Osoby, które chcą zaciągnąć kredyt w euro na starych, korzystnych zasadach, mają jeszcze kilka dni na złożenie wniosku. Od 1 stycznia wchodzi w życie nowelizacja rekomendacji S wydana przez Komisję Nadzoru Finansowego, która zobowiązuje instytucje finansowe do bardziej restrykcyjnego badania zdolności kredytowej klientów.
Banki będą wyliczały ją tak, jakby klient zadłużał się na 25 lat, gdy dziś rozkładają zobowiązanie nawet na 30 – 40 lat. Co więcej, łączna wartość wszystkich zobowiązań ratalnych zarabiającego średnią krajową klienta (dziś to ok. 3,5 tys. zł brutto) nie będzie mogła przekroczyć 42 proc. jego miesięcznych dochodów. – To w znaczący sposób obniży wartość kredytu – mówi Katarzyna Siwek z Home Broker. Z wyliczeń analityków wynika, że przy kredytach w euro kwota ta może zmniejszyć się nawet o 40 proc. Jeśli dziś bank jest gotów udzielić kredytu w euro na kwotę 400 tys. zł na 30 lat, to po zmianach będzie to jedynie 240 tys. zł.
Część banków postanowiła iść klientom na rękę i zapowiedziała, że dokumenty złożone do 31 grudnia będą rozpatrywane na starych zasadach. Wśród nich są m.in. Kredyt Bank, Millennium, MultiBank, Nordea czy Deutsche Bank. Banki jednak nie dają 100 proc. gwarancji, że każdy, kto zdąży złożyć papiery przed końcem roku, kredyt dostanie. – Wniosków jest tak dużo, że pracownicy nie dają rady z analizowaniem dokumentów – mówi Arkadiusz Rojek, analityk z Home Broker. – Niektóre już wyznaczyły maksymalny termin, do którego musi być podpisana umowa kredytowa. W Kredyt Banku np. ostateczny termin jej podpisania upływa 30 marca. Jeśli jej nie będzie, kredytu w euro też.
Z szacunków analityków wynika, że liczba wniosków, które wpłynęły w grudniu, dwukrotnie przekracza średnią z poprzednich miesięcy. – Ale też rata kredytu w euro jest o kilkaset złotych niższa niż złotowego – mówi Rojek. I to mimo osłabienia złotego wobec europejskiej waluty. W dodatku jeśli z powodu zawirowań w strefie euro w przyszłym roku stanie rynek międzybankowy, to tak jak to miało miejsce na początku 2009 r., stopa WIBOR, od której liczone jest oprocentowanie kredytów, może wzrosnąć. To oznacza, że raty zadłużenia w złotych znów wzrosną. Dlatego Polacy wciąż chcą zadłużać się w walutach.
O to coraz trudniej. Są banki, które nowe zasady wprowadziły jeszcze przed wejściem w życie rekomendacji. Już 18 grudnia zrobiły tak Credit Agricole i BNP Paribas. Instytucje te wprowadziły nowe zasady razem z wymogami, jakie nałożyła na nie nowa ustawa o kredycie konsumenckim. W 2012 r. część banków planuje wycofanie się z hipotek w walutach, a inne, jak Deutsche Bank, podniesie wymagań dotyczących dochodów i wkładu własnego.
Nowelizacja rekomendacji S mniej dotknie tych, którzy wezmą kredyt w złotych. Kwota kredytu, jaką będą mogli zaciągnąć na nowych zasadach, będzie tylko o 7 – 8 proc. niższa niż wcześniej.
Kredyt walutowy przed nowelizacją rekomendacji S
Banki wyliczają zdolność kredytową klienta, rozkładając kwotę zadłużenia nawet na 30, 40 lat. To sprawia, że osoby zarabiające średnią krajową mogą pożyczyć więcej pieniędzy i kupić mieszkanie większe lub w lepszej lokalizacji.
Rata kredytów walutowych dla osób zarabiających poniżej średniej krajowej nie może przekroczyć 50 proc. zarobków, a w przypadku lepiej zarabiających – 65 proc. pensji netto.
Kredyt walutowy po wejściu w życie nowelizacji S
Banki będą liczyć zdolność kredytową klientów maksymalnie dla okresu 25 lat.
Rata kredytów walutowych dla wszystkich klientów nie będzie mogła przekroczyć 42 proc. zarobków miesięcznych netto. Nowe przepisy uderzą więc po kieszeni lepiej zarabiających. O ile osoba z dochodami 4 tys. zł netto dziś może spłacać ratę na poziomie 2,6 tys. zł, o tyle od stycznia będzie mogła tylko 1680 zł.