Kupiłbym bitcoina. Pewnie tylko kawałek, bo jednak wiedziałbym, co zrobić z pieniędzmi. Kupiłbym dla zabawy, bo nic innego, sensownego z bitcoinem oprócz zabawy w inwestowanie robić nie można. Oczywiście można go wykorzystać do prania pieniędzy i finansowania terroryzmu, ale to zupełnie inna historia.
Jak wiele zabawy może przysporzyć bitcoin, pokazują ostatnie tygodnie. Oczywiście ubaw mają głównie ci, którzy nie są jego posiadaczami w całości czy w kawałku.
Ile to już było czarnych dni w krótkiej historii najsłynniejszej kryptowaluty świata. Po każdej zaś wielka nadzieja, że odbicia zazwyczaj niosą bitcoina coraz wyżej. Tyle że wszystkie te ruchy to trochę przypadek, właściwie nigdy nie wiadomo, co spowoduje, że kurs się załamie albo wystrzeli. Czy wystarczy kiepska prognoza pogody, wypowiedź jakiegoś bankiera centralnego, który pokręci nosem, albo Elon Musk będzie miał kaprys. Ostatnio bowiem to on pokazał, jak bardzo „atrakcyjnym” aktywem inwestycyjnym (tak wiele osób i instytucji postrzega bitcoina) czy środkiem płatniczym jest pierwsza cyfrowa waluta.
Pozostało
86%
treści
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama