Irlandii, gdzie są równie rozchwiane jak w Polsce. Marcin Mazurek zwraca jednak uwagę, że w niektórych przypadkach statystycy mogą mieć trudności z rozstrzygnięciem, czy pojawiające się nietypowe dane mają już charakter sezonowy i czy należy je z szeregu danych usunąć, czy zostawić.
Prognozy i inflacja w dół
Wątpliwości nie zmieniają jednak zasadniczego obrazu, z którego wynika, że krajowa gospodarka znajdowała się w ostatnich kwartałach w trendzie spadkowym. Okazał się on na tyle głęboki, że skłoni zapewne analityków do obniżenia prognoz tempa wzrostu PKB krajowej gospodarki w 2023 r. Do rewizji oczekiwań przymierzają się m.in. ekonomiści mBanku, którzy dotychczas zakładali, że wzrost PKB wyniesie w 2023 r. 1,5 proc.
– Początkowo prognozowaliśmy wzrost PKB w 2023 r. na poziomie 0,4 proc. i niepotrzebnie ją podnieśliśmy. Teraz wrócimy gdzieś w okolice naszych wcześniejszych oczekiwań – mówi Marcin Mazurek.
Tak jak w wielu innych europejskich państwach wsparciem przed głębszym obsunięciem się gospodarki jest u nas wciąż silny rynek pracy. Jego siła przejawia się zarówno niską stopą bezrobocia, jak i wysokim tempem wzrostu płac. W połączeniu ze spadającą inflacją powoduje to, że realne dochody znów rosną.
W środę NBP poinformował, że inflacja bazowa (po wyłączeniu cen żywności i energii w lipcu wyniosła 10,6 proc., wobec 11,1 proc. w czerwcu, i był to najniższy odczyt od września zeszłego roku. Inflacja bazowa pokazuje zmiany cen z wyłączeniem żywności i paliw. W poniedziałek GUS potwierdził wstępne szacunki dotyczące inflacji konsumenckiej, która również znajduje się w trendzie spadkowym. W lipcu wyniosła 10,8 proc., wobec 11,5 proc. w czerwcu.
Ale są też dobre wiadomości – wiele wskazuje na to, że dołek koniunktury mamy już za sobą. Spadająca inflacja sprawia, że od czerwca, po niemal roku przerwy, znów rosną realne dochody – wzrost wynagrodzeń jest wyższy niż tempo wzrostu cen. To powinno zachęcić konsumentów do zwiększania wydatków i napędzić gospodarkę.
W piątek gosppoinformuje o tempie wzrostu przeciętnego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw w lipcu. Miesiąc wcześniej roczne tempo wynagrodzeń wyniosło 11,9 proc. i po raz pierwszy od lipca 2022 r. wyprzedziło inflację. Najnowsze dane powinny utrwalić tę tendencję. ©℗