Zgodnie z tzw. ustawą antylichwiarską maksymalne oprocentowanie kredytów (w tym kart) nie może przekraczać czterokrotności stopy lombardowej Narodowego Banku Polskiego. W wyniku spadku stóp przez rok limit ten zmalał więc z 25 do 16 proc. w skali roku. Banki nie mając wyjścia musiały obniżyć oprocentowanie. Naturalnie robią to jednak znacznie wolniej niż Rada Polityki Pieniężnej. Średnie oprocentowanie zadłużenia na kartach kredytowych – jak wynika z danych NBP – wynosi 13,9 proc. i jest tylko o 2,1 pkt proc. mniejsze od górnego limitu maksymalnych odsetek. Do niedawna różnica pomiędzy przeciętnym oprocentowaniem kart, a ustawowym progiem była znacznie wyższa. Przez większość 2011 i 2012 r. wynosiła ona od 6,1 do blisko 8 pkt proc. Gdyby teraz było podobnie, średnie oprocentowanie plastikowych pieniędzy spadłoby poniżej 10 proc. w skali roku, co czyniłoby je relatywnie tanim kredytem. Banki jednak nie przystaną na takie warunki, bo – z ich punktu widzenia – i tak tracą wystarczająco dużo na niższych przychodach odsetkowych.
Mimo że oprocentowanie kart kredytowych spada wolniej niż by mogło, to wystarczyło, aby zwiększyć ich atrakcyjność na tle kredytów odnawialnych, których średnie oprocentowanie wynosi 11,3 proc. Różnica pomiędzy odsetkami od limitów w koncie, a odsetkami na kartach spadła więc z obserwowanych przez większość ubiegłego roku 5 proc. lub więcej do 2,7 proc. Po raz ostatni różnica ta była tak niska w lipcu 2010 r., kiedy stopa referencyjna wynosiła 3,5 proc., tj. o 1 pkt proc. więcej niż obecnie. Choć oprocentowanie na kartach wciąż jest wyższe niż w przypadku kredytów odnawialnych, to po uwzględnieniu dostępu do nawet 60-dniowego okresu bezodsetkowego w przypadku kart, wydają się one lepszym rozwiązaniem od limitów w koncie oraz tradycyjnych kredytów gotówkowych. Średnie oprocentowanie nominalne tych ostatnich wynosi co prawda 14,6 proc. w skali roku, ale w ujęciu rzeczywistym (a więc uwzględniającym dodatkowe opłaty) skacze ono już do 20,4 proc.
Spadek oprocentowania kart powoduje również, że coraz rzadziej opłaca się zamieniać powstałe zadłużenie na oferowany przez niektóre banki kredyt ratalny uruchamiany na karcie. Rozłożenie transakcji wykonanych plastikiem na raty (uruchamiane w ramach limitu przyznanego na karcie), w przypadku osób niespłacających zadłużenia w okresie odsetkowym, pozwalało zwykle zaoszczędzić na odsetkach. W wielu bankach spadkowi oprocentowania kart nie towarzyszyło jednak także zmniejszenie odsetek za kredyt ratalny, w wyniku czego przez ostatnie miesiące atrakcyjność tych ostatnich istotnie spadła. I tak na przykład w Banku BPH, gdzie oprocentowanie klasycznych kart wynosi 15,6 proc., stawka dla transakcji bezgotówkowej rozłożonej na raty wynosi 16 proc. w skali roku (plus 18 zł za uruchomienie usługi kredytu ratalnego). W Deutsche Banku wprawdzie różnica jest na korzyść kredytu ratalnego, ale tylko niewielka, bo wynosi ona 1,1 pkt proc. przy oprocentowaniu srebrnej karty na poziomie 16 proc. Na większą korzyść mogą liczyć dopiero właściciele karty złotej. Wciąż jednak można znaleźć banki, w których zamiana karcianego zadłużenia na raty będzie opłacalna nawet w przypadku plastików z najtańszego segmentu. W mBanku i BZ WBK, gdzie stawka na standardowych kartach także sięga maksymalnego ustawowego limitu, oprocentowanie zadłużenia rozłożonego na raty wynosi odpowiednio 13,9 oraz 12 proc.
Klienci banków niespecjalnie wykorzystują spadek oprocentowania kart kredytowych. Wprawdzie w drugim kwartale liczba wydanych plastików wzrosła po raz pierwszy od końca 2009 r., ale zadłużenie na kartach wciąż pozostaje na prawie niezmienionym poziomie – od początku roku wynosi ono 12-12,2 mld zł.