Kuszeni wysokim oprocentowaniem sprawdźmy, czy nasze oszczędności trafią do licencjonowanej instytucji. Wybór, komu powierzyć własne ciężko zarobione pieniądze, to decyzja o poważnych konsekwencjach.

Z jednej strony szukamy takiego miejsca, w którym nasze zyski z inwestycji będą możliwie jak największe. Z drugiej – musimy pamiętać o bezpieczeństwie pieniędzy: nie tylko o tym, by osiągnąć dochód, ale by po zakończeniu umowy pieniądze w ogóle do nas wróciły. Jak zadbać o to bezpieczeństwo? Sprawa tylko z pozoru wydaje się prosta, biorąc pod uwagę wielomilionowe kwoty, jakie stracili tylko w ostatnim roku klienci dwóch upadłych parabanków – Amber Gold i Finroyal.
Suma bilansowa krajowych instytucji finansowych / DGP

Licencja na przyjmowanie (depozytów)

Podstawową kwestią, jaką powinniśmy brać pod uwagę przy szukaniu instytucji, w jakiej ulokujemy pieniądze, jest to, czy nasz wybór padł na podmiot, który posiada licencję Komisji Nadzoru Finansowego. „Bank jest osobą prawną utworzoną zgodnie z przepisami ustaw, działającą na podstawie zezwoleń uprawniających do wykonywania czynności bankowych obciążających ryzykiem środki powierzone pod jakimkolwiek tytułem zwrotnym” – mówi jeden z pierwszych artykułów ustawy – Prawo bankowe. Powierzone środki to pieniądze złożone w banku przez deponentów, a obciążanie ich ryzykiem oznacza, że pieniądze te są przez bank pożyczane komuś innemu.
Należy pamiętać, że możliwość gromadzenia pieniędzy w celu ich odpożyczania to wyłączna domena banków. „Kto bez zezwolenia prowadzi działalność polegającą na gromadzeniu środków pieniężnych innych osób fizycznych, prawnych lub jednostek organizacyjnych niemających osobowości prawnej, w celu udzielania kredytów, pożyczek pieniężnych lub obciążania ryzykiem tych środków w inny sposób, podlega grzywnie do 5 000 000 złotych i karze pozbawienia wolności do lat 3” – mówi dalej prawo bankowe. Uprzywilejowaną pozycję banków podkreśla zapis Prawa bankowego stwierdzający, że „karze podlega, kto, prowadząc działalność zarobkową wbrew warunkom określonym w ustawie, używa w nazwie jednostki organizacyjnej niebędącej bankiem lub do określenia jej działalności lub reklamy wyrazów »bank« lub »kasa«”.
Licencjonowanych banków jest więc stosunkowo niewiele. Na liście banków działających w postaci spółki akcyjnej są obecnie 43 instytucje, z kolei lista banków spółdzielczych (działających zwykle na stosunkowo niewielkim obszarze, rzadko wykraczającym poza jedno województwo) liczy 573 pozycje. Nazwy i adresy wszystkich banków, które funkcjonują za zgodą nadzoru, można znaleźć na stronie internetowej KNF.
Banki cieszą się możliwością przyjmowania depozytów klientów, ale jest to kosztowny przywilej. Już samo utworzenie banku nie jest łatwą rzeczą: wymagany minimalny kapitał to równowartość 5 mln euro (obecnie ponad 20 mln zł; mniej rygorystycznie traktowane są banki spółdzielcze), przy czym od instytucji zabiegających o licencję nadzór zwykle wymagał na początek wyższej kwoty – tak, by straty ponoszone w pierwszym okresie funkcjonowania nie doprowadziły do naruszenia ustawowego limitu. Przepisy nakładają też spore wymagania w odniesieniu do podmiotów, które chciałyby bank utworzyć, a także wobec osób, które mają być menedżerami w banku. Co do tych ostatnich nadzór upewnia się, że „dają rękojmię prowadzenia spraw banku w sposób należycie zabezpieczający interesy klientów banku i zapewniający bezpieczeństwo środków gromadzonych w banku oraz posiadają odpowiednie doświadczenie zawodowe”.
To wymogi na początek. W prowadzonej już działalności banki wcale nie mają więcej luzu. Cały czas bank musi wypełniać ustawowe warunki uzyskania licencji. Ponadto instytucje bankowe znajdują się pod ciągłą kontrolą sprawowaną przez Komisję Nadzoru Finansowego. Kontrola ta może przybierać formę bezpośrednich inspekcji w siedzibie banku lub być dokonywana poprzez stały monitoring jego kondycji ekonomiczno-finansowej pod kątem wysokości i jakości kapitałów własnych, wypłacalności, płynności, skali podejmowanego ryzyka. Wszystko po to, by zapewnić bezpieczeństwo zgromadzonych w banku środków pieniężnych. Nadzór jest w stałym kontakcie nie tylko z zarządami banków, ale także z właścicielami – nawet jeśli byłyby to międzynarodowe grupy finansowe z odległych rejonów świata.
Skoro mowa o zagranicznych bankach w Polsce – mogą one funkcjonować na dwa główne sposoby: albo poprzez polską spółkę córkę, czyli zarejestrowaną w naszym kraju instytucję, która w pełni podlega nadzorowi KNF, albo poprzez oddziały. Tu sprawa jest nieco bardziej skomplikowana, bo co do zasady nasz nadzór otrzymuje jedynie notyfikację zamiaru uruchomienia takiego oddziału. Od pewnego czasu KNF i w tym wypadku stawia jednak wiele warunków, które mają na celu podniesienie bezpieczeństwa takiej instytucji i jej klientów. I co ważne: żaden z zagranicznych banków obecnych u nas poprzez oddział nie przyjmuje na dużą skalę depozytów klientów detalicznych (takim przypadkiem był Polbank należący do greckiej grupy Eurobank EFG; Polbank został jednak przekształcony z oddziału w spółkę z osobną licencją bankową, Grecy sprzedali go austriackiemu Raiffeisenowi, a ten połączył go kilka tygodni temu ze swoją polską spółką zależną).
Od zasady, że przyjmowanie depozytów to domena banków, jest jeden wyjątek – dotyczy on spółdzielczych kas oszczędnościowo-kredytowych. SKOK-i istnieją od ponad 20 lat i w tym czasie stały się poważną siłą na naszym rynku finansowym. Wartość zgromadzonych w nich depozytów przekraczała w połowie 2012 r. 15 mld zł, a liczba członków – 2,5 miliona. Do niedawna za stabilność systemu SKOK była odpowiedzialna Krajowa Spółdzielcza Kasa Oszczędnościowo-Kredytowa, ale jesienią minionego roku weszła w życie nowelizacja ustawy o SKOK, która poddała je nadzorowi KNF. Jednym z argumentów za takim rozwiązaniem była chęć zwiększenia bezpieczeństwa systemu. Komisja, choć formalnie już odpowiedzialna za nadzorowanie spółdzielczych kas, opiekę nad nimi zaczyna od dokładnego zapoznania się z ich sytuacją – kilka dni temu minął termin, w którym wszystkie SKOK-i miały przekazać KNF raporty niezależnych biegłych rewidentów ze specjalnie przeprowadzonego zewnętrznego audytu.



Piramidalne problemy

Jak państwowy nadzór wywiązuje się z zadania ochrony depozytów klientów banków? Skutecznie, skoro ostatni przypadek upadłości banku komercyjnego mieliśmy w 2000 r. Wówczas zbankrutował Bank Staropolski, w którym zgromadzone wówczas depozyty miały wartość kilkuset milionów złotych (klienci skorzystali z gwarancji, jakie każdemu bankowi daje Bankowy Fundusz Gwarancyjny – o jego roli czytaj w jednym z następnych odcinków naszego cyklu). Kwota była porównywalna z tą, jaką kilka miesięcy temu stracili klienci piramidy finansowej Amber Gold. Jak poznać, że mamy do czynienia z taką piramidą czy z parabankiem, który piramidą może się okazać (przez parabanki rozumiemy tu podmioty, które wbrew prawu przyjmują depozyty klientów, nie zaś firmy pożyczkowe, które zwykle obracają kapitałem swoich właścicieli, a jeśli same pożyczają od kogoś pieniądze, to są to np. inwestorzy kupujący ich obligacje)?
Najprostsza metoda to wejście do serwisu internetowego KNF – na podaną stronę zawierającą listę licencjonowanych instytucji bankowych. Jeśli interesującego nas podmiotu nie da się na niej znaleźć, możemy być pewni, że nie ma on licencji nadzoru i powierzenie mu pieniędzy może narazić nas na straty.
Sygnałów wskazujących, że wpłacenie pieniędzy naraża nas na ryzyko, może być jednak znacznie więcej. Do wzmożonej ostrożności powinno skłaniać już to, że parabanki proponują zwykle oprocentowanie zdecydowanie przewyższające stawki, jakie można uzyskać w bankach. Dzięki temu są w stanie pozyskiwać pieniądze klientów i przez pewien czas także zwracać je z obiecanymi odsetkami. Często jest jednak tak, że wypłacanie środków pieniężnych umożliwiają wyłącznie wpłaty nowych klientów. Dopóki ich liczba rośnie, taka piramida finansowa może funkcjonować. W pewnym momencie system jednak musi się załamać – przykłady upadłych piramid finansowych można znaleźć niemal na całym świecie, w Polsce do ubiegłorocznej katastrofy Amber Gold tego typu działalność była rzadka.
Parabanki czy piramidy finansowe prowadzą działalność z naruszeniem prawa. Dlatego zwykle próżno szukać ich sprawozdań finansowych (banki powinny udostępniać swoje w oddziałach, poza tym niemal wszystkie największe banki to spółki giełdowe, więc ich wyniki są powszechnie dostępne) czy nawet informacji o tym, kto nimi kieruje bądź też do kogo należą. Powodem do niepokoju może być także to, że instytucja, nad której ofertą się zastanawiamy, ma adres w innym kraju, a nasze pieniądze miałyby trafić za granicę, czy też proponowanie przez pracownika podmiotu oferującego wysokie zyski z oszczędności umowy napisanej bardzo skomplikowanym językiem i nietłumaczącej jasno, jak zostaną ulokowane nasze pieniądze (ta ostatnia uwaga może okazać się pomocna również przy korzystaniu z usług licencjonowanych instytucji finansowych, które oferują nierzadko umowy pełne kruczków narażających klientów na pokaźne ryzyko albo straty w momencie wycofania pieniędzy przed uzgodnionym z góry terminem).
Jeśli to wszystko nie wystarczy, znów pomocne mogą okazać się informacje Komisji Nadzoru Finansowego. Prowadzi ona listę ostrzeżeń publicznych, na której zamieszcza nazwy firm, które np. przyjmują od klientów pieniądze „w celu obciążania ich ryzykiem”. Na liście ostrzeżeń znajduje się kilkadziesiąt podmiotów. KNF nie ogranicza się do publikowania ich danych. Gdy w grę wchodzi podejrzenie złamania prawa bankowego, nadzór kieruje też sprawę do prokuratury. Adres listy ostrzeżeń: http://bip.knf.gov.pl/?l=/Urzad_Komisji/042_Ostrzezenia_publiczne/000_index.html .

Oszczędzanie czy inwestowanie

Oprócz banków i SKOK-ów, które przyjmują pieniądze klientów legalnie, i działających na tym polu nielegalnie parabanków, na rynku jest wiele innych instytucji zainteresowanych naszymi pieniędzmi. Chodzi o firmy ubezpieczeniowe, towarzystwa funduszy inwestycyjnych czy domy maklerskie. Te trzy grupy podmiotów również działają na rynku regulowanym przez nadzór, co oznacza, że muszą uzyskać od KNF zgodę na funkcjonowanie, która z kolei wiąże się z koniecznością spełnienia określonych wymogów. Zawsze jednak trzeba zadać sobie pytanie, jakie ryzyko może się wiązać ze skorzystaniem z ich usług. Inaczej mówiąc, czy będziemy bezpiecznie oszczędzać, czy też decydujemy się na inwestycję, która może przynieść pokaźne zyski, ale może też spowodować, że stracimy część ulokowanych pieniędzy.
Warto pamiętać, że stratę możemy ponieść nawet wówczas, gdy decydujemy się na inwestycję poprzez bank – tak może być np. w przypadku zakupu produktów ustrukturyzowanych (o ile nie mają one opcji gwarancji kapitału). Straty możemy ponieść przy zakupie funduszy inwestycyjnych zarządzanych przez TFI, podobnie może być także przy oszczędzaniu za pośrednictwem ubezpieczeniowych funduszy kapitałowych. Nawet zakup obligacji skarbowych – choć są one uważane za najpewniejszą inwestycję – może wiązać się ze stratami, o ile zdecydujemy się na sprzedaż obligacji przed terminem zapadalności (problem nie dotyczy skarbowych obligacji detalicznych emitowanych przez Skarb Państwa z myślą o inwestorach będących osobami fizycznymi).
Skoro nawet zakup najpewniejszych papierów może się wiązać z poniesieniem strat, sprawę bezpieczeństwa naszych oszczędności powinniśmy traktować szczególnie poważnie. A specjaliści stale powtarzają, że przy wybieraniu miejsca do ulokowania oszczędności nic nie zastąpi nam zdrowego rozsądku.
Parabanki czy piramidy finansowe prowadzą działalność z naruszeniem prawa. Dlatego zwykle próżno szukać ich sprawozdań finansowych czy nawet informacji o tym, kto nimi kieruje

Banki cieszą się możliwością przyjmowania depozytów klientów, ale jest to kosztowny przywilej, wymagany minimalny kapitał to równowartość 5 mln euro