Frankowicze rzadko sięgali po rozwiązania, których stosowanie umożliwił tzw. sześciopak przygotowany przez sektor bankowy na początku ubiegłego roku – wynika z ankiety DGP.
Sejm wkrótce ma zacząć prace nad ustawą przewidującą zwrot tzw. spreadów pobranych od klientów spłacających kredyty walutowe. Pod koniec minionego tygodnia Komisja Nadzoru Finansowego przesłała do Sejmu swoje wyliczenia dotyczące jej kosztów dla banków. Sporządzono je na bazie ankiety rozesłanej przez banki. KNF nie przedstawiła tych wyliczeń. Wiadomo jednak, że są one wyraźnie wyższe niż ok. 4 mld zł, na jakie szacowali autorzy projektu ustawy w Kancelarii Prezydenta. Część frankowiczów uważa jednak, że pomoc powinna pójść dużo dalej.
Równocześnie niewielkie jest zainteresowanie pakietem pomocowym dla tych klientów banków, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji po gwałtownym umocnieniu franka w styczniu ub.r. „Sześciopak” opracowany przez Związek Banków Polskich przewidywał m.in. uwzględnianie w wyliczaniu raty kredytu ujemnej stawki LIBOR (ta stopa jest podstawą do wyliczania oprocentowania), a także zmniejszenie spreadów (równocześnie od bankowców wymagał tego Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów).
Te dwa mechanizmy dotyczą dużej grupy klientów. Nie wszystkich, bo ci, którzy spłacają kredyty bezpośrednio w walucie obcej, już wcześniej korzystali z niższych spreadów w kantorach. W przypadku ujemnego oprocentowania część banków nadal stoi na stanowisku, że nie może ono spaść poniżej zera. Ma to znaczenie dla osób, którym zgodnie z umową ujemny LIBOR powiększony o marżę daje oprocentowanie poniżej zera. Nie oznacza to jednak, że w każdym przypadku „tracą” one w porównaniu z tymi, którzy mają wyższą marżę. Deutsche Bank Polska stosuje własną „ulgę”, polegającą na przelewaniu na konto do spłaty kredytu kwoty odpowiadającej wysokości ujemnych odsetek. Z kolei mBank na początku bieżącego roku „jednorazowo uwzględnił ujemne oprocentowanie za 2015 r., chcąc czasowo zminimalizować negatywne konsekwencje wahań kursu szwajcarskiej waluty”. Ten ruch wiązał się z wcześniejszą decyzją UOKiK, który uznał, że rozliczając umowy kredytowe we frankach szwajcarskich, banki powinny uwzględniać ujemne oprocentowanie.
ikona lupy />
Złych kredytów frankowych przybyło i zaczyna ubywać / Dziennik Gazeta Prawna
W pakiecie były również rozwiązania obliczone na złagodzenie efektu droższego franka tylko części klientów – tym, którzy zwrócą się o pomoc do banku. Z informacji instytucji finansowych wynika jednak, że zainteresowanie nimi było dotąd ograniczone.
Z punktu widzenia klientów najistotniejsze było to, żeby uniknąć wzrostu raty. Banki podkreślają jednak, że tu kluczowe były działania szwajcarskiego banku centralnego – obniżka stóp procentowych zdecydowanie poniżej zera. To miało w dużej części skompensować wzrost obciążeń wynikający z umocnienia franka. – Po wprowadzeniu ujemnej stawki referencyjnej raty większości klientów zbliżone są do tej płaconej przed 15 stycznia 2015 r. – twierdzi Sławomir Czajkowski z biura prasowego Raiffeisen Bank Polska.
Stosunkowo niewielu klientów zwracało się do banków o przewidziane w „sześciopaku” wydłużenie okresu kredytowania, który skutkowałby zmniejszeniem miesięcznej raty, bądź zawieszenie lub ograniczenie spłaty kapitału kredytu. W Banku Zachodnim WBK z pierwszej możliwości skorzystało mniej niż 1 proc. posiadaczy frankowych hipotek, z drugiej – mniej niż 5 proc. W Deutsche Banku odsetek wnioskujących o zawieszenie spłat kapitału był podobny, natomiast o wydłużenie okresu kredytowania – ponad 10 proc. Wiąże się to jednak z konstrukcją kredytu w tej instytucji: gdy kurs franka się obniżał, raty się nie zmniejszały, nadpłaty powodowały natomiast skrócenie okresu kredytowania. Teraz wracano do początkowej daty zakończenia umowy. Bank Millennium podał, że z wydłużenia czasu spłaty bądź zawieszenia obsługi kapitału skorzystało mniej niż 1 proc. klientów. Z kolei w mBanku zawieszenie spłaty kapitału jest najczęściej wykorzystywanym mechanizmem. Ta instytucja nie przekazała jednak informacji na temat jego popularności wśród klientów (niektóre banki, np. PKO BP, w ogóle odmówiły takich danych).
W bankach, które odpowiedziały na nasze pytania, nieliczne były przypadki przewalutowania kredytów z franków na złote po średnim kursie NBP (czyli bez spreadu) i ewentualnie bez prowizji. Nic dziwnego: oferowana korzyść jest niewielka, a klient pozostaje ze zobowiązaniem zdecydowanie wyższym niż przed umocnieniem szwajcarskiej waluty. Do przewalutowania i zlikwidowania ryzyka kursowego dodatkowo zniechęcały obietnice polityków dotyczące zmiany waluty kredytu po kursie korzystnym dla kredytobiorców.
Rzadko wykorzystywano (przykładowo w Raiffeisenie dotyczyło to ok. 100 osób, w Millennium i Getin Noble Banku w granicach 1–5 proc. klientów, w mBanku mniej niż 1 proc.) tzw. przeniesienie hipoteki – chodzi o możliwość zmiany mieszkania bez konieczności spłaty kredytu. To mechanizm, który miał ograniczyć negatywne skutki wzrostu całkowitej kwoty kredytu (nie raty).
Prócz „sześciopaku” sposobem na pomoc frankowiczom miał być Fundusz Wsparcia Kredytobiorców, który ruszył na początku tego roku. Sejm uchwalił ustawę, na mocy której banki wpłaciły do niego 600 mln zł. Według Banku Gospodarstwa Krajowego, który zarządza funduszem, do końca września banki zarejestrowały 386 umów w ramach FWK, łączna kwota przyznanego (ale niewypłaconego w całości) wsparcia to 8,6 mln zł.
Frank szwajcarski tańszy na dłużej? – czytaj na Forsal.pl