Polskie fundusze inwestycyjne są droższe od sprzedawanych w krajach Europy Zachodniej – wynika z danych stowarzyszenia Efama zrzeszającego firmy inwestycyjne.
Polskie fundusze są drogie / DGP
Przedstawiciele krajowych towarzystw funduszy inwestycyjnych znajdują dwa powody, dla których tak jest. – Chodzi o wielkość rynku i jego kształt w zakresie dystrybucji – mówi Marcin Dyl, prezes Izby Zarządzających Funduszami i Aktywami.
– Polski rynek funduszy mierzony wielkością aktywów na mieszkańca lub relacją aktywów do PKB jest stosunkowo niewielki na tle Europy. Tymczasem w zarządzaniu funduszami duże znaczenie ma efekt skali. W przypadku naszego rynku fundusze są relatywnie małe, co przekłada się na wysokie koszty – mówi Krzysztof Lewandowski, szef Pioneer Pekao TFI.
– Na większych i bardziej rozwiniętych rynkach starej Europy firmy zarządzające funduszami mogą sobie pozwolić na większą elastyczność, jeśli chodzi o pobieranie opłat, ponieważ korzystają z efektu skali. Przypominam, że polski rynek funduszy stanowi jedynie 0,3 proc. rynku europejskiego – tłumaczy Dyl.
Lewandowski wskazuje, że najtańszy jest rynek amerykański, który jest większy niż europejski. – Średnie koszty amerykańskich funduszy są w związku z tym jeszcze niższe – podkreśla. W przypadku funduszy akcji wynoszą 1 proc., podczas gdy w Europie jest to blisko 2 proc.
Kolejną kwestią wpływającą na wysokość opłat jest popularność danych kanałów dystrybucji. – W Polsce ciągle najpopularniejszą formą zakupu jednostek uczestnictwa jest bezpośredni kontakt z dystrybutorem, czyli bankiem lub pośrednikiem finansowym. W Europie taki model wypierany jest przez sprzedaż internetową, która pozwala obniżać koszty – mówi prezes IZFA.
Tymczasem, jak tłumaczy Lewandowski, nawet podczas kontaktu klienta z dystrybutorem fundusze są raczej sprzedawane niż kupowane. – Sprzedawca musi pobudzać popyt. To powoduje, że jest potrzeba większej gratyfikacji finansowej na rzecz dystrybutorów niż na Zachodzie – mówi szef Pioneer Pekao TFI.
Piotr Bieńkuński, członek zarządu Skarbiec TFI, zdradza, że niezależnie od kanału dystrybucji i kategorii funduszy towarzystwo przekazuje dystrybutorom 100 proc. pobranej opłaty manipulacyjnej oraz średnio 50 proc. opłaty za zarządzanie. Z informacji DGP wynika, że podobnie jest w przypadku innych towarzystw. Na Zachodzie ze względu na większą popularność kanału internetowego firmy płacą relatywnie niższe opłaty manipulacyjne, ale średnia opłata na rzecz dystrybutora to 49,5 proc., więc nie odbiega znacząco od tej z rynku polskiego. Z danych KNF wynika jednak, że koszty dystrybucji ponoszone przez polskie TFI stale rosną. W 2011 r. wzrosły bardziej niż koszty ogółem.
– W dodatku ze względu na większą konkurencję na zachodnich rynkach tańszych jest wiele usług świadczonych przez inne firmy na rzecz towarzystw funduszy inwestycyjnych. To pozwala zachodnim funduszom utrzymywać niskie opłaty – podkreśla Krzysztof Fabrykiewicz, dyrektor działu operacyjnego BZ WBK TFI.