Forex staje się coraz bardziej popularną metodą inwestowania. Nowe platformy transakcyjne wyrastają jak grzyby po deszczu, kusząc wysokimi zyskami, szybko i bez wysiłku. Rzeczywistość wygląda jednak znacznie mniej zachęcająco.
Kurs EUR/USD w okresie 10.12.2012 – 24.01.2013 (wykres 4-godzinny) / Media

Urząd Komisji Nadzoru Finansowego z początkiem lipca opublikował komunikat, w którym informuje, że „w okresie od 1 stycznia 2012 r. do 31 grudnia 2012 r. około 81% aktywnych klientów korzystających z internetowych platform transakcyjnych rynku forex zrealizowało stratę”, a jedynie 19% zrealizowało zysk. Dla większości aktywnych traderów, Forex stał się dobrym sposobem na upłynnianie kapitału zamiast jego pomnażania.

Sprawdź gdzie oszczędzisz najwięcej

Handel z dźwignią

Ideą inwestowania na kontraktach CFD (ang. Contract for Difference – kontrakt na różnicę w cenie) jest możliwość inwestowania z dźwignią. Dzięki dźwigni możemy zarobić znacznie więcej niż zainwestowaliśmy. Na przykład przy dźwigni 1: 100, często spotykanej na platformach FX, zmiana ceny instrumentu o 1% pozwala nam na zarobienie 1% x 100, czyli praktycznie na podwojenie naszego kapitału (nie wliczając kosztów transakcyjnych). Kuszące – i właśnie to najbardziej działa na naszą wyobraźnię. Ale dźwignia to narzędzie obosieczne.

Wszystko działa dobrze dopóki cena zmienia się zgodnie z naszymi oczekiwaniami. Co się jednak dzieje, jeśli wchodzimy na długą pozycję, zakładając zwyżkę ceny instrumentu, a ona zaczyna spadać? To także działa na naszą wyobraźnię. Załóżmy, że mamy długą pozycję na kurs euro do złotego (EUR/PLN). Przy dźwigni 1: 100 wartość kontraktu to 10 000 EUR przy depozycie zabezpieczającym w wysokości 430 zł. Zakładamy więc zwyżkę wartości EUR do PLN, a tymczasem złotówka się umacnia o… 1 gr. Z naszego rachunku znika 100 zł, czyli prawie ¼ zainwestowanego kapitału!

I natychmiast pojawia się pytanie: wyjść ze stratą 100 zł, ale przynajmniej uratuję resztę, czy czekać, licząc się z tym, że straty jeszcze się powiększą?

Dołek czy górka?

Powyżej opisany dylemat tradera ma bardzo często związek z pewną bardzo kosztochłonną skłonnością inwestorów do wybierania „górek” i „dołków”. „Ten kurs nie ma już gdzie spaść niżej” lub „w tym miejscu musi być jakaś korekta” to częste stwierdzenia, które można usłyszeć od początkujących traderów. Doświadczeni zaś wiedzą, że na foreksie nic nie musi, a miejsca do spadków/zwyżek nigdy nie zabraknie.

Największa presja pojawia się właśnie wówczas, gdy zakładamy, że euro do dolara na pewno już nie wzrośnie, ponieważ wszystkie oscylatory są już wykupione, euro jest fundamentalnie słabe, a do tego kurs jest w pobliżu 50% wzniesienia Fibonacciego półtorarocznego trendu spadkowego. Wchodzimy więc na krótką pozycję (zakładając spadek kursu EURUSD), a euro dalej rośnie…

Wykres 2. Kurs EUR/USD w okresie 10.12.2012 – 3.02.2013 (wykres 4-godzinny). / Media

Czy to już szczyt?

Przy dźwigni 1: 100 wzrost kursu dowolnego instrumentu o każdy jeden procent będzie dla nas oznaczał stratę 100% wartości depozytu. Możemy mieć szczęście i po początkowym wzroście o ten 1% nastąpi spadek i wyjdziemy z pozycji z zyskiem, ale czy w inwestowaniu rzeczywiście chcemy liczyć na łut szczęścia? Ci, którzy sprzedawali EUR za USD po 20.01 2013 r. tego szczęścia nie mieli (patrz wykres 1. oraz 2.)

Recepta na sukces?

Pułapek na rynku Forex jest wiele. Wiele jest także strategii, które mogą przynieść potencjalne zyski. Nie istnieje jeden uniwersalny system czy wskaźnik, który będzie generował 100% zyskownych transakcji. Istnieją jednak rozwiązania mniej i bardziej skuteczne. Ważne jest, abyśmy dobrali metodę do swojego temperamentu i preferencji, w której stosunek transakcji zyskownych do stratnych będzie rozsądnie przemawiał na naszą korzyść, a sygnały „wejścia” i „wyjścia” będą wyraźnie określone. Wówczas będziemy mogli ograniczyć do minimum podpowiedzi naszej intuicji – czytaj: emocji – i z czasem cieszyć się ze stopniowego wzrostu wartości depozytu na naszym rachunku.

Platformy forexowe dają możliwość handlowania na rachunkach demo. Sama wysokość depozytu, którą dostajemy na starcie, to dobry chwyt marketingowy. Niektóre platformy oferują np. 10 000 EUR na „dzień dobry”, ale na rachunku DEMO, a nie rzeczywistym – tani chwyt, który jednak silnie działa na naszą podświadomość (ktoś daje mi 10 000 EUR za darmo – wchodzę!). Tymczasem wysokość depozytu na rachunku demo nie ma znaczenia – to w końcu i tak wirtualne pieniądze, których nigdy nie wypłacimy. Ważne jest to, że mamy możliwość potrenować bez emocji i zamknąć 100 stratnych transakcji bez żadnych rzeczywistych konsekwencji. W ten sposób zdobędziemy doświadczenie i, przede wszystkim, będziemy mogli zorientować się, która strategia działa w naszym przypadku. Kiedy taką znajdziemy, wystarczy otworzyć konto real i przekuć zyski wirtualne na rzeczywiste.

Zobacz, w którym banku założysz lokatę bez potrzeby otwierania konta!

Proste… w teorii. W praktyce nie chcemy czekać na te ogromne zyski, które obiecują nam platformy FX. Jesteśmy przecież inteligentni i ostrożni. Inni tracą, ale ja…? Tymczasem im szybciej rozpoczniemy inwestowanie na rachunku rzeczywistym, tym prędzej go opróżnimy. Nic nie przychodzi za darmo. Także zyski na foreksie – inwestowanie wymaga czasu, wysiłku, analizy, a nieraz także poczucia goryczy porażki. Ale kiedy przejdziemy ten etap, będzie to jednym z najbardziej pasjonujących i dochodowych zajęć, z jakim mieliśmy kiedykolwiek do czynienia.