Zapewnienia, że ewentualne koszty rozstrzygnięć frankowych poniesie wyłącznie sektor bankowy, brzmią nieprzekonująco.
Fiat iustitia, et pereat mundus – takim mottem miał się rzekomo kierować rzymsko-niemiecki cesarz Ferdynand I kilka wieków temu. Pokusa ignorowania realnych skutków społeczno-ekonomicznych własnych działań towarzyszy również wielu współczesnym prawnikom. Niekiedy koncentrują się oni jedynie na literalnym brzmieniu przepisów lub wydartych z kontekstu wypowiedziach orzeczniczych, lekceważąc rzeczywistość spoza budynku parlamentu, sali sądowej czy auli wykładowej. Może to prowadzić do wypaczenia sensu instytucji prawnych, nieosiągnięcia celów
prawa jako systemu normatywnego, a także absurdalnych rozwiązań z punktu widzenia sprawiedliwości.
Taki właśnie los spotka radykalnie prokonsumenckie rozstrzygnięcia
sądów, gdy zapomną one, że za zysk jednej strony zapłacić będzie musiał ktoś inny.
234 mld zł – na taką sumę Urząd Komisji Nadzoru Finansowego (w oficjalnym dokumencie pt. „Potencjalny wpływ zmian otoczenia prawnego na portfel mieszkaniowych kredytów walutowych związanych z kursem CHF” z 2 marca 2021 r.) oszacował ewentualny koszt spełnienia się najbardziej niekorzystnego dla sektora bankowego scenariusza sporów z frankowiczami. Kwota ta dotyczyć ma sytuacji, w której
umowa kredytu upada, a kredytobiorca – z powodu rzekomego przedawnienia się roszczenia banku – nie ma w ogóle obowiązku zwracać kwoty kapitału wypłaconego wcześniej kredytu. I to niezależnie od tego, czy spłacił już mniejszą czy większą część swojego zobowiązania.
Choć wizja takiego rozwiązania wydaje się prawnie abstrakcyjna, intelektualnie karkołomna i zwyczajnie niesprawiedliwa, jest jednym z postulatów środowiska kredytobiorców frankowych i spotyka się z aprobatą niektórych pełnomocników procesowych. Wyjaśnijmy: według tego scenariusza fakt zgodnego wykonywania umowy kredytowej przez wiele lat nie stoi na przeszkodzie temu, by stosunek prawny mocą orzeczenia sądowego zakończył byt, kredytobiorca odzyskał wpłacone raty, zachował własność nabytej
nieruchomości (bez hipoteki), a bank utracił uprawnienie żądania zwrotu wypłaconej wcześniej kwoty kredytu.
Powyższy wariant, choć najbardziej drastyczny i relatywnie mało prawdopodobny (trudny do pogodzenia z dotychczasowym stanowiskiem Sądu Najwyższego), jest jedną z potencjalnych opcji zakończenia sporów kredytobiorców z bankami. W świetle wymienionej analizy Urzędu Komisji Nadzoru Finansowego koszty rozwiązań alternatywnych kształtują się następująco:
- utrzymanie umowy w wariancie PLN+LIBOR (znane szerzej jako „uzłotowienie” kredytu frankowego z zachowaniem korzystniejszego oprocentowania): 78,5 mld zł;
- utrzymanie umowy w wariancie PLN+WIBOR: 34,5 mld zł;
- unieważnienie umowy (przy zwrocie bankowi kapitału kredytu przez kredytobiorcę): 101,5 mld zł;
- unieważnienie umowy (przy zwrocie: kapitału oraz kosztu kapitału): 70,5 mld zł.
Choć przyjęta metoda szacowania i poprawność tego typu wyliczeń może być zawsze przedmiotem kontrowersji, trudno lekceważyć wymienione wyżej sumy. Robią one wrażenie nie tylko na przeciętnym odbiorcy – można zaryzykować przypuszczenie, że świadomość rozmiaru potencjalnych kosztów towarzyszyła także sędziom Izby Cywilnej Sądu Najwyższego, którzy orzekając w sprawie o sygnaturze III CZP 11/21, postanowili zasięgnąć opinii pięciu instytucji (Rzecznika Praw Obywatelskich, Rzecznika Finansowego, Narodowego Banku Polskiego, Komisji Nadzoru Finansowego, Rzecznika Praw Dziecka), których ustawowy zakres zadań daleko wykracza poza interpretację
przepisów prawa cywilnego i konsumenckiego.
Nie przesądzając stanowiska tych instytucji oraz wyniku samego postępowania przed Sądem Najwyższym, nadmieńmy, że zapewnienia, zgodnie z którymi ewentualne koszty poniesie wyłącznie „nieuczciwy” kontrahent frankowicza, czyli sektor bankowy, brzmią nieprzekonująco. Samo już ryzyko przerzucenia kosztów na ogół klientów (w tym konsumentów nieposiadających kredytu indeksowanego/denominowanego we frankach szwajcarskich) poprzez podniesienie kosztów usług bankowych powoduje konieczność uwzględnienia szerszego kontekstu, a zatem praw i interesów kredytobiorców złotowych, przedsiębiorców, klientów banków niebędących frankowiczami itp. w dyskusji na temat pożądanego społecznie kierunku rozstrzygnięcia sporów frankowych. Ze względu na skalę problemu oraz jego doniosłość gospodarczą interesariuszami są tu nie tylko kredytobiorcy i banki, ale ogół społeczeństwa.
A nie jest to jedyne niebezpieczeństwo spowodowane potencjalnie radykalnie prokonsumenckim rozstrzygnięciem Sądu Najwyższego. Nie można bowiem wykluczyć ograniczenia akcji kredytowej, zmniejszenia konkurencyjności sektora bankowego, utrudnień we współfinansowaniu rządowych programów pomocowych dla gospodarki postcovidowej oraz generowania kolejnych fal pozwów sądowych, które zatkają i tak nieefektywne sądownictwo. Prawdopodobieństwo dotkliwych skutków dla wszystkich konsumentów korzystających z usług bankowych jest tym większe, im dłużej utrzymują się rekordowo niskie stopy procentowe NBP uniemożliwiające bankom generowanie przychodów odsetkowych. Nie możemy też zapominać o podatku bankowym i innych obciążeniach fiskalno-administracyjnych, które powodują, że bankom działającym w Polsce coraz trudniej osiągać zyski. A przecież jeśli te instytucje nie będą dochodowe, to niezbędne będzie ich wsparcie przez właścicieli. Zważywszy na to, że sektor bankowy w sposób pośredni lub bezpośredni jest w 40 proc. w rękach Skarbu Państwa, domyślamy się, skąd to wsparcie będzie pochodziło.
Tak jak gospodarka stanowi system naczyń połączonych, w którym poszczególne czynniki wzajemnie na siebie oddziałują, tak prawo nie obowiązuje w próżni. Tymczasem wiara w brak ogólnospołecznych konsekwencji rozstrzygnięć sądowych na łączną kwotę kilkudziesięciu (albo kilkuset) miliardów złotych ma wiele wspólnego z wyobrażeniem prawa jako odseparowanego od realiów mechanizmu naszego świata, wprawianego w ruch niezależnie od tego, czy przetrwa, czy się jednak zawali. Wielkie brzemię muszą dźwigać sędziowie Sądu Najwyższego – mogą sprawić, że wejdziemy w czas pokryzysowy z nadziejami utrzymania dynamicznego wzrostu lub też tej szansy zostaniemy pozbawieni.
dr Jarosław Bełdowski - pracownik naukowo-dydaktyczny w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie, radca prawny
dr hab. Krzysztof Koźmiński - pracownik naukowo-dydaktyczny na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, radca prawny, partner w kancelarii Jabłoński Koźmiński