Kupiłbym bitcoina. Pewnie tylko kawałek, bo jednak wiedziałbym, co zrobić z pieniędzmi. Kupiłbym dla zabawy, bo nic innego, sensownego z bitcoinem oprócz zabawy w inwestowanie robić nie można. Oczywiście można go wykorzystać do prania pieniędzy i finansowania terroryzmu, ale to zupełnie inna historia.

Jak wiele zabawy może przysporzyć bitcoin, pokazują ostatnie tygodnie. Oczywiście ubaw mają głównie ci, którzy nie są jego posiadaczami w całości czy w kawałku.
Ile to już było czarnych dni w krótkiej historii najsłynniejszej kryptowaluty świata. Po każdej zaś wielka nadzieja, że odbicia zazwyczaj niosą bitcoina coraz wyżej. Tyle że wszystkie te ruchy to trochę przypadek, właściwie nigdy nie wiadomo, co spowoduje, że kurs się załamie albo wystrzeli. Czy wystarczy kiepska prognoza pogody, wypowiedź jakiegoś bankiera centralnego, który pokręci nosem, albo Elon Musk będzie miał kaprys. Ostatnio bowiem to on pokazał, jak bardzo „atrakcyjnym” aktywem inwestycyjnym (tak wiele osób i instytucji postrzega bitcoina) czy środkiem płatniczym jest pierwsza cyfrowa waluta.
W teorii wszystko jest piękne. Bitcoin jest apolityczny w przeciwieństwie do takiego dolara czy euro, do tego zdecentralizowany, można nim płacić szybko, a kosztem przelewu nie zaprzątać sobie głowy. Ma globalny charakter i możliwości „wykopania” go są ograniczone, co oznacza, że dla wielu stał się złotem XXI w. Chociaż w XXI w. w złoto też się inwestuje i też wielu uważa, że to bez sensu.
Na co należy zwracać uwagę, interesując się bitcoinem? Przede wszystkim na profil na Twitterze Elona Muska. On pokazał najlepiej, jak stabilnym aktywem jest ta kryptowaluta. Miał kaprys i poinformował, że jego Tesla inwestuje w nią 1,5 mld dol. Bum. Wartość wystrzeliła. W kwietniu osiągnęła historyczny szczyt, na którym za 1 bitcoina trzeba było zapłacić aż 65 tys. dol. Łaska Muska jednak na pstrym koniu jeździ. Chwilę później ogłosił, że Tesli za bitcoina już sobie nie kupimy, a całe te kryptowaluty są mało ekologiczne, bo mnóstwo energii jest zużywane na ich „kopanie”. Elona Muska na Twitterze śledzi więcej osób niż zamieszkuje Polskę, Czechy i Słowację. Ma więc zasięgi.
Gdy ktoś nie docenia bitcoina, usłyszy, że nie załapał się na żaden wzrost kursu, a tych nie brakowało. Bo były okresy, kiedy wartość najsłynniejszej kryptowaluty zwiększała się o kilkaset procent. Oczywiście ten, kto nie wierzy w cyfrowy pieniądz, uwierzy, gdy zobaczy niszczenie masowym dodrukiem tradycyjnych walut. To też znany argument. Zacofany jest ten, kto w bitcoinie nie dostrzega nośnika technologii przyszłości, czyli blockchaina. Do tego też można przywyknąć.
Ludzie inwestują w różne rzeczy. Kupują i sprzedają akcje, ETF, certyfikaty funduszy inwestycyjnych, sztukę, surowce. Dlaczego więc nie inwestować w bitcoina. Gdybym miał jakieś niepotrzebne pieniądze, kupiłbym tego bitcoina albo kawałek i czekał. Może Elon Musk zostanie liderem górnictwa kryptowalutowego albo po prostu napisze do swoich prawie 57 mln obserwujących literkę „B” i wszyscy uznają, że to sygnał do kupowania i wzmożonego kopania. Na razie trzeba się zadowolić faktem, że pierwszy kraj na świecie uznał bitcoina za legalny środek płatniczy. Salwador.