Aktywa niefinansowe przykuwają zainteresowanie inwestorów z dwóch powodów. Po pierwsze, ze względu na rosnący globalny popyt na produkty, które by powstać, wymagają surowców bądź ziemi. Drugim powodem jest autentyczna rzadkość tych zasobów. Tylko bowiem połączenie popytu i trwałych ograniczeń podażowych prowadzi do wzrostu cen w długim terminie.
Spróbujmy nieco przybliżyć ten mechanizm. Zacznijmy od rynku aluminium. Popyt na ten metal, ze względu na jego zastosowania w budownictwie i przemyśle samochodowym, bardzo w czasie ostatniej dekady wzrósł. Na szybki rozwój krajów Azji i Ameryki Południowej nałożył się boom budowlany w niektórych krajach Zachodu. Podaż nie nadążała za popytem i rynek był równoważony przez galopujący wzrost cen. Przez 9 lat, licząc od kwietnia 2002 do kwietnia 2011, ceny aluminium rosły średnio w tempie 8%. Jednak od tego czasu metal ten już nie drożeje — obecne jego ceny są prawie o jedną trzecią niższe. Powodem, dla którego rajd cenowy został zatrzymany, nie jest brak popytu (rynek dość szybko podniósł się po recesji, która dotknęła świat w 2009 roku), lecz brak rzadkości.
W krótkim czy nawet średnim terminie trudno jest zwiększyć bieżące wydobycie aluminium. Jednak na dłuższą metę tego akurat pierwiastka ludzkości nie zabraknie. Wedle szacunków Haskiego Centrum Studiów Strategicznych (HCSS) przy konsumpcji światowej na poziomie z 2008 roku rezerwy aluminium wystarczą nam na 1027 lat. Nic więc dziwnego, że skorygowane o inflację ceny tego metalu z dekady na dekadę są coraz niższe, a nominalne wartości były na poziomie dzisiejszym 25 lat temu.
Innym ciekawym przykładem jest rod. Ten pierwiastek występuje na Ziemi w śladowych ilościach, rzadziej nawet niż złoto i platyna. Ma on zastosowanie przede wszystkim w przemyśle samochodowym — niewielka jego zawartość wspomaga oczyszczanie spalin w katalizatorach. Od czerwca 2003 do czerwca 2008 jego cena wzrosła ponaddwudziestokrotnie, co daję imponującą stopę zwrotu na poziomie 85% w skali roku. Niestety, tak gwałtowny wzrost zaowocował reakcją po stronie producentów samochodów, którzy postarali się o daleko idące zmniejszenie zużycia. W rezultacie cena od szczytu w połowie 2008 roku na poziomie około 10 tys. dolarów za uncję spadła do nieco powyżej 1100 dolarów. Widać więc, że sama rzadkość nie wystarczy — popyt także jest jednym z kluczowych czynników, by wzrosty utrzymały się w długim terminie.
Co w takim razie spełnia zarazem wymóg popytu i rzadkości? Ponieważ nie znamy przyszłych metod technologicznych ani w zakresie przetwarzania surowców, ani ich wydobycia, trudno z pewnością wskazać te, na które zawsze będzie zapotrzebowanie, i to trudne do zaspokojenia. Można jednak pokusić się o prognozy. Obiecująco wygląda na przykład „surowiec” wykorzystywany w produkcji wszystkich towarów rolnych — ziemia.
Popyt na płody rolne w przyszłości z pewnością będzie rósł. Gwarantuje to z jednej strony wzrost populacji Ziemi, z drugiej — zmiana nawyków żywieniowych. W 2050 roku z jednego hektara ziemi rolnej będzie musiało wyżyć średnio 6,3 osoby, podczas gdy obecnie wskaźnik ten wynosi około 4,5. Dotychczasowe trendy wskazują też, że w krajach Azji i Afryki zwiększy się udział produktów mięsnych w koszykach konsumpcyjnych. Obecnie spożycie mięsa wynosi w Chinach już 56 kilogramów na osobę rocznie, więc wzrost nie będzie już tak znaczący jak w minionej dekadzie, ale Państwo Środka wskazuje kierunek, w którym podąży spożycie w Malezji, Wietnamie czy Tajlandii. Proces ten zaś wymaga dalszych wzrostów produkcji pasz, których producenci będą musieli konkurować o ziemię uprawną z innymi dostawcami towarów rolnych.
Zasoby ziemi są zaś ograniczone. Od lat zasób ziemi uprawnej powiększa się minimalnie, a produkcja rolna rośnie przede wszystkim za sprawą wzrostu wydajności. Ta zaś poprawia się w krajach, w których rolnictwo jest już wysoko rozwinięte, jedynie minimalnie. Przykładowo: w latach 1997-2007 produkcja pszenicy z hektara w krajach wysoko rozwiniętych rosła w tempie 0,06% rocznie, a soi 0,02%. Cały czas obserwujemy znaczący wzrost wydajności w krajach mniej rozwiniętych, jednak on także z roku na rok jest coraz wolniejszy. Nic więc dziwnego, że gdy dojdą jeszcze krótkoterminowe czynniki, jak na przykład ostatnia susza w USA, ceny płodów rolnych osiągają rekordowe poziomy.
W tym momencie można zadać sobie pytanie: skoro rośnie popyt na żywność, a ilość ziemi jest ograniczona, może należy inwestować właśnie w płody rolne? Zakup towarów rolnych w celach inwestycyjnych jest możliwy, jednak łączy się z dwoma potencjalnymi problemami. Po pierwsze, nie można kupić fizycznego towaru ze względu na niemożność jego długotrwałego przechowywania. Jedyne, co można zrobić, to kupić jednostki uczestnictwa funduszu inwestycyjnego lub inwestować bezpośrednio w kontrakty terminowe. Po drugie, ceny towarów rolnych charakteryzuje bardzo duża zmienność. W krótkim okresie możemy bardzo dużo stracić — wyniesiona w ciągu suchego lata do rekordowych poziomów cenowych kukurydza może zimą stracić 50% wartości. Zmienność cen ziemi jest zaś znacznie mniejsza dzięki temu, że jej wartość zależy od przyszłych zbiorów nie z jednego, a z kilkudziesięciu nadchodzących lat.
Ile można zarobić na ziemi rolnej? Raport inwestycyjnej firmy Savills podaje, że w ciągu minionych 15 lat stopa zwrotu z inwestycji w ziemię w USA wyniosła 12% rocznie. To znacznie więcej niż przyniosły w tym czasie akcje (około 5,5%). Warto więc rozważyć umieszczenie tego aktywa w swoim portfelu.