Nadzór finansowy w opinii dla Sądu Najwyższego wskazuje, że źródłem problemu frankowego jest kurs waluty, a nie abuzywność klauzul. I sugeruje zawieranie ugód.
Miesiąc temu Izba Cywilna Sądu Najwyższego zwróciła się do kilku instytucji o opinie w sprawie walutowych kredytów hipotecznych. Na liście urzędów, do których trafiła taka prośba, jest Komisja Nadzoru Finansowego. DGP udało się poznać główne tezy jej opinii. To ponad 30-stronicowy dokument. Nie ma jednak charakteru analizy prawnej. – Urząd KNF przygotował analizę ekonomiczną, aby dać sędziom możliwość podjęcia decyzji opartej na możliwie najszerszym zasobie wiedzy i informacji – mówi nasz rozmówca, który zna opinię nadzoru.
KNF stawia tezę, że problem hipotek walutowych wynika przede wszystkim ze zmiany kursu złotego do franka szwajcarskiego, a nie z prawnych aspektów dotyczących konstrukcji umów, w szczególności z ewentualnej abuzywności niektórych klauzul. Zdaniem KNF to wzrost salda kredytu czy rat skłonił kredytobiorców do składania pozwów przeciwko bankom.
W opinii nadzoru, co do zasady konsumenci byli informowani o ryzyku kursowym, a przeciętny kredytobiorca, nawet bez wykształcenia ekonomicznego, powinien być go świadomy. To jednak sądy muszą rozstrzygnąć, czy informacje na ten temat były przez bank odpowiednio przedstawione.
KNF kwestionuje także mit, że banki czerpały korzyści ze zmiany kursu, czyli gdy frank szwajcarski się umacniał, zarabiały i to kosztem kredytobiorców.
Nadzór zwraca uwagę, że tak gwałtowne umocnienie franka było ryzykiem istniejącym tylko w najbardziej skrajnych scenariuszach. Urząd przypomina, że warunki rynkowe uległy diametralnej zmianie, czego nie przewidziała żadna ze stron, a kredytobiorca właściwie nie był w stanie. Dlatego sprawy powinny być rozwiązane na drodze polubownych ugód, których warunki będą akceptowalne dla wszystkich.
Kredytowy węzeł czeka na przecięcie
Nie wiadomo, kiedy Izba Cywilna Sądu Najwyższego zajmie się tematem kredytów frankowych. Ma już wszystkie opinie, o które prosiła, aby rozstrzygnąć sprawę
Pierwsza prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Manowska pod koniec stycznia tego roku skierowała do Izby Cywilnej SN sześć pytań dotyczących kredytów denominowanych i indeksowanych do walut obcych. Rozstrzygnięcie jest wyczekiwane przez frankowiczów, którzy liczą, że to przyspieszy ich sprawy w sądach powszechnych i pomoże w walce z bankami.
Sędziowie jednak już trzykrotnie odraczali termin posiedzenia. Ostatnie odroczenie jest bezterminowe i nie wiadomo, kiedy sprawa wróci.
Na razie sędziowie będą zapoznawali się z opiniami, o które poprosili kilka instytucji: rzecznika finansowego, rzecznika praw obywatelskich, rzecznika praw dziecka, Narodowy Bank Polski i Komisję Nadzoru Finansowego.
Większość z nich swoje spostrzeżenia i sugestie, jak należy odpowiedzieć na pytania prezes Manowskiej, już upubliczniły. DGP udało się dotrzeć do głównych tez opinii przygotowanej przez urzędników nadzoru finansowego.
W przeciwieństwie do pism rzeczników, które dotyczą aspektów prawnych, analiza KNF dotyczy głównie kwestii ekonomicznych.
O uwzględnienie tego typu argumentów w dyskusji o hipotekach walutowych i w samej decyzji SN od początku apelują przedstawiciele sektora bankowego. Ale także część ekonomistów i prawników. Adwokat prof. Maciej Gutowski w wywiadzie dla DGP na początku maja tego roku mówił: „Perspektywy prawnicza i ekonomiczna przy problemie kredytów we frankach są tak samo ważne. Od żadnej nie można abstrahować”. Z kolei pełnomocnicy frankowiczów wskazują, że banki muszą ponosić konsekwencje niedozwolonych klauzul i wadliwych umów, a nie zasłaniać się tym, jak kosztowne mogą być dla nich rozstrzygnięcia
TSUE, SN czy sądów powszechnych, kiedy ujednolici się linia orzecznicza w sprawach frankowych.
Opinia KNF ma poszerzyć sędziom spojrzenie na kredyty walutowe.
W ocenie ekspertów urzędu istotą problemu frankowego jest gwałtowny i nieoczekiwany wzrost kursu frank/złoty w ostatnich latach. Geneza umocnienia szwajcarskiej waluty, traktowanej przez inwestorów jako bezpieczna przystań, leży w kryzysie finansowym, który rozlał się po świecie we wrześniu 2008 r., gdy upadł bank Lehman Brothers. Kolejny cios dla frankowiczów przyszedł ze strony szwajcarskiego banku centralnego, który w styczniu 2015 r. uwolnił kurs franka, a ten gwałtownie wystrzelił.
KNF ocenia, że to właśnie doprowadziło do sytuacji, w której kredytobiorcy zaczęli iść do sądów z pozwami przeciwko bankom, a nie dolegliwości wynikające z ewentualnych abuzywnych postanowień umów. Frankowicze wystawili się – zaciągając kredyty obliczone nawet na kilkadziesiąt lat – na ryzyko walutowe, które się zmaterializowało w skrajnej postaci. Co doprowadziło z kolei do istotnego wzrostu salda kredytu czy bieżących rat.
KNF nie rozstrzyga, czy byli o ryzyku walutowym właściwie informowani przez banki, to gestia sądów.
Nadzór przypomina jednak, że zmiany kursu to czynnik ryzyka rynkowego i jest on niezależny od stron umowy. Podkreśla też, że banki nie czerpały korzyści finansowych ze zmiany wartości franka szwajcarskiego. Urzędnicy tłumaczą sędziom Izby Cywilnej, jak wygląda mechanizm udzielania kredytów. Gdy hipoteka jest w walucie obcej – np. we franku – wówczas po stronie banku dochodzi do powstania otwartej pozycji walutowej w tej walucie. W uproszczeniu – jeśli bank nie chce utrzymywać z tego tytułu kapitału własnego, co jest dla niego kosztowne, to musi zapewnić sobie finansowanie w danej walucie lub zawrzeć transakcję pochodną. Zabezpieczenie pozycji walutowej kosztuje i odbywa się na warunkach rynkowych, eliminuje też jakiekolwiek korzyści czy straty po stronie banku, wynikające ze zmiany kursu walutowego.
W ten sposób nadzór chce obalić mit, że banki z portfelami kredytów mieszkaniowych „zarabiały”, gdy kurs franka do złotego szedł w górę, i to „kosztem” kredytobiorców.
KNF przypomina, że tak gwałtownego umocnienia waluty szwajcarskiej i znacznego wzrostu zmienności kursu franka nie mogła przewidzieć żadna ze stron i się na nie przygotować. Chociaż frankowicze, jako nieprofesjonalni uczestnicy rynku, byli tutaj w gorszej pozycji.
Zdaniem urzędników była jednak część klientów, która świadomie wybrała kredyt walutowy ze względu na niższe oprocentowanie i ratę. Tutaj KNF w swojej opinii dla SN podnosi kwestię sprawiedliwości społecznej i tego, że frankowicze nie powinni w tej sytuacji być uprzywilejowani względem złotówkowiczów, którzy wybrali wyższy koszt kredytu, ale bez ryzyka walutowego.
Dlatego szef KNF Jacek Jastrzębski uważa, że rozwiązaniem są ugody, które dadzą korzyści obu stronom – czyli nie będą zawierały skrajnych scenariuszy rozwiązania problemu. Przewodniczący komisji jest zdania, że scenariuszem polubownym, który może mieć największe szanse powodzenia, jest rozwiązanie zakładające de facto zrównanie sytuacji frankowiczów z osobami, które w analogicznym czasie zaciągnęły kredyt mieszkaniowy w złotych.
Nadzór pokazuje też SN kalkulacje kosztów różnych rozstrzygnięć, jakie mogą zapadać w sądach, a być pokłosiem odpowiedzi na pytania pierwszej prezes. To rozwinięcie prezentacji, którą KNF pokazał na początku marca tego roku. Szacunki wahają się od 34,5 mld zł (ugody proponowane przez szefa KNF) przez 70,5–101,5 mld zł (unieważnienie umowy ze zwrotem kapitału i kosztów kapitału) aż do 234 mld zł (unieważnienie umowy, bank zwraca raty, a klient nie zwraca kapitału).
34,5 mld zł koszt ugód frankowych według propozycji szefa KNF Jacka Jastrzębskiego
101,5 mld zł koszt w przypadku unieważnienia umów kredytowych, ale przy zwrocie kapitału
234 mld zł koszt unieważnienia umów kredytowych, kiedy bank zwraca raty, a klient nie zwraca kapitału